Prezent aka Wyzwanie 14

N: Ten tekst nie ma kompletnie żadnej fabuły, nie oszukujmy się. Ale jest seks, a każdy lubi seks, więc po co komu fabuła, prawda? A przechodząc do sedna - Wszystkiego najlepszego dla Stuckyholiczki, mam nadzieję, że spodoba ci się jedenaście i pół strony seksu, który tak naprawdę zaczyna się dopiero gdzieś w połowie :P!
***

Steve w całym swoim życiu był zażenowany naprawdę wiele razy.

Nie powinno być to nic zaskakującego, ponieważ łatwo jest zawstydzić małego, chorowitego kurdupla, którego zawsze ktoś musiał wyciągać z kłopotów, w które się wplątywał, porywając się na coś, czemu nie da rady sprostać. Później też nie było to trudne – nigdy w życiu nie czuł takiego zażenowania jak wtedy, kiedy wpychano go na scenę czy kazano występować w kiczowatych, propagandowych filmach. Gorsze było chyba jedynie oglądanie ich i to w towarzystwie Wyjącego Komanda. Z Avengers nie czuł już takiego zażenowania, był już do tego przyzwyczajony, a dla nich był to jedynie element odległej historii.

Ale później Bucky wrócił i kiedy już – dzięki Bogu! – było z nim dobrze, ten zawstydzający etap jego życia znów wrócił, a Bucky z zapałem oglądał nagrania z jego scenicznych wyczynów i te koszmarne filmy.
A Steve zaczął szkicować. I sam nie wiedział kiedy i jak to się stało, że ze szkiców dziewczyn z USO i cyrkowych małp, przeszedł na szkice Bucky’ego. W jego dawnym mundurze, w znienawidzonym mundurku, w jaki ubierano w propagandowych komiksach, w mundurze Kapitana Ameryki, a w końcu, niby dla żartu, w sukience towarzyszących Kapitanowi na scenie tancerek.

I od tego się zaczęło.

Nie wiedział jak do tego doszło, ale po czasie miał trzy pełne szkicowniki zapełnione rysunkami Bucky’ego. Te najbardziej niewinne, najmniej wstydliwe przedstawiały Bucky’ego w wariacjach sukienek z USO, zakrywające, dopasowane gorsety, zabudowaną bieliznę. Te mógłby mu nawet pokazać. Nie zrobił jednak tego, chowając je w szufladzie jednej z szaf, w których trzymał przybory malarskie.
Kolejne szkice zaczynały być… mniej grzeczne. Bardziej odkryte, momentami niemal wulgarne. Starał się jednak nie przekraczać granicy dobrego smaku, chciał, by Bucky był piękny, pociągający, grzeszny, ale nie przesadnie gorszący. By jego prace wciąż były sztuką, aktami, nie pornografią. By Bucky zachowywał swoją drapieżność, swoją ostrą nutę niezależnie od tego, czy miał na sobie mundur, skóry, koronki czy… nic.

Uwielbiał szkicować Bucky’ego w koronkowej bieliźnie, pończochach, w opinających gorsetach, które w żaden sposób nie odbierały mu męskości. Dobierał odpowiednie kroje i barwy, które jedynie podkreślały naturalne krzywizny jego ciała, mięśnie, a nawet blizny i przebarwienia na jego skórze, nadając im drapieżności.
Uwielbiał szkicować go w skórach, ciężkich butach, szerokich obrożach i pieszczochach, często dodając pikantne rekwizyty, ostre pozy i… I cóż, to już zdecydowanie nie były szkice, które pokazałby Bucky’emu, nie czerwieniąc się przy tym i nie jąkając jak zawstydzony szczeniak. Tak, tak właśnie. Tylko Steve Rogers potrafił w jednej chwili uprawiać seks ze swoim chłopakiem, obrażając go i obrzucając go przy tym bluzgami – na jego własną prośbę, sam wolał nie wychodzić z taką inicjatywą, nie chciał wybrać złego momentu – bez najmniejszego zająknięcia, by kilka sekund później zacząć czerwienić się i jąkać przy próbie wyksztuszenia tak głupiego stwierdzenia jak "spuścić z krzyża". Bucky śmiał się kiedyś z niego, mówiąc, że jest jak jedna z tych idealnych pań domu, które w łóżku zachowują się jak dziwki, a poza nim jak idealne cnotki gotujące trzydaniowe obiadki. I cóż, miał rację. No, prócz obiadków. Steve gotował koszmarnie.

