Wyzwanie 9: Stucky/ Plot What Plot? (18+)
N: Wedle uznania
odczytywać można to jako kontynuację poprzedniej trzyczęściowej miniaturki, ale
także jako osobny tekst.
Proszę o wypisanie wszelkich zastrzeżeń,
ponieważ jest to mój pierwszy tekst tego typu.
Jedną z tych rzeczy,
których Bucky nauczył się przez Hydrę, było "Jeśli czegoś chcesz, Barnes,
nie czekaj, a weź to sobie póki tylko masz okazję, bo za chwilę możesz ją
stracić". I trzeba przyznać, że skrupulatnie się do tego stosował, zawsze
znajdując sposób by dostać to, na co miał ochotę.
Steve mówił mu czasem,
że potrafi być dupkiem. Małym, bezczelnym gnojkiem, który jest gotów posunąć
się niemal do wszystkiego, by dostać to, na co akurat ma ochotę. Wiedział
jednak, że Steve w nim to kochał.
Uwielbiał każdy przebłysk, który z nową, bardziej gorzką i cierpką osobowością
Bucka tworzył prawdziwą mieszankę wybuchową, która doprowadzała jego krew do
wrzenia. Bucky nie był ani głuchy, ani ślepy i doskonale zdawał sobie sprawę z
tego, jak działa na swojego chłopaka.
Swojego
chłopaka. Och, Bóg mu świadkiem, że to wciąż brzmiało jak
symfonia dla jego uszu. Zwłaszcza, że wreszcie bez skrępowania mógł nazywać go
tak na głos. A przynajmniej bez lęku, że jeśli tylko ktoś się dowie, w
najlepszym wypadku skończy pobity gdzieś w ciemnej, brudnej uliczce. Teraz nikt
nie mógł już niczego zrobić. Jasne, wciąż znaleźliby się tacy, którzy
obrzucaliby ich błotem, ale bez porównania jest o wiele lepiej. Dlatego Bucky
był gotów stanąć na najwyższym piętrze Avengers Tower i wykrzyczeć, że kocha
Steve’a Rogersa całym, kurwa, sobą tak głośno, by usłyszał go cały Nowy Jork. I
cóż, raz próbował to zrobić, ale Steve zdążył zatkać mu usta i wciągnąć z
powrotem do środka. Ponieważ nie dało się ukryć, Steve był o wiele bardziej
samolubny i nie lubił dzielić się ich uczuciem. Bucky uważał też, że za bardzo
przejmował się tym, co mogą pomyśleć inni ludzie. Okej, Kapitan Ameryka
okazałby się pedałem i co z tego? I tak, Bucky ma prawo nazywać swojego
chłopaka w ten sposób i nikomu nic do tego. Jednak jeśli ktokolwiek inny
próbowałby go tak nazwać, próbowałby go w ten sposób obrazić, Bucky chrzaniłby w tym momencie
wszystko to, co obiecał swojemu psychiatrze, kuratorowi i Bóg wie jeszcze komu
– serio, przez ostatnie lata naobiecywał bycia grzecznym tylu ludziom, że już
sam się w tym pogubił – i zwyczajnie poprzestawiałby typowi kilka kości.
Jednak póki co unikają
tych problemów, a Bucky nie musi tłumaczyć się nikomu z pobicia jakiegoś
gnojka, ponieważ niemal nikomu nie powiedzieli o tym, co tak naprawdę jest między
nimi. Wyjątkiem jest tylko Wilson, który po tym wszystkim najzwyczajniej w
świecie zasłużył na to, by nie ukrywać przