Wyzwanie 6: Bazooka

Fabuła miniaturki powiązana jest z "Kawą", "Porankiem" i "Lakierem do paznokci".
Akcja osadzona jest po "Kawie" i "Poranku", ale przed "Lakierem...".

I tak, wiem, że powinnam dodać teraz kolejną część Stucky, ale mam nadzieję, że wybaczycie mi ten poślizg :P

***
Tak, Bucky naprawdę lubił Abe’a Jenkinsa, choć nigdy nie przyznałby tego na głos, dając mu tym satysfakcję.

Mimo całego swojego geniuszu Abe był zwykłym, prostym facetem. Cóż, znaczy na tyle zwykłym i prostym facetem, na ile może nim być były przestępca odpowiedzialny za załamanie gospodarki, niejednokrotną kradzież danych i broni ze Stark Industries, i przerzut jej na tereny wroga, a także za współpracę z Hydrą. 
Bucky spotkał go kiedyś, gdy Jenkins działał jeszcze "po tej ciemnej stronie mocy", jak on sam miał w zwyczaju o sobie mawiać. Chęć zgarnięcia niemałej sumy była u niego silniejsza niż moralność, więc nie zastanawiał się długo, nim wykonał kolejny szwindel dla Hammera, czy ostatecznie przystał na propozycję Zemo, zasilając szeregi jego Masters of Evil – to właśnie tam natknął się na niego Buck, gdy drużyna starła się z zespołem Kapitana. Z czasem zaczęło jednak docierać do Jenkinsa, że to nie takiego życia pragnie. Że nie chce być złym gościem, tym, który przyłoży rękę do tego, że ciemna strona zwycięży. Nie, chciał być tym, który pomoże do tego nie dopuścić. Dlatego pozwolił zaprowadzić się Bartonowi przed radę nowego SHIELD, licząc na to, że uda mu się przekonać ich do tego, by dali mu drugą szansę, a tego nie pożałują. I dali, przekierowując do Dyrektoriatu. Dyrektor Chang powitała go chowając niechęć pod chłodnym profesjonalizmem, ale z czasem przekonała się, że posiadanie w zespole kogoś takiego jak Abe może być przydatne. I to bardzo. 
I z tym Bucky nie mógłby się nie zgodzić.


Kiedy jego proteza została uszkodzona przez Sin, Jenkins zabrał jej resztki do swojego warsztatu, starał się poskładać ją w całość, próbował sprawić, by była lepsza, wydajniejsza, znacznie mniej problemowa. I udało mu się to, nie można zaprzeczyć. 
Udało się, sukinsynowi” – przechodzi przez myśl Bucky’emu, gdy przygląda się ładującej się protezie. Jenkins powiedział mu, że dodał jej dodatkowe zasilanie, żeby mniej obciążała organizm. Nadal będzie na nim pasożytować, ale w znacznie mniejszym stopniu. Będzie musiał pamiętać tylko o tym, by od czasu do czasu wymienić jedną z baterii, podładować ją. Ale to chyba mała cena, prawda? 
Ramię wydawało się być o wiele smuklejsze niż kiedyś, bardziej gładkie i zręczne. Jenkins mówił, że wyrzucił kilka "niepotrzebnych rupieci" i pociągnął za kilka sznurków, dzięki czemu udało mu się dostać zamiennik dla stopu, z którego wykonana była zewnętrzna część protezy, i zmienić go na coś silniejszego, ale jednocześnie lżejszego, więc jego kręgosłup nie będzie już tak obciążony. Bucky przez chwilę miał ochotę wycałować go za to z wdzięczności. Dzięki temu jego pieprzone skrzywienie kręgosłupa wreszcie będzie miało szansę się uleczyć.

Bucky przygląda się, jak Abe lawiruje między stołami, szafkami i masą rzeczy mniej lub bardziej niewiadomego pochodzenia. Przynajmniej dla wszystkich, którzy nie są Abe’m. 
Marszczy brwi, przyglądając się wpół rozłożonej zbroi. Nie jest to żadna z tych, których Jenkins używał w ostatnim czasie.