Wracając jednak do zażenowania, na którym Steve chciał się skupić.

Znów poczuł to samo zażenowanie, co za każdym razem, kiedy Bucky oglądał go wymachującego nogami na scenie.
Widząc Bucky’ego przeglądającego jego szkice na łóżku w sypialni.

Okej Steve, udawaj, że jest w porządku. Że jest cool. Że to nie robi na tobie wrażenia. Udawaj, że jesteś dobrym kłamcą, i że Bucky to kupi.
Nie, jednak nie. Steve nie potrafi okłamać nawet samego siebie.

Cicha woda brzegi rwie zanucił Bucky jak za każdym razem, kiedy Steve robił coś nieszczególnie podobnego do siebie. Erotyki, które miał w rękach raczej się do tego zaliczały.

Grzebałeś w moich rzeczach stwierdził, podchodząc bliżej tylko po to, by mógł zacząć zbierać swoje szkice z łóżka.

Bucky pochylił się w tył, podpierając się na wyciągniętych rękach, które oparł na szkicach, uniemożliwiając Steve’owi ich zabranie. Mógłby je zwyczajnie wyrwać, ale przez to mogły być w najlepszym przypadku pogięte, a co bardziej prawdopodobne – porwane. Nie chciał ich zniszczyć, chciał je jedynie zabrać Bucky’emu.

Owszem, grzebałem potaknął, przekręcając głowę i uśmiechając się do niego. Zabrałeś moje fajki, więc chciałem je znaleźć.

Wyrzuciłem je przyznał, bawiąc guzikiem przy rękawie swojej koszuli.

Wiem. Ale nie szkodzi. Znalazłem coś lepszego. Uśmiechnął się szerzej, sięgając dłonią do przedramienia Steve’a. Pociągnął go w swoją stronę, siłą sadzając go sobie na kolanach, po czym oparł brodę na jego ramieniu, nieco powyżej łokcia. Czego ty się wstydzisz, co?

Steve wzruszył ramionami, kładąc policzek na czubku głowy Bucky’ego.

Nie wiem. Znasz mnie, mam swoje dziwactwa.

Masz. I to sporo, świętoszku zaśmiał się, uderzając go lekko głową, by ten pozwolił mu ją odsunąć na tyle, by spojrzeć sobie w oczy. Podobają mi się. Są gorące. Uśmiechnął się szeroko, pokazując niemal wszystkie zęby. I inspirujące wymruczał, dając Steve’owi znak, by się pochylił.

Przejechał nosem po jego policzku, zanim pocałował lekko jego usta, niemal jedynie muskając jego wargi swoimi, jednocześnie sięgając za siebie, by chwycić szkic, który odłożył na poduszkę.

Chcę zrobić z tobą to mruknął w jego usta, podsuwając Steve’owi jeden z najodważniejszych rysunków.

Steve zaczerwienił się od uszu po czubek głowy, kiedy zorientował się na co patrzy.

I och „Chcę zrobić z tobą”.
Och…

Nie jesteś zły za wykorzystywanie twojego wizerunku do takich zboczonych bezeceństw? spytał żartobliwie, pozwalając Bucky’emu powalić się na poduszki.

Buck wstał, zgarnął rysunki z łóżka, odkładając je na szafkę nocną, zanim pochylił się nad Steve’m, opierając dłonie po obu stronach jego głowy.

Może jestem stwierdził nieco tajemniczym tonem. Ale znajdziemy sposób, żebyś mógł mi to  wynagrodzić.

