Miniaturka 1: Zavzedka 1/?

***
Jestem w ich głównej bazie danych i najprawdopodobniej nie spodoba wam się to, co tam znalazłam Steve rzuca tarczą, która odbija się rykoszetem od ściany i uderza w dwóch agentów Hydry, strącając ich z powrotem w dół schodów, gdy słyszy głos Natashy w komunikatorze.

  Zechciałabyś rozwinąć temat?

Widzę bardzo szczegółowy profil genetyczny Jamesa. Bardzo, bardzo szczegółowy. Cały obiekt poświęcony był próbom replikacji serum super-żołnierza…  dodaje Natasha, gdy przerywa jej głośne przekleństwo Bucky’ego, który przerzucił jednego z agentów przez ramię, jednocześnie nokautując drugiego kopnięciem w głowę. — Widzę, że świetnie się bawisz, JJ, ale pozwól mi skończyćZola zdołał opracować formułę, ale nie udało im się jej odtworzyć. A jak jeszcze można by zreplikować serum super- żołnierza?  pyta retorycznie.


Kierują się w dół schodów, przeskakując po kilka stopni jednocześnie.

 Replikując super- żołnierza  mówi głucho Steve, zatrzymując się nad ciałem jednego z agentów leżących u podstawy schodów. Kolejne drzwi są tuż przed nimi.

Brawo, Rogers  mówi Natasha.  Jesteście na najniższym poziomie. Jeśli będziecie mieli znaleźć coś istotnego, znajdziecie to tam.

Drzwi są zamknięte, ale to żadna przeszkoda dla któregoś z nich.

 Jesteś gotowy?  pyta Bucky i choć jego twarz wydaje się być pozbawiona emocji, lekkie drgniecie ust zdradza jego obawy. Steve chwyta jego bark wolną ręką i lekko ściska.

 Cokolwiek znajduje się w środku, siedzimy w tym razem, ok?

 Ok.

Uśmiech Bucky’ego przypomina bardziej grymas. Napina mięśnie i trzyma broń w gotowości, gdy Steve wyważa drzwi kopnięciem. Wchodzi pierwszy. Mimo wszystko, Steve nadal jest liderem.
Ich oczy szybko dostosowują się do słabego, zielonkawego światła, typowego dla podziemnych baz Hydry. Pomieszczenie jest zimne i wilgotne, a kroki odbijają się echem od betonu.
Steve powoli opuszcza tarczę i rozgląda się wokół. Żadnych ukrytych przeciwników, żadnych klonów.
Laboratorium jest puste. Tylko kilka przewróconych krzeseł biurowych i opuszczony w pośpiechu długi rząd komputerów, w którym nadal migało kilka ekranów. Wszędzie walają się stosy papierów, które zalegają także na blatach biurek oraz obudowach maszyn.
Bucky także opuścił broń, ale nie potrafił się rozluźnić, to miejsce zbyt przypominało mu te, w których spędził ostatnie dekady.

 To miejsce przyprawia mnie o dreszcze  mruczy Steve, podłączając dysk do jednego
z komputerów.  Bucky kiwa tylko głową, obchodząc cicho całe pomieszczenie i napina mięśnie na cichy syk powietrza, który okazuje się tylko odgłosem wydawanym przez zamykające się drzwi.

Steve znalazł potwierdzenie przypuszczeń Natashy już po kilku kliknięciach. Hydra próbowała sklonować Zimowego Żołnierza odkąd trafił w ich obślizgłe łapy. Gdy Walkiria została odnaleziona, starano się nawet użyć wzmocnionego surowicą DNA Steve’a jako… wypełniacza? Wszelkie próby spełzły jednak na niczym, a Steve mógł odetchnąć z ulgą. Projektu jednak nie zaprzestano, Hydra ciągle ponawiała eksperyment, a ich działania znacznie się nasiliły po utracie Barnesa.
Odłączył dysk i schował do wewnętrznej kieszeni, gdy wolnym krokiem ruszył wzdłuż pomieszczenia.
W rogu znajdowała się mała, przeszklona zamrażarka. Steve szarpnął lekko drzwiczki. Sporej części próbek brakowało, pozostałe były rozrzucone, a nawet zniszczone. Jednak klika wypełnionych niebieskim płynem fiolek nadal było nietkniętych, a każda z nich była dokładnie oznakowana.

SGR-1. Niezdolne do życia.
SGR-7. Niezdolne do życia.
SGR-15. Niezdolne do życia.

