Miniaturka 1: Zavzedka 6

Część poprzednia: klik
***
Cztery lata później.
— Sierżancie Barnes?

Głos Jarvisa wyrywa Bucky’ego ze snu.
Mruczy cicho, mieląc przekleństwo w ustach, i nie otwierając oczu, przekręca się na plecy.

— Co jest? Jeśli Stark znowu chce podzielić się ze mną jakąś hiper ważną i niecierpiącą zwłoki sprawą, każ mu się pieprzyć.

— To nie pan Stark. Pańska córka się zbliża, kazał się pan budzić w takich sytuacjach.

Bucky otwiera gwałtownie oczy i mruga szybko, starając się opędzić od resztek snu i zmęczenia.
No tak, na śmierć zapomniał o tym, że kazał budzić się Jarvisowi za każdym razem, gdy Becca postanowi odwiedzić go w sypialni. Może i jest z nim już całkiem nieźle, a po dawnym programowaniu zdaje się nie być już śladów, ale woli nie ryzykować. Mógłby zachować się zbyt gwałtownie, gdyby Becca zaskoczyła go podczas snu.

— Och, dzięki Jarvis.

Siada i przeciąga się, aż słyszy znajomy dźwięk strzelających stawów, a potem ziewa przeciągle.
Już po krótkiej chwili drzwi rozsuwają się z cichym sykiem, a Becca wbiega do środka jak miniaturowy huragan, by bez zatrzymywania się wskoczyć na łóżko i odbić się lekko na materacu.
Jej długie, brązowe włosy są roztrzepane we wszystkie strony, a kilka kosmyków z lewej strony zaplecionych jest w cienkie warkoczyki – nie do końca równe, ale hej, to i tak dobrze jak na gościa, który ma metalowe palce! – które opadają na białą bluzkę piżamy. Jej Bucky Bear – który po tylu latach wygląda jakby przeszedł prawdziwe piekło – leży na jej kolanach ubranych w różowe, kraciaste spodnie.

— Hej, hej, hej, zwolnij trochę. Chcesz stracić więcej zębów, Szczerbatku? — pyta, a Becca śmieje się w odpowiedzi, ukazując wybrakowane uzębienie.

Kilka dni temu straciła pierwszy ząb – górną dwójkę, co nie obyło się bez płaczu. Nic dziwnego, w końcu wybiła go sobie przy upadku z huśtawki. Bucky myślał wtedy, że naprawdę wyrzuci Steve’a z dachu Avengers Tower. Był temu bliższy niż kiedykolwiek. I to bardzo dosłownie, bo Samowi ledwo udało się przekonać go, by dusił Steve’a, gdy ten ma grunt pod stopami.

— Co się stało, zavzedka? Znowu obudził cię jakiś potwór? — Becca kiwa głową. — Mam się z nim rozprawić? — pyta teatralnym szeptem, pochylając się nad nią.

Sam mówił mu, że nie powinien czuć się winny temu, że Rebecca czasem budzi się nękana koszmarami. Bucky niby wiedział, że Wilson ma rację, ale jednocześnie czuł też, że to – choćby pośrednio – jego wina. Zbyt wiele razy wracał posiniaczony, obdrapany czy połamany, zbyt wiele razy w gazetach czy telewizji można było zobaczyć zdjęcia czy nagrania przedstawiające go podczas walki, by nie miało to na Beccę żadnego wpływu. Starał się odgrodzić ją od tego wszystkiego, ale nie zawsze był wstanie.
Wiedział też, że Becca nie jest głupim dzieckiem. Wręcz przeciwnie, zdawała się doskonale zdawać sobie sprawę z tego, jak bardzo jej życie różniło się od tego, które wiedli jej rówieśnicy. Mieszkała w Avengers Tower – jednym z najbardziej chronionych miejsc na świecie, w otoczeniu Avengers, z byłym Winter Soldierem za ojca. Równało się to ciągłej obecności mediów i zagrożenia w jej życiu. Bucky czasem – często – czuł się temu winny, ale odtrącał od siebie te myśli i powtarzał sobie, że stara się najbardziej, jak tylko jest wstanie, i robi wszystko, by Becca miała jak najnormalniejsze dzieciństwo.