Pochylił się nad nim i wpił się w niego ustami. Steve entuzjastycznie oddał pocałunek, chwytając go za włosy i przytrzymując w miejscu, kiedy ten go całował, wsuwając mu język w usta, zachłannie, niemal agresywnie. I Steve nawet nie ukrywał, że się tym napawał, pomrukując mu w usta.
Bucky przygryzł dolną wargę Steve’a, przejeżdżając dłońmi po jego udach, bokach, piersi… A potem się odsunął.

Szybki numerek? spytał, uśmiechając się szeroko.

Steve westchnął, odrzucając głowę na poduszkę.

Nie mam serca ci odmówić zaśmiał się, kręcąc głową. I prawa dodał z udawaną powagą.

Bucky wywrócił oczami, podnosząc się i odsuwając, by ściągnąć z siebie ciemnoczerwony sweter – tak, o dziwo tym razem własny! –  i odrzucić go za siebie. Wiedział, że trafi na stojącą przy ścianie komodę. Zawsze trafiał. Ściągnął też czarne dresowe spodnie, stając przed Steve’m jedynie w kolorowych skarpetkach – były błękitne, w małe rekinki, z granatowymi piętami i palcami – i w czarnych bokserkach.
Pochylił się, by ściągnąć Steve’owi buty, jednocześnie go instruując:

Połóż się jak trzeba. Nie jesteś już taką drobiną, żeby leżeć w poprzek łóżka. Odrzucił buty pod komodę, klepiąc Steve’a w łydkę.

Już, już, nie bądź taki niecierpliwy mruknął w odpowiedzi, układając się na łóżku tak, jak trzeba. Usiadł, rozłożył szeroko ramiona, poruszając dłońmi w geście „No chodź tu do mnie”

Bucky nie kazał mu długo na siebie czekać, niemal wskakując na materac obok niego.
Pocałował go, przygryzł wargę, przejechał językiem po jego zębach, kiedy odpinał guziki jego koszuli. Przeklinał i mruczał w jego usta, wyrażając dezaprobatę wobec ubrań zapinanych na małe guziczki.

Ściągaj to z siebie popędził go.

Steve całował jego szyję mokrymi, ssącymi pocałunkami, ściągając koszulę z ramion. Oderwał się od niego tylko po to, by przerzucić przez głowę podkoszulkę.
Bucky znów do niego przywarł, dotykając dłońmi jego boków i piersi, zanim zjechał nimi do jego pasa. Muskał ustami jego szczękę, odpinając skórzany pasek i wyciągając go ze szlufek. Odłożył go na łóżko. Tak, żeby był na wyciągnięcie ręki.
Odpiął spodnie Steve’a, zsuwając je nieco niżej na biodrach, schodząc z pocałunkami na jego szyję, na pierś. Całował, lizał, kąsał jego skórę, krzyżując jego dłonie za plecami. Przytrzymał je tam, zaciskając metalowe palce wokół jego nadgarstków, jednocześnie drugą ręką sięgając po pasek.

Buck… Co robisz?

― Mówiłem co chcę z tobą zrobić ― powiedział, uśmiechając się półgębkiem, kiedy oplatał paskiem jego nadgarstki. Zapiął go, upewniając się, że Steve’owi będzie wygodnie. Wiedział, że pasek to żadna przeszkoda i Steve rozerwałby go bez najmniejszego problemu, ale chodziło raczej o sam symbol.

Bucky popchnął go na poduszki, zajmując się dżinsami i slipami, kiedy tylko plecy Steve’a dotknęły poduszek.

― Och, ty zboczeńcu ― zanucił pod nosem, widząc, że Steve już zaczynał powoli robić się twardy. ― Kręci cię to, co?

