Posty

Wyświetlanie postów z 2017

Miniaturka 2: Niebo spadające nam na głowy... (11/?)

*** Bucky był… sfrustrowany. Choć nie, nie. To było zdecydowanie zbyt delikatne słowo, by wyrazić nim to, co teraz czuł. To było coś zdecydowanie większego, coś… Nie potrafił tego nazwać. Dlatego właśnie pozostawał przy tej przeklętej frustracji , która w żaden sposób nie ukazywała ogromu jego rozgoryczenia i bezsilności.  Próbował, starał się… Starał się przypomnieć sobie rzeczy, których nie miał prawa pamiętać, ale nie był w stanie. I nie przychodziły mu do głowy żadne racjonalne argumenty, dlaczego tak się, u diabła, dzieje. I dlaczego w ogóle usiłuje przypomnieć sobie coś, czego nie było. Nie mogło być. Przecież to, cholera, w ogóle nie miało sensu. Ale pomimo tego, że to wiedział, nie potrafił przestać próbować. Kojarzył skądś to nazwisko, ale nie wiedział skąd. I to było takie frustrujące.

Miniaturka 2: Niebo spadające nam na głowy... (10/?)

Opowiadanie dostępne również na  Wattpadzie . *** Budzi się z rzęsami pokrytymi lodem. Próbuje przełknąć ślinę, pozbyć się tego nieznośnego uczucia, jakby ktoś wyłożył jego gardło papierem ściernym. Suchość w ustach jest nie do przezwyciężenia, uniemożliwia wydanie z siebie jakichkolwiek artykułowanych dźwięków, które mogłyby utworzyć razem to jedno imię, które czai się na końcu jego języka. Jest mu zimno, tak cholerne zimno, pomimo którego całe jego ciało zdaje się płonąć żywym ogniem. Ostatkiem sił przekręca głowę w bok. Śnieg zabarwiony jest czerwienią, a jego ramię… Nie jest w stanie powstrzymać wymiotów. ***

Miniaturka 2: Niebo spadające nam na głowy... (9/?)

Opowiadanie dostępne również na  Wattpadzie . *** Bucky naprawdę nie wiedział, co powinien zrobić, by zdołać jakoś wyplątać się z tego wszystkiego. Naprawdę nie wiedział i nie przychodził mu do głowy nikt, kto mógłby to wiedzieć. Cała ta sprawa z chorymi liścikami i śledzącym go niewidzialnym prześladowcą powoli zaczynała doprowadzać go do szału. Nie rozumiał, co się dzieje i jak to możliwe, że mimo wszystkich tych paranoi, jakie towarzyszyły mu po powrocie z misji, dawał się tak zaskakiwać. Jak to możliwe, że nie był wstanie dostrzec, że ktoś go śledzi. Wplątał się w niezłe bagno i nie wiedział, jak ma się z tego wygrzebać. Nie miał najmniejszego pojęcia. I zdecydowanie nie było to pokrzepiające.

Miniaturka 2: Niebo spadające nam na głowy... (8/?)

N: Łolaboga, wreszcie coś zaczyna się dziać! Opowiadanie dostępne również na Wattpadzie . *** желание ржaвый Ciąg dziwnych znaków wydawał się być Steve’owi całkowicie obcy, niezrozumiały, ale jednak… ale jednak miał w sobie coś, co wzbudzało w nim dziwny, nieznany niepokój. Wiedział, że to bezsensowne, ale… Ale ostatnio wszystko stało się właśnie takie. Pozbawione sensu, jakiejkolwiek logiki. Nie potrafił pojąć, jak to możliwe, że jego życie znalazło się na tak dziwnym zakręcie… Choć nie, powinien nazwać to raczej rozdrożem, z którego mógł zejść na skrajnie różne od siebie sposoby. Resztki jego zdrowego rozsądku kazały mu uciekać jak najdalej od wszystkiego, co było związane z Bucky’m Barnesem, ale… Kiedy tylko mężczyzna pojawiał się obok, znikał wszelki zdrowy rozsądek. I wszelki sens. Ale wiedział, że coś tu jest bardzo nie tak. I chyba naprawdę musiał być chory psychicznie. Naprawdę. Bo nie było innego wytłumaczenia dla tego, że pozwolił wyrwać się Bucky’emu B

Wybór │Choice

Obraz
N: Małe AU w stylu „Co by było gdyby...?" do pewnej sceny z CA:CW, które zmienia wszystko i daje happy end, którego nikt nie chciał. Ja też nie, ale tak się kończy zbyt długie wystawienie mnie na działanie słońca, a potem odcięcie mi Internetu. Poważnie, nikt nie chciał takiego tekstu, ale co poradzę?  Długość: 3 140 słów, 9,5 strony w Wordzie zapisanych Calibri 12. I tak, to nikogo nie obchodzi, ale co tam. Tekst dostępny jest też na Wattpadzie :* Proszem, o to link: klik *** — Czasem naprawdę mam ochotę wybić ci te twoje idealne ząbki… Ale nie chcę, żebyś odszedł. — Tony patrzy na niego z góry, udaje, że ma całą sytuację pod kontrolą, ale wystarczy jedno krótkie zerknięcie na jego twarz, by zobaczyć tak rozpaczliwie ukrywaną desperację, nadzieję w jego oczach, kiedy mówi: — Potrzebujemy cię, Cap . Steve musi odwrócić wzrok, przełknąć tworzącą się w gardle gulę. Potrzebujemy cię, Cap.

Miniaturka 2: Niebo spadające nam na głowy... (7/?)

N: Nie ma dla mnie usprawiedliwienia, więc nawet nie próbuję tego robić. Powiem tylko, że opowiadanie przepisałam całkowicie po raz siódmy (nie, ani nie żart, ani wyolbrzymienie), co pozwala wyciągnąć z tego jeden wniosek – nigdy, przenigdy nie powinnam zabierać się już za publikowanie czegoś, co nie jest skończone. Nigdy. Opowiadanie dostępne także na  Wattpadzie . *** Otworzył kopertę, wyjmując z niej na wpół złożoną białą kartkę. Kiedy rozłożył ją, dostrzegł, że nie ma na niej nic, prócz jednego, zapisanego odręcznie słowa. Zhelaniye . Ściągnął brwi, zastanawiając się skąd, u diabła, wie jak powinien przeczytać „желание”. Nigdy w życiu nie uczył się cyrylicy, nie znał rosyjskiego – skąd w ogóle wiedział, że to rosyjski? –  ani wymowy. Wmówił sobie jednak, że musiał zobaczyć gdzieś kiedyś to słowo, najpewniej w jakimś telewizyjnym programie, co wyjaśniałoby też znajomość wymowy. Obejrzał kopertę ze wszystkich stron, szukając jakiejkolwiek podpowiedzi co do tego,

Miniaturka 2: Niebo spadające nam na głowy... (6/?)

Notka od autorki: Wróciłam po długiej przerwie z zapasem kilku rozdziałów w przód, więc mam nadzieję, że uda mi się publikować je częściej. Dużo, dużo częściej. Jeśli to możliwe, prosiłabym o komentarze na Wattpadzie , ponieważ tam planuję przenieść to opowiadanie i chciałabym mieć wszystko w jednym miejscu :) *** — Mam dwa dość istotne pytania — zaczął Bucky, kiedy razem z Gretchen siedzieli na masce jej samochodu, czekając na Idę przebierającą się w szatni po balecie. — Hm? — mruknęła w odpowiedzi, nawet na niego nie spoglądając. Półleżała, wspierając się na wyciągniętych w tył ramionach, i wystawiała twarz w stronę słońca. Bucky wiedział jednak, że go nie ignoruje. Jedynie udaje, robiąc mu na złość. — Pierwsze – dość istotne i bezpośrednio związane z drugim – ty też widzisz to dziecko? Czy to znów tylko… No wiesz… — Dźgnął ją w udo i kiedy na niego spojrzała, wskazał jej brodą park po drugiej stronie ulicy. Gretchen zerknęła w tamtą stronę, dostrzegając dziewcz

Prezent aka Wyzwanie 14

N:  Ten tekst nie ma kompletnie żadnej fabuły, nie oszukujmy się. Ale jest seks, a każdy lubi seks, więc po co komu fabuła, prawda? A przechodząc do sedna - Wszystkiego najlepszego dla Stuckyholiczki, mam nadzieję, że spodoba ci się jedenaście i pół strony seksu, który tak naprawdę zaczyna się dopiero gdzieś w połowie :P! ***

Miniaturka 2: Niebo spadające nam na głowy... (5/?)

N: Kolejna część. Spokojnie, w następnej wrócimy do schiz. *** Nie uroił sobie tego. Wpatrywał się w niebo, śledząc wzrokiem miejsce, które jeszcze przed krótkim momentem lśniło siatką złocistych pęknięć. Teraz wszystko zniknęło, pozostało jedynie wieczorne, ciemniejące niebo i pierwsze gwiazdy, jednak to nie miało znaczenia. Nic nie miało. Liczyło się tylko to że nie uroił sobie tego . ― Naprawdę to widziałeś? ― spytał wreszcie, odrywając wzrok od nieba nad swoją głową i skierował go na Toro.

Miniaturka 2: Niebo spadające nam na głowy... (4/?)

N: Opowiadanie powróciło do życia po długim czasie, choć do planu wprowadziłam kilka drobnych zmian. Jest to mój pierwszy tekst opublikowany w nowym roku i mam nadzieję, że nie okaże się nie do strawienia :P *** Bucky wiedział, że to, co robi może mieć dla niego katastrofalne skutki. Wiedział to doskonale. Ale to przecież nie znaczyło, że od razu zacznie się tym przejmować, i że zmieni zdanie. Wiedział, że odstawiając pigułki, które przypisał mu doktor Broussard, może sobie zaszkodzić i to jak jasna cholera, bo po coś kazali łykać mu te prochy, ale musiał to zrobić. Po prostu musiał . Może to wszystko, co ostatnio się działo, co widział, co słyszał, było objawami jakiejś zmutowanej dyskinezy, a on miał pecha być zaczątkiem nowego łańcuszka w ewolucji tego cholerstwa? Słysząc to, większość wielkich panów psychiatrów pewnie zabiłaby go śmiechem na miejscu, wychodząc z założenia, że lepiej naszpikować wariata prochami i niech nie sprawia problemów, zamiast użerać się z nim przez go