„Metoda prób i błędów” pomyślał, chowając kilka próbek. „Na szczęście wygląda jednak na to, że
w większości błędów.”

— Potrzebujecie wsparcia, chłopaki usłyszał w słuchawce głos Natashy.

 Nie sądzę. Będąc szczerym, wszystko co znaleźliśmy to tylko bałagan, zniszczone komputery i kilka próbek. Myślę, że nie musimy…

— Steve.

Głos Bucky’ego był całkowicie wyprany z emocji. Steve doskonale wiedział, że w przypadku jego przyjaciela całkowita pustka jest reakcją obronną na szok, więc przyśpieszył kroku i ruszył w jego kierunku, zdejmując tarczę z pleców. Jeżeli coś poruszyło Bucky’ego, powinien spodziewać się najgorszego.

Bucky stał przed długim rzędem szklanych zbiorników, oddzielonych od laboratorium tylko zbitą szybą.

 Czy to…?

Steve zwalnia, gdy dociera do niego, że to inkubatory. Ma ochotę zwymiotować, gdy orientuje się, że nie wszystkie z nich są puste.

SGR- 19. Niezdolne do życia.
SGR- 23. Żywe Niezdolne do życia.
SGR- 24. Żywe Niezdolne do życia.

Stara się nie patrzeć na ciała martwych dzieci. Powykręcane, zsiniałe, pełne śladów po kroplówkach i płytkich nacięciach. Małych niemowląt. Część z nich zdawała się mieć kilka dni. Wie, że te obraz będzie obecny w jego umyśle przez długi czas i czuje wściekłość. Ma ochotę dorwać każdego, kto był za to odpowiedzialny i zmiażdżyć mu krtań, a potem…

 Zrobili to  Bucky wypuszcza ciężki oddech, a jego martwy wzrok utkwiony jest w jednym punkcie.  Oni naprawdę to zrobili.

 To chyba nie do końca...  Urywa, gdy staje obok Barnesa.

Jedno dziecko żyje.

SGR- 26. Żywe. Kobieta.

„Kobieta?”

Jest ubrana w zwykłe, białe bawełniane body. Jedno z tych, które Steve widział u dzieci w telewizji w dzisiejszych czasach. Zdaje się to być jedyną ciepłą i miękką rzeczą w inkubatorze. Dziecko wydawało się leżeć na cienkiej, gumowej piance, a masa elektrod przyczepiona była do jego ciała, mierząc aktywność mózgu i serca na monitorach stojących obok. Obok stała też pusta kroplówka.
Mimo szarawej cery, klon zydaje się wyglądać zdrowo. Ma pełną twarz i pulchne kończyny góra kilkutygodniowego dziecka. Słyszy ciche kwilenie przedostające się przez dźwiękoszczelne szkło.

Chłopcy, mówcie do mnie.

Głos Natashy łamie ciszę, przerywaną tylko ciężkim oddechem Bucky’ego.

 Piętro zabezpieczone. Mamy tutaj jednego klona, Nat. Zero zagrożenia. To... tylko dziecko  mówi, patrząc jak Bucky powoli unosi prawą dłoń i trzyma ją tuż nad pokrywą inkubatora,a klon przebiera lekko nogami i wydaje cichy pisk.  Bo to nadal klon, jeśli to nie dokładna kopia, prawda?

— Ma moje oczy… Wygląda jak ja.

Steve jest niemal prawie pewien, że klon w inkubatorze wygląda dokładnie tak, jak każde inne kilkutygodniowe niemowlę, ale wie, że Bucky to widzi. Widzi i nie może oderwać wzroku od ciepłych, ciemnobrązowych oczu dziecka.

 Musimy… — Głos Bucky’ego wydaje się drżeć, gdy kładzie dłoń płasko na powierzchni szkła.

Rozlega się wycie syren alarmowych.

Steve naprawdę nie powinien być zaskoczony, że to pułapka, ale klnie ostro, gdy budynek zaczyna trząść się w posadach. Hałas był na tyle intensywny, że nie zdziwił się też na głośny lament dochodzący z inkubatora.

Ch-opcy, ktoś wyw-ał prot-kół be-pieczeństwa.  Głos Natashy przerywały silne wstrząsy.

 Tak, wiem! Wiem chyba też, co jest za to odpowiedzialne  rzuca, wpatrując się w krzyczącego klona.