— Nieee — odpowiada przeciągle, kręcąc głową, i mocniej obejmuje ramionami Bucky Beara, którego niemal nie wypuszczała z rąk od dnia, w którym Natasha przemyciła go do jej sypialni. Bucky miał wiele okazji, by się go pozbyć, ale nie mógł tego zrobić. — Chcę bajkę.

— Bajkę? — Bucky spogląda na nią błagalnie, choć wie, że Becca i tak nie da za wygraną. — Okej, a więc bajka. A potem spać — zastrzega, celując w nią palcem.  

Przesuwa się na łóżku tak, by móc oprzeć się o wezgłowie plecami i unosi kołdrę, by Becca mogła się pod nią wślizgnąć. Co zaraz oczywiście robi.
Bucky wypuszcza ciężko powietrze, specjalnie nadymając policzki, a potem oblizuje wargi. Nie cierpi wymyślać opowieści na poczekaniu.

— Dawno, dawno temu — zaczyna — w pewnym królestwie wybuchła wojna, wywołana przez złego… Złego Czarnoksiężnika… o czerwonej twarzy. W królestwie tym był sobie pewien  młody… Stajenny, który bardzo pragnął zostać rycerzem i ruszyć na wojnę tak, jak wszyscy jego przyjaciele. Niestety był zbyt mały i chorowity, by ktoś chciał dać mu szansę. — Bucky wygina usta w podkówkę, przeczesując włosy Beccy metalowymi palcami. — Młody Stajenny jednak się nie poddawał i próbował raz za razem, raz za razem, raz za razem…

— Tato

— Kto opowiada? Ja czy ty? — Dźga ją delikatnie palcem, na co Becca reaguje cichym jękiem niezadowolenia. — No właśnie. A więc… Próbował raz za razem, aż w końcu spotkał pewnego Maga, który mógł sprawić, że stanie się silnym i mężnym rycerzem, największym i najdzielniejszym, jakiego świat widział. Jednak Książę nie był do końca przekonany do pomysłu Maga, ponieważ sądził, że ktoś tak mały nie może zostać bohaterem — mówi z oburzeniem. — Zgodził się jednak ugościć Młodego Stajennego na swoim dworze, by przekonać się, czy jest on godzien ruszenia do boju. Kiedy tylko Stajenny pojawił się w zamku, spotkał… Piękną Księżniczkę, w której zakochał się… miłością wielką, prawdziwą i szczerą — kontynuuje, niemal zażenowany tym, co mówi. Musi kupić więcej książek. Zdecydowanie. — Księżniczka także go pokochała, ponieważ dostrzegła jego waleczne serce. Wiedzieli jednak, że nie mogą być razem, ponieważ Król nie zgodziłby się, by poślubiła zwykłego stajennego. Stajenny kochał jednak Księżniczkę i stało się to kolejną rzeczą, która pozwoliła mu zdawać kolejne testy księcia. Nadszedł w końcu dzień, w którym i Książę wreszcie przekonał się o męstwie Małego Stajennego, i postanowił dać mu szansę. Mag wraz ze swoim Uczniem sprawili, że stał się on wielkim i silnym Rycerzem, który mógł ruszyć do walki. Jednak Król – ojciec księcia, najważniejsza przecież osoba w królestwie, nie chciał zgodzić się na to by Rycerz opuścił jego dwór, ponieważ Mag nie mógł zaczarować w ten sposób nikogo więcej. Rycerz został więc w królestwie, choć jego serce rwało się do walki. Pewnego dnia dotarły do niego jednak wieści, że wielu ludzi  Króla, a w tym Przyjaciel Rycerza zostali uwięzieni przez Złego Czarnoksiężnika. I wiesz, co Rycerz wtedy zrobił? — Bucky pochyla się bliżej, zadając pytanie pełnym napięcia głosem. Becca kręci zaprzeczająco głową. — Ruszył im na pomoc wraz z Księżniczką i Uczniem Maga. Razem dotarli do zamku Złego Czarnoksiężnika. Rycerz dzielnie pokonywał wszystkie przeciwności na swojej drodze – ziejące niebieskim ogniem smoki i złych czarodziejów. Kiedy dostał się już do zamku i uwolnił uwięzionych w nim rycerzy, zorientował się, że nie ma wśród nich jego Przyjaciela. Dowiedział się, że został on uwięziony przez… Złego Karła w jednej z wież zamku. Rycerz szybko ruszył w tamtą stronę, chcąc upewnić się, że wszystko jest dobrze z jego przyjacielem. Udało mu się go odnaleźć, i gdy razem mięli opuścić zamek… — Pauzuje, a Becca spogląda na niego wyczekująco. — Natknęli się na Czarnoksiężnika i Karła. Stali po drugiej stronie zwodzonego mostu, rozciągniętego nad… fosą z lawy.