― Nie, skąd ta myśl? ― prychnął, próbując znaleźć wygodniejszą pozycję z rękami zwianymi na plecach. Bucky to zauważył, więc pomógł mu podsunąć walcowatą poduszkę pod biodra – i nie, wcale nie trzymali jej tylko po to, wcale… – dzięki czemu nie leżał bezpośrednio na swoich skrzyżowanych nadgarstkach. ― Dzięki.

― Do usług, moja lyubov.

Steve wyciągnął nogi z nogawek spodni, kiedy Bucky zsuwał z niego spodnie wraz z bielizną.
Bucky uśmiechnął się do niego, bezgłośnie wypowiadając „Momencik”, zanim wstał z łóżka, kierując się do komody. Wyciągnął z niej czarną chustę i oderwał od niej druby, długi kawałek – nigdy nie lubił tej chusty, teraz wreszcie się na coś przyda – resztę rzucają obok swojego swetra. Wracając do łóżka, otworzył szufladę szafki nocnej, wyciągając z niej pojemniczek żelu poślizgowego, który rzucił na materac. Wiedział, że Steve woli go od zwykłego lubrykantu. Nie ze względu na konsystencję lub zapach, a z uwagi na… Sam w sumie nie wiedział z uwagi na co. Ale liczyło się to, że kiedy Steve nie potrafił się jeszcze odpowiednio zrelaksować, to coś działało na niego choć trochę. Jednak do pełnego rozluźnienia i tak udawało mu się dojść do tego dopiero w trakcie. Czyli cóż, nieco zbyt późno. Ale sumiennie nad tym pracowali, a Steve zaczynał robić postępy.
Musnął lekko usta Steve’a swoimi, zakrywając jego oczy złożoną na pół chustą, zawiązując ciasno jej końce z tyłu.

― Nie masz nic przeciwko?

― Wszystko jest okej ― uśmiechnął się, całując przelotnie brodę Bucky’ego.

Wciąż widział przez materiał, miał zbyt dobry wzrok, by go do końca go to oślepiło, więc zamknął oczy, pozwalając Bucky’ego znów popchnąć się w dół, opadając plecami na poduszki. Czuł, jakby dłonie Bucky’ego były wszędzie, przesuwały się po skórze, zadrapywały ją, wywoływały gęsią skórkę.
Bucky zsunął dłonie niżej, przesuwając nimi po napiętej skórze bioder, kierując się w stronę pośladków. Ścisnął je mocno, wbił w nie paznokcie, nim niecierpliwe place wślizgnęły się pomiędzy nimi, drażniąc wrażliwą skórę, napięte mięśnie. Krótki dotyk, a wszystkie włoski na jego ciele stanęły dęba.

― Ktoś tu nie może się doczekać… ― mruknął Bucky, zanim zaczął oznaczać jego lewe udo mokrymi, ssącymi pocałunkami, przygryzając ślady na zakończenie. Wiedział, że szybko znikną, ale i tak lubił je robić.

Nie przerywając oznaczania go, ujął powoli twardniejący członek u nasady, opuszkami palców lewej dłoni wodząc po jądrach. Niemal żałował, że nie może poczuć jak gorące są, jak napina się na nich skóra. Odsunął skórkę, okrążył językiem główkę, czubkiem języka drażniąc dziurkę na szczycie. Wsunął go do ust, mrucząc, kiedy poczuł jak twardnieje. Wiedział, że Steve kocha te wibracje.
Jednocześnie zabrał lewą rękę, niemal na oślep szukając pojemniczka z żelem. Otworzył go kciukiem, kiedy udało mu się go wymacać, i zmienił dłonie, by nabrać sporą ilość żelu na palce prawej dłoni.

Zassał już tylko główkę, drażniąc językiem, jednocześnie krążąc palcem wskazującym wokół zaciśniętych mięśni, drgających pod jego dotykiem.
Wypuścił jego twardego, zaczerwienionego, dużego i, cholera, boskiego fiuta z ust, liżąc go od podstawy po główkę.

― Rozluźnij się, kochanie ― mruknął, ocierając się policzkiem o jego erekcję jak kot, jednocześnie wsuwając w niego czubek palca.