— Fu-ry mówi, że macie rzu-ić wszystko w di-bły i wia-ć na powiesz-nie!

 To powiedz mu, że mamy wszystko pod kontrolą o wiele bardziej niż myśli!  Bucky sarka i jest to ostatnia rzecz jaką Steve słyszy, nim łańcuch wybuchów rozrywa powietrze, a przez pomieszczenie przetacza się wstrząs. Wystarczająco mocny, by naruszyć nośną ścianę. 

 Zbieraj się, Buck. Musimy wi… Steve próbuje utrzymać równowagę, gdy drżenie się nasila. — Nie! Stój! Nie możemy!  protestuje, widząc, że Bucky zrzuca kurtkę z ramion i podnosi pokrywę inkubatora.

 Chcesz ją tutaj zostawić?!  Patrzy na niego szeroko otwartymi oczami, otulając dziecko czarnym materiałem.  To wszystko zaraz runie! To tylko dziecko krzyczy, gdy budynkiem wstrząsa kolejna fala eksplozji. Steve pcha Bucky’ego na inkubator, starając się zakryć ich tarczą, gdy kawałki gruzu spadają z sufitu. Barnes próbuje uspokoić krzyczące dziecko, ale jego próby nie zdają się na nic, gdy budynek rozpada się wokół nich.
Steve pcha trzymającego dziecko przy piersi Bucky’ego w stronę schodów.

 Biegnij! Teraz!
***
Wychodzą z tego tylko z kilkoma zadrapaniami, głównie dlatego, że Bucky był zbyt skupiony na chronieniu dziecka, by dostatecznie chronić siebie przed wybuchami.
Natasha czeka na nich przed opuszczoną rampą jeta. Unosi obie brwi, gdy widzi, co Bucky trzyma
w ramionach i wyciąga zza paska płaski, metalowy przedmiot. Bucky robi krok w tył i niemal wpada na Steve’a, tuląc dziecko bliżej do piersi.

 To technologia Starka. To tylko skaner, James  obiecuje Natasha.  Dobrze wiesz, że nie możemy wprowadzić nikogo na pokład, póki nie będziemy mieć pewności, że jest czysty. To tylko formalność.

 Tak, wiem, w porządku.

Bucky uśmiecha się cierpko. Steve doskonale pamięta czujniki, które Hydra zamontowała w jego ramieniu. Niemal zginął, gdy zostały aktywowane.
Myśl, że Hydra wszczepiłaby czujniki śledzące lub, co gorsza, wybuchowe,  w ciało niewinnego dziecka, sprawia, że czuje się chory.
Bucky trzyma dziecko przed sobą, gdy Natasha dokładnie prześwietla jego ciało.

 Jest bezpieczna  mówi, gdy urządzenie wydaje cichy pisk.

 Tak.  Bucky dokładniej owija dziecko swoją kurtką.  Teraz już jest.

Natasha przygląda się mu przez dłuższą chwilę, a potem przerzuca spojrzenie na stojącego za nim Steve’a i unosi lekko jedną brew, nim kiwa głową w stronę jeta.

 Musimy się zbierać, chłopcy.

***
Natasha zajmuje miejsce za sterami, gdy Steve umieszcza zabrane z laboratorium fiolki w pokładowej zamrażarce i stara się złożyć raport Fury’emu.

Cóż, biorąc wszystko pod uwagę  Fury podsumowuje po chwili milczenia.  To nie jest najgorszy scenariusz.

 Chyba nie ująłbym tego w ten sposób, ale… tak, chyba mogło być gorzej.  Steve przytakuje, gdy Bucky wyłania się z zatoki medycznej. Nadal z dzieckiem w ramionach. Posyła Steve’owi krótki uśmiech, zanim opada na jedno siedzeń. Widocznie SGR-26 zdała test zdrowia Bucky’ego Barnesa.

To się dopiero okaże. Hill i ja będziemy czekać w waszym mieszkaniu z zespołem. Trzeba odpowiednio zająć się tą sprawą. Zobaczymy się za kilka godzin. I powodzenia z dzieckiem, Rogers  dodaje przed rozłączeniem się, a Steve się krzywi.

Słyszy jak Bucky rozmawia z klonem- jego miękki ton i ciche nucenie. Zaczyna martwić się o to, że Buck przywiąże się za bardzo. Cholera, on wie, że Bucky przywiąże się za bardzo i nie chce myśleć o tym, co może się stać, jeśli to zajdzie za daleko.