— W zamku? — Becca marszczy brwi, spoglądając na niego zdziwiona.

— To był bardzo duży i magiczny zamek. A więc – Czarnoksiężnik wyjawił Rycerzowi, że to właśnie dzięki temu samemu Magowi, który uczynił Rycerza silnym, on zyskał swoje magiczne umiejętności. Kiedy Rycerz chciał ruszyć do walki, Karzeł pociągnął za wajchę i sprawił, że most zaczął się unosić. Rycerz i jego Przyjaciel zostali uwięzieni. Jednak udało im się znaleźć inny, mniejszy most, dzięki któremu udało im się wydostać z zamku i dołączyć do Księżniczki, Ucznia Maga i uwolnionych przez Rycerza wojowników. Wśród nich Rycerz zyskał kompanów, pięciu…

— Krasnoludków?

— Tak, krasnoludków. — Bucky stara się nie roześmiać, gdy wyobraźnia podsuwa mu obraz Dugana – dawnego siłacza cyrkowego, w czerwonej, szpiczastej czapeczce, i z kilofem na ramieniu. — Rycerz, jego Przyjaciel i pięciu krasnali od tamtego dnia walczyli razem ze Złym Magiem – ku wielkiemu niezadowoleniu Króla. Wygrywali kolejne bitwy, aż wreszcie nadszedł dzień, w którym Rycerz i Czarnoksiężnik wreszcie się zmierzyli.

— I co?

Bucky marszczy brwi, starając się dobrać odpowiednie słowa.

— Rycerz pokonał Złego Czarnoksiężnika i uratował całe królestwo, w którym ponownie mogła zawitać radość. Powrócił wraz ze swoją wesołą kompanią na dwór Króla, który był z nich bardzo dumny. Niedługo później odbyły się huczne zaślubiny Rycerza i Pięknej Księżniczki, którzy już zawsze mieli żyć długo i szczęśliwie, wraz z całym królestwem.

Bucky całuje Beccę w czoło, myśląc o tym, że czasem naprawdę chciałby, by życie było jak bajka.

Jednak, mimo wszystko, był szczęśliwy. Jego żyli długo i szczęśliwie może i nie było do końca takie, jakie powinno być, ale nie miał powodów do narzekania. Znaczy kilka by się znalazło, ale czy nie lepiej skupiać się na jasnych stronach życia? Miał przyjaciół, był wolny, pomagał innym, a Hydra wreszcie nie tylko mu coś odebrała, ale także dała. 
Becca pomogła mu stabilnie stanąć na nogach, była motywacją do wzięcia się za siebie i udowodnienia wszystkim, że potrafi zadbać o siebie i o innego człowieka. Było trudno, oczywiście, że było, ale z czasem nauczyli się żyć razem i teraz Bucky nie potrafił wyobrazić sobie już życia bez tego małego potworka.

Ona była początkiem jego szczęśliwego zakończenia.


***

Komentarze

  1. Myślę, że lepszego zakończenia nie można było zrobić :) miniaturka świetna

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy docelowo to będzie Stucky? Z dzieciątkiem?._.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, to zupełnie nie ma nic wspólnego ze Stucky. Jeśli piszę taki tekst, ta informacja zostaje zawarta w tytule notki :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Miniaturka 2: Niebo spadające nam na głowy... (10/?)

Miniaturka 2: Niebo spadające nam na głowy... (9/?)

Farba