Odsunął jego penisa na bok, liżąc i ssąc napiętą skórę moszny, poruszając lekko palcem w przód i w tył. Nieznaczne, powolne pchnięcia, by dać Steve’owi czas na przyzwyczajenie się.

― Jest dobre, możesz… ― Steve oblizał usta.

Bucky uniósł brew, ale nie oponował. Zaczął krążyć palcem wokół kręgu drgających, zaciśniętych mięśni, wsuwając go po kłykieć, jednocześnie ssąc lewe jądro.
Znał ciało Steve’a i wiedział, że póki się nie spuści, nie ma szans rozluźnić się wystarczająco, by Bucky mógł się w niego wślizgnąć.

Wrócił więc do obciągania mu, robiąc to z takim zapałem, jakby zależało od tego jego życie. Krążył przy tym środkowym palcem wokół wskazującego, drażniąc zwieracz. Zassał główkę, wyciągając palec ze Steve’a, by zebrać palcami więcej żelu, zanim wrócił do pracy.
Zaczął ważyć jego jądra w lewej dłoni, pocierając policzkiem o erekcję, kiedy wsunął w niego środkowy palec i dołączył wskazujący, korzystając z chwilowego rozluźnienia mięśni Steve’a, kiedy ten brał głęboki wdech.

Bucky uśmiechnął się mentalnie, widząc zirytowanie na jego twarzy. Denerwowała go ta bierność.

Zakręcił palcami okrąg, zrobił nożyce, zanim wyuczonym ruchem skierował je do prostaty.

― Boże, Buck… ― Steve wciągnął powietrze z sykiem, kiedy opuszkami dotknął jego prostaty, masując ją kulistymi ruchami. Cały czas z zapałem ssał jego fiuta, drażniąc go językiem i zębami, wiec nie potrzeba było wiele czasu, aż Steve zaczął zbliżać się do strzału. Bucky zaczął poruszać głową jego energiczniej, próbując całego zmieścić go w ustach, uciskając jego prostatę. ― B-Bucky  ja… ― Steve sapnął, kiedy Bucky dotknął nosem krótko przystrzyżonych włosków na jego podbrzuszu.

Bucky poczuł dreszcze przechodzące po jego kręgosłupie, nim Steve wygiął lekko plecy w górę, otworzy usta i spuścił mu się do gardła, zaciskając się na palcach. Głęboko, więc smak – który w gruncie rzeczy nawet polubił – nie był problemem.
Rozszerzył palce, rozciągając go, kiedy dawał mu ostatnie pchnięcie, nieco oczyszczając go językiem, zanim wypuścił go z ust. Wiedział, że będzie teraz nieco nadwrażliwy, więc wolał dać mu chwilę przerwy.

Pocałował wewnętrzną stronę jego uda, sięgając lewą ręką do własnego krocza, dotykając się przelotnie przez materiał bokserek.
Palcami prawej dolni wciąż rozciągał Steve’a, robiąc nożyce, krążąc nimi wokół mięśni, kręcąc kółka. Stopniowo dodawał też żelu.

― Możesz j…

― Będę mógł ― Bucky wszedł mu w słowo ― jak wejdą cztery palce.

― Trzy.

Bucky wywrócił oczami.

― Poważnie? Chcesz się licytować?

Steve parsknął, mówiąc tym „No jasne”.

― Dobra. Trzy. ― Odpuścił, całując jego brzuch.

Lewą ręką sięgnął po żel i wysuwając ze Steve’a dwa palce, nawilżył je bardziej, z powrotem wsuwając z małym oporem już trzy. Steve syknął cicho, ale nie wyraził dyskomfortu w żaden inny sposób, więc Bucky kontynuował. Wsuwał i wysuwał palce, krążył nimi wokół, drażnił prostatę, z uwagą śledząc rozluźniające się mięśnie.

― Wystarczy, że spuścisz z krzyża i już współpracujesz. ― Uśmiechnął się, choć Steve nie mógł tego zobaczyć.