— Nowa zbroja? — zagaja, wskazując brodą w jej stronę. Abe przygląda mu się przez chwilę, a potem wzrusza ramionami.

— Tak, MACH-V. Ulepszam napęd. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, osiągnę prędkość mach pięć, czyli jakieś… dziesięć i pół mili na sekundę. — Uśmiecha się, ponownie kierując wzrok na trzymany w dłoni tablet. — I uprzedzając twoje pytanie – nie, Chang o tym nie wie. Także wiesz, byłbym wdzięczny, gdyby się to nie zmieniło. — Spogląda na niego znacząco, odkładając urządzenie na blat stołu, pomiędzy kupkę kabli i rozłożonych na części komunikatorów. 

Bucky unosi rękę w obronnym geście, z miną mówiącą „Nie puszczę pary z ust.”, a potem ponownie zaczyna wodzić spojrzeniem po warsztacie, byleby nie myśleć o tym, jak bardzo odsłonięty teraz jest, o stawie protezy – idealnym, perforowanym pierścieniu połączonym z jego barkiem i obleczonymi metalem kośćmi. 
Drga, słysząc ciche piknięcie, sygnalizujące, że ramię jest już w pełni naładowane. Śledzi wzrokiem ruchy Abe’a, który zręcznie odłącza je z bazy, a potem siada na stojącym niedaleko stołku i przysuwa się do Bucky’ego. Ten przygląda mu się uważnie, starając się wyłapać w jego twarzy choć najmniejsze drgnięcie na widok nagiego stawu, ale niczego takiego nie ma. Jest tak spokojny i skupiony jak zawsze.

— Może trochę zaboleć — uprzedza, zakładając gogle powiększające. Bucky odwraca głowę, nie chcąc na to patrzeć i zawiesza wzrok na wiszącej na ścianie, zniszczonej bazooce. Pamięta ją, to część dawnego egzoszkieletu Fixera. — Teraz zdejmowanie i zakładanie ramienia będzie znacznie prostsze. Bez problemu będziesz mógł robić to sam — mówi Abe. — Ale zawsze najtrudniejszy jest ten pierwszy raz, więc uwaga.

Bucky zaciska zęby, przygotowując się na ból. Pamiętał, że to bolało. Bolało jak diabli, za każdym razem, gdy ściągano ramię, by dokonać koniecznych poprawek, czy wymienić je na inny model. Zawsze bolało. 
Ale nie tym razem. Tym razem to tylko włożenie i przekręcenie, któremu towarzyszy ciche kliknięcie zamykających się bolców. 
Bucky spogląda na Abe’a z nieukrywanym szokiem.

— To już?

Jenkins nasuwa gogle na włosy i uśmiecha się.

— Przecież mówiłem, że będzie prościej. Ale przyznaję, sam nie sądziłem, że aż tak. A teraz poruszaj nim, musimy sprawdzić, czy jest dobrze skalibrowane. Pozginaj je, poruszaj palcami, poobracaj śrubokręt. Ale niczego nie rozwalaj — zastrzega. — Tym razem Chang by się wściekła. 

Nadal będąc w szoku, Bucky wykonuje polecenie. 

Różnica jest ogromna. Ramię jest znacznie lżejsze, o wiele bardziej zwinne i sprawne. A kiedy dotyka nim czegoś, nie czuje tylko nacisku, ale niemal… niemal czuje dotyk.

