Część poprzednia: klik *** Bucky Barnes miał niemałe doświadczenie w opiekowaniu się dziećmi. Znaczy, tak przynajmniej mu mówili. Nadal tego nie pamiętał, a przynajmniej nie do końca. Fragmenty, urywki – nieskładne, niepełne, wymieszane, trudne do chronologicznego ułożenia. Jak wysypane z pudełka puzzle, w których brakowało kilku kluczowych fragmentów, bez których układanka zawsze będzie niepełna. Nienawidził tego. Nienawidził tego, jak zepsuty był. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co inni o nim myślą. Ludzie, którzy tylko patrzyli , ale nie widzieli . Nie był głupi, dostrzegał różnice w ich zachowaniu – czasem zupełnie nieznaczne, ale nadal wywołujące w nim wstyd i poczucie winy – kiedy tylko wchodził do pomieszczenia. Widział całą gamę spojrzeń i reakcji – od obrzydzenia, przez dystans, wzmożoną ostrożność, po – fałszywe – współczucie. Czasem miał ochotę wrzeszczeć, wykrzyczeć im w twarze to, jak obłudni są, ale milczał. Wiedział, że j...