― Bucky… ― jęknął na wpół-ganiącym, na wpół-proszącym tonem.

Bucky parsknął, widząc jak Steve próbuje zakołysać biodrami. Pozycja i związane za plecami zdecydowanie mu tego nie ułatwiały.

― Jeszcze nie. Będzie boleć ― mruknął, rozciągając palce.

― Przeżyję ― uciął.

Bucky westchnął.

― Będziesz tak jęczeć, upierdliwcu, aż się nie zgodzę?

Wysunął z niego palce i ściągnął swoje bokserki, zanim znów chwycił żel. Wylał na dłoń pokaźną ilość, drżąc lekko, kiedy rozsmarował ją na swojej erekcji. Nie chciał zajść z tym zbyt daleko, ale nie powstrzymał się przed drażnieniem główki.

― Nogi szerzej. ― Klepnął jego udo, wsuwając się między jego nogi.

Rozłożył je jak najdalej od siebie, pchając prawe kolano do jego piersi.

― Raz a dobrze czy powolutku? ― spytał, przykładając główkę do jego wejścia, które zadrżało na sam dotyk. Potarł je lekko, rozkoszując się kolejnym dreszczem.

― Coś pomiędzy ― powiedział w końcu, a Bucky pokiwał głową, pchając biodrami naprzód.

Wsuwał się cal po calu, nie przestając, aż jego skóra nie dotknęła skóry Steve’a, aż ciało nie uderzyło o ciało.
Gładził prawą dłonią bok Steve’a, zahaczał nią o sutki, delikatnie przejeżdżał paznokciami po skórze, zaczynając się poruszać dopiero wtedy, kiedy Steve znów się rozluźnił po krótkim spięciu.

Chwycił obiema dłońmi biodra Steve’a, rozkładając nogi niemal w szpagat, próbując znaleźć wolny, niezbyt głęboki rytm. Nie na początek.

Steve był ciasny, gorący i Boże, Bucky nie doszedł w momencie wsuwania się w niego tylko dlatego, że był na to zbyt uparty.
Steve oddychał głośno, zbyt głośno jak na niego, mrugając szybko pod opaską, ocierając o siebie nadgarstki. Bucky wiedział, że był po prostu zbyt nieprzyzwyczajony do bycia w pełni bierną stroną.

― No już kochanie, już ― zamruczał, kreśląc uspokajające kręgi na jego bokach. ― Co, za dużo? ― spytał, siląc się na drwiący ton, którego Steve tak nie cierpiał.

―W twoich snach ― prychnął, poruszając biodrami, by znaleźć dla siebie wygodniejszy kąt. ― Mogę tak cały dzień…

Bucky zaśmiał się pochylając się nad nim.

Spokojnie – mruknął mu prosto do ucha, całując jego skroń. ― Mamy czas.

Wsparł dłonie po obu stronach jego głowy, pomagając przedtem Steve’owi w wygodnym skrzyżowaniu nóg na jego plecach, tuż nad biodrami.
Wygiął plecy, by oprzeć głowę na jego ramieniu, i zaczął powoli poruszać biodrami w przód i w tył, wysuwając się o cal, góra dwa, a następnie wsuwając. Starał się choć muskać jego prostatę przy każdym ruchu.

A Rogers i tak wciąż był spięty.

Bucky zmienił kąt, odsuwając się od niego nieco dalej, ale jednocześnie wciąż będąc wystarczająco blisko, by móc szeptać mu do ucha. Wiedział jak go podejść. Pochylił na moment i pocałował go w szyję, w skroń, w policzek. Steve przechylił głowę, aby mogli się pocałować, zanim Bucky znów się odsunął.
I zaczął go wreszcie pieprzyć. Mocniej, wysuwając się z niego niemal do samego końca i wbijając się znowu, szybko odnajdując właściwy kąt. Przytrzymał biodra Steve’a, nie pozwalając mu uciec od stymulacji, aż znów nie zaczął twardnieć.