Widząc jego pełne zdziwienia spojrzenie, Abe wyjaśnia:

— Nie masz mi za złe, że trochę je podrasowałem, prawda? Zastanawiałem się nad pełnym czuciem, ale widziałem… co robisz z tym ramieniem. — Spogląda na niego znacząco. — I stwierdziłem, że to jednak kiepski pomysł. Ale popracuję jeszcze nad jakimś włącznikiem czy czymś w tym rodzaju. — Uśmiecha się, unosząc lewy kącik ust, po czym pstryka palcami w stronę Bucky’ego. — A teraz dotknij barku, o tutaj. — Kładzie prawą rękę na swoim lewym barku, pokazując Bucky’emu, że ma zrobić to samo. Kiedy ten kopiuje jego ruch, Abe kontynuuje: — Wyczujesz pod palcami małą wypustkę, to włącznik do pewnej funkcji, którą dodałem protezie. Dawaj, sprawdź. Nic nie wybuchnie — dodaje, widząc niepewny wzrok Barnesa. 

Bucky naciska wspomnianą wypustkę i ze zdziwieniem… nie, z pieprzonym szokiem przygląda się temu, jak łuski ramienia automatycznie się zsuwają, tworząc gładką powierzchnię, na której powoli zaczyna tworzyć się holograficzny obraz łudząco podobny do ludzkiej skóry. Włoski, błękitnawe linie żył, nawet poruszające się ścięgna dłoni, które mógł zaobserwować, gdy jego palce drgnęły. 
To jest… 
Przez chwilę ma wrażenie, że nie może oddychać. Przesuwa palcami po przedramieniu protezy, a obraz nie znika. Nadal czuje pod palcami gładki metal, ale jest jednak cieplejszy niż przedtem, choć nadal sporo chłodniejszy od temperatury ludzkiego ciała.  
Ramię wygląda jak prawdziwe.

Ale nie jest prawdziwe i nigdy nie będzie. Nie ma po co się oszukiwać, bo nie ważne jak bardzo będzie starał się oszukać siebie i innych, już zawsze będzie niekompletny, niedopasowany, pokracznie oszpecony i…  

— Wszystko dobrze? 

Zaskoczony, drga, spoglądając na Jenkinsa.

— Tak. Ta, jasne. — Odchrząkuje, zaciskając dłoń na lewym barku. — To po prostu… szok. — Posyła mu niemrawy uśmiech, naciskając wyczutą palcem wypustkę. Łuski rozstępują się z metalicznym szumem, a proteza wraca do swojego normalnego wyglądu. — Minie trochę czasu zanim się przyzwyczaję.
***
Bucky wiedział, że Abe chciał dobrze. Oczywiście, że chciał. Nie można było tego nie zauważyć, a nowa proteza byłaby naprawdę wspaniała, gdyby tylko nie opcja maskowania. Z jednej strony naprawdę pomoże wtopić się w tłum, ale z drugiej… To tylko puste kłamstwo i nic więcej. 
Im dłużej przeglądał się temu w lustrze, tym bardziej docierało do niego, jak żałosna jest ta farsa. To wciąż zwykły kawał metalu i przemalowanie go na inny kolor niczego nie zmieni. 

Poruszał ramieniem, uważnie przyglądając się swojemu odbiciu. Gdyby ktoś nie wiedział o tym, że to tylko proteza, najpewniej by się na to nabrał. Ale on to wiedział, najlepiej ze wszystkich, więc od razu dostrzegał wszystko to, co odróżniało hologram od prawdziwego ramienia. 
To lewe było zbyt gładkie. Nie było na nim najmniejszej niedoskonałości, żadnego piega, żadnej blizny. Nie pasowało do niego, było zbyt idealne. A on? Był jedną, wielką, poszarpaną blizną.

Szybkim ruchem wyłącza hologram, słysząc rozsuwające się drzwi. 
Obraca się, chwytając leżącą na komodzie koszulkę, i uśmiecha się — o wiele za sztywno, by dała się na to nabrać —do Yeleny. Ta posyła mu tylko karcące spojrzenie.

— Karla powiedziała, że nie zjawiłeś się na sesji — mówi, krzyżując ramiona na piersi. 

— A gdzie tajemnica lekarska, co? — mruczy w odpowiedzi, choć bardziej do siebie niż do niej, naciągając na siebie koszulkę. Nie, żeby się wstydził. Yelena widziała go już w tylu sytuacjach, często krępujących, że między nimi już niemal nie istniało coś takiego jak wstyd. Ale nie musiało to przecież od razu oznaczać, że będzie paradował przed nią półnagi, gdy tylko pojawi się do tego okazja. Jeszcze ten widok mógłby jej zbrzydnąć.