 Fury będzie czekał na nas w mieszkaniu  mówi, siadając cicho obok Bucky'ego.  Co z... uh...  Gestykuluje dłonią w stronę dziecka.

Bucky położył ją na swoich kolanach, rozkładając swoją kurtkę jak koc. Trzyma breloczek od kluczy lewą ręką, potrząsając nimi tak często, by wytworzyć delikatne dzwonienie.

 Ciśnienie jest złe dla uszu  mówi.  Staram się odwracać jej uwagę. Chcesz ją potrzymać?

— Nie! Znaczy, nie jestem dobry w zajmowaniu się dziećmi  dodaje szybko.

Najprawdopodobniej by ją upuścił albo zrobił krzywdę. Albo zaczęłaby płakać.
Bucky nie naciska, wzrusza tylko ramionami i łaskocze brzuch dziecka. Uśmiecha się, gdy niemowlę cicho się śmieje.

 Spójrz na nią, Steve  mruczy.  Wygląda jak ja… Mała zvezdka.

Steve czuje się chory. Pragnie, by Natasha wpadła w jakieś turbulencje i dała mu pretekst do wzbierających nudności.
Oczywiście on i Bucky dzielą mieszkanie zbyt długo, by Barnes nie zorientował się, że coś jest nie tak.

 Co?  pyta, a kąciki jego ust lekko opadają.  Co się stało?

 Nic.  Wszystko - chce powiedzieć.  Po prostu… nie zachowujesz się jak ty, Buck. Myślałem, że byłeś… zdenerwowany tym wszystkim, a teraz…

Byłem zdenerwowany, Steve. Wciąż jestem  zgadza się, a Steve widzi iskrę gniewu czającą się w jego oczach. — Ale to nie jej wina. Wiesz o tym  dodaje, a iskra zostaje zduszona.

Niemowlę chwyta swoje bose stop i przeciąga bliżej brzucha, gaworząc cicho. Bucky uśmiecha się szeroko i Steve już wie, że przepadł.

 Byłem przygotowany na… potwory  mówi cicho.  Na coś złego. Jak to, co zrobili mi czy Natashy, ale…  Potrząsa kluczami, a dziecko piszczy szczęśliwie, sięgając do metalowych palców Bucky’ego.  Ale ona nie jest potworem  dodaje miękko, gdy niemowlę wpatruje się w błyszczący metal jak w prawdziwy cud.
Steve nie widział Bucky’ego tak szczęśliwego od... od kiedy wyruszył na wojnę, ale nie może… nie może

 Ona nie jest twoja, Buck.

 Więc czyja w takim razie?  mówi ostro.

 Ona jest…  słowo „Hydry” nie potrafi przejść mu przez usta. Nie musi tego mówić, Bucky doskonale wie, co ma na myśli.

— Jeśli naprawdę byś w to wierzył  mówi wolno, akcentując każde słowo.  Nigdy nie wpuściłbyś mnie do swojego domu- dodaje, patrząc mu prosto w oczy. Steve niemal czuje, że płonie ze wstydu.

 Masz rację. Ja przepraszam, nie to miałem  na myśli. Po prostu… bądź ostrożny, Buck.

Ona nie jest twoja. Nie będziesz mógł jej zatrzymać- choć niewypowiedziane, zdaje się wisieć między nimi w powietrzu. Steve myśli o wszystkich inkubatorach pogrzebanych w gruzach laboratorium Hydry Nie zdolne do życia   Nie zdolne do życia   ŻyweNie zdolne do życia.
Myśli też o własnym dzieciństwie, pełnym lekarzy, chorób i szpitali.
Bucky marszczy brwi i kiwa głową, gdy niemowlę wierci się niespokojnie, domagając się jego uwagi. Uśmiecha się ponownie i pochyla, łaskocząc brzuch dziecka, co wywołuje więcej pisków.
Dziecko wydaje się być zaskoczone, gdy dotyka małymi palcami dwudniowego zarostu na jego twarzy. Gaworzenie wydaje się być jeszcze głośniejsze.
Bucky śmieje się- śmieje się- zanim nieświadomie zerka na Steve’a. Śmiech znowu milknie, a on odwraca wzrok.


To sprawia, że Steve czuje się bardziej winny niż kiedykolwiek przedtem.
***
Ciąg dalszy: klik

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Miniaturka 2: Niebo spadające nam na głowy... (10/?)

Miniaturka 2: Niebo spadające nam na głowy... (9/?)

Farba