― Nie dotknę cię nawet palcem, kochanie ― wymruczał mu do ucha. Przesunął zarośniętym policzkiem po jego szczęce, zassał skórę, potarł nosem policzek. ― Może będziesz chciał mnie później pieprzyć, co? Przelecę cię, spuszczę się w tobie, głęboko ― przeciągnął, wbijając się w niego aż po napięte jądra i zakręcił biodrami kółko. Głęboko, mocno i powoli. ― Wiem, że to kochasz. Będziesz mnie później pieprzyć i…

― Bucky… ― Steve szarpnął ramionami, z trudem powstrzymując się przed nierozerwaniem paska krępującego jego nadgarstki.

― Nie przerywaj mi, kochanie ― zamruczał, kąsając płatek jego ucha, kiedy ocierał się o jego prostatę. Widział jak jego twarz, jego klatkę piersiową pokrywa gorący rumieniec. ― Użyjemy zatyczki, żeby wszystko zostało na miejscu, co ty na to? Będzie głęboko w tobie, będzie cię rozciągać, kiedy będziesz mnie pieprzyć. Mocno, ostro, tak jak lubisz. ― Ruchy jego bioder zwolniły, ale pchnięcia stały się głębsze. Wysuwał się z niego niemal cały, przy każdym ruchu starając się choć musnąć prostatę. ― Przerżniesz mnie jak sukę. Lubisz jak jestem twoją suką, prawda? ― zajęczał mu do ucha. ― Oczywiście, że tak ― przeszedł do pomruku, przelotnie muskając ustami jego twarz, kiedy poczuł jak Steve zaciska się na nim przy każdym, urywanym wydechu. ― Ale nie powiesz tego. Lubisz udawać takiego świętego, żeby ludzie nie domyślali się  jaką dziwką jesteś ― zaśmiał się w jego usta, całując go mocno, głęboko. ― Może im pokażemy co? Chciałbyś by widzieli jak cię pieprzę, jak…

― Bucky… ― jęknął, próbując tak manewrować głową, by zsunąć opaskę z oczy.

Bucky wysunął się z niego niemal cały, a potem wsunął się jednym, szybkim ruchem. Pieprzył go tak przez chwilę, rozkoszując się dźwiękiem skóry uderzającej o skórę.
Uśmiechnął się półgębkiem, strzelając palcem w główkę znów twardego, nabrzmiałego ciemnym różem kontrastującym z bladą skórą jego brzucha, który kołysał się lekko z każdym ruchem jego bioder.

― Boże, Steve, ty jesteś taki łatwy ― zaśmiał się, widząc jak ten spiął się i uniósł biodra na ten krótki dotyk.

Wysunął się  niego, zanim bezceremonialnie obrócił go na brzuch. Steve nie mógł podeprzeć się na rękach, więc leżał z klatka przyciśniętą do materaca i tyłkiem wypiętym w górę.

― Jakiś ty romantyczny, Buck… ― mruknął w poduszkę i niemal pisnął – i Bóg Bucky’emu świadkiem, że będzie mu to wypominać – kiedy poczuł mocnego klapsa na prawym pośladku. Jego penis zadrgał, więc obniżył biodra, by zyskać trochę tarcia.

― O nie, nie, nie ― Bucky zanucił z rozbawieniem, ustawiając go do poprzedniej pozycji.

Ścisnął jego pośladki, potarł między nimi erekcją, zostawiając między nimi mokry ślad. Wsunął się w niego ponownie, wilgotna niemal przedarła się przez zaciskane przez Steve’a mięśnie. Trzymał jego biodra tak mocno, że mogły na nich zostać siniaki, ale w tym momencie nie miało to znaczenia. I tak znikną za kilka minut.
Znów zaczął go pieprzyć – mocno, szybko, celnie, wbijając paznokcie w jego biodra, w uda, odliczając w myślach do dziesięciu, by nie dojść na sam widok boskiego tyłka Steve’a rozciągniętego wokół niego, wypiętego w górę, na widok drgających mięśni, palącego rumieńca na jego skórze.