—Kiedy ktoś zostaje ożywiony po tym, jak neonazistka wbiła mu asgardzki młot w klatę, tajemnica lekarska jakoś traci na znaczeniu. Szczególnie gdy ten ktoś zachowuje się czasem jak dziecko we mgle, a doskonale wie, że w tej branży nie może sobie na to pozwolić. Poza tym, mieliśmy umowę, Jimmy. — Podchodzi bliżej, a Bucky ma ochotę spuścić wzrok pod naporem jej spojrzenia. — Nie będzie żadnych psychiatrów, jeśli będziesz rozmawiał z Karlą. Wiesz, że to dla twojego dobra.

— Wiem. — Uśmiecha się krzywo, starając się włożyć w to jak najwięcej serca. — Zwyczajnie wypadło mi to z głowy. Może później znajdzie trochę czasu, nadrobimy to.

Yelena pokiwała głową i przysunęła się, podciągając lekko lewy rękaw koszulki Bucky’ego.

— Nie masz już gwiazdy — stwierdziła, opuszczając materiał na miejsce. — Zamierzasz do niej wrócić? 

— Sam nie wiem, nie zastanawiałem się nad tym. Powinienem?

—To twoja ręka. I trzeba przyznać, Jenkins się postarał.

Uśmiecha się, a potem całuje metalowy biceps protezy.


Bucky czuje tworzącą się w gardle gulę, bo Boże, może to poczuć. 
***

Komentarze

  1. Ja nie wybaczę, no co Ty.. Chyba w snach........


    Awww pocałunek w protezę był uroczy! Już się bałam, że gdy Bucky naciśnie guzik to z protezy zrobi się bazooka xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do Stucky mam ledwo tysiąc słów, czyli jakąś połowę. Do tego muszę to przeredagować, bo pisałam to w nocy i dopiero teraz zauważyłam, że jest tam zbyt dużo patosu, a do tego zrobiłam tam z Bucky'ego niemal alkoholika. Także ten, trzeba to zmienić :P

      Na początku miała pocałować go w kłykcie, ale stwierdziłam, że biceps będzie jednak lepszym wyborem. Ale cieszę się, że się podobało :)

      Usuń
  2. "(...) Masters of Evil – to właśnie tam Buck natknął się na niego Buck, gdy drużyna starła się z zespołem Kapitana." - Buck i Buck.

    "Im dłużej przeglądał temu w lustrze, tym bardziej (...)" - "przyglądał się temu"? Albo "przyglądał się sobie".

    "(...) najlepiej ze wszystkich, więc od razu dostrzegał wszystkie to, co odróżniało hologram (...)" - "wszystko".

    Aż się wzruszyłam. Serio. Dziewczyno, za te teksty to cię uwielbiam. Ale to już wiesz, więc pominę wyrażenia zachwytu rodem z kółka wzajemnej adoracji :P
    I wybaczam, bo bazooka! <3 Przyznam, że sądziłam, że prędzej pójdziesz w stronę jakichś działań wojennych czy innych, a zrobiło się z tego coś takiego, że można się popłakać i z radości i żalu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze staram się dobierać fabułę tak, by była jak najdalsza temu, czego można by się spodziewać. Wystarczy spojrzeć na takie "Poranek" czy "Lakier...". A więc już możesz się bać tego, co zrobię z "Peruką i eyelinerem" :P
      I cieszę się bardzo, że się spodobało :)

      Usuń
    2. A to będzie łączone? Łoh, no to nie będę się spodziewać w takim razie makijażu taktycznego ani zakładania peruk w celu zamaskowania.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Miniaturka 2: Niebo spadające nam na głowy... (10/?)

Miniaturka 2: Niebo spadające nam na głowy... (9/?)

Farba