― Boże, Buck, proszę… ― Steve jęknął głośno w poduszkę, w której próbował schować twarz.

― Nie ma mowy. Mówiłem, nie tknę cię nawet palcem ― powiedział, kolejny raz klepiąc jego pośladek. ― Dojdziesz na tym… ― Wypchnął biodra w przód, wyuczonym ruchem trafiając wprost w miejsce, które wyrwało z ust Steve’a dźwięk przypominający wręcz skomlenie. ― Albo wcale.

Pocałował jego kark, a potem zaczął go pieprzyć. Mocniej, wysuwając się z niego niemal do samego końca i wbijając się znowu, szybciej niż w tempie, które było wcześniej ustalone. Zacisnął dłonie na jego pasie, przyciskając go do siebie i utrzymując w miejscu, zaczął kręcić biodrami kółka, czując, jak Steve powoli zaczyna się na nim spazmatycznie zaciskać.
Przy każdym ruchu uderzał jego prostatę, co wraz z niemal szaleńczym tempem, które narzucił, wystarczyło, by Steve doszedł z głośnym jękiem, spuszczając się na kołdrę i zaciskając na nim z taką siłą, że niemal pociemniało mu przed oczami. Nie zwrócił mu uwagi za przerwany pasek, gładził jedynie jego plecy, kiedy Steve podparł się na ramionach, przybierając wygodniejszą pozycję.

― Już, kochanie, już ― mruknął i jeszcze mocniej złapał go za biodra, nie pozwalając mu nawet drgnąć.

Wbił się w niego jeszcze kilka razy i przygryzł skórę na jego karku, czując znajome skurcze brzucha.
Kilka ruchów i jęknął głośno, zaciskając dłonie na jego biodrach, i spuścił się w nim, cały czas nie przestając poruszać biodrami.

Chwilę później wysunął się z niego i opadł obok, by pocałować go głęboko, mocno, namiętnie usta, rozwiązują chustę i odsłaniając jego oczy.
Leżeli mocno objęci, splatając się z sobą jak tylko pozwalała im na to anatomia, całując się jeszcze przez chwilę, aż Steve oderwał się od jego ust i schował twarz we włosach Bucky’ego.

― Tego nie było na rysunku.

Bucky zaśmiał się, dźgając czubkiem nosa jego jabłko Adama.

― To sztuka Steve, każdy może interpretować ją jak chce.
Steve pocałował jego czoło, wdychając zapach jego włosów.

― Jesteś moim ulubionym dziełem sztuki, Bucky.

― Tak? ― Uśmiechnął się, całując jego szyję. ― Ty moim też. O, zobacz, tu jest farba! ― Wsunął dłoń między jego pośladki, dotykając własnej spermy. Zebrał palcem to, co zaczęło wyciekać i wsunął z powrotem na miejsce, przez co zarobił pełne dezaprobaty klepnięcie w tył głowy.

― Bucky!

***

Komentarze

  1. O Boże!
    Dziękuję, dziękuję, dziękuję!!!! <3333
    "Mogę tak cały dzień" <33333
    "Lubisz, gdy jestem twoją suką"
    "Steve jesteś taki łatwy" !
    W tym tekście jest cała ich esencja! Jak zawsze z gracją ją ukazałaś! <33333
    Jestem zachwycona! <3
    Licytacja o palce, o Boże hahaha <3
    Było między nimi napięcie, były te ich przytyki <33
    Wyważone dobrze :D
    <33333333333333333333333333333333333333333333333333333

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się podobało <3 A przytyki muszą być, bez nich nie ma tekstu. Co tam fabuła, kłótnia musi być :P!

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Miniaturka 2: Niebo spadające nam na głowy... (10/?)

Miniaturka 2: Niebo spadające nam na głowy... (9/?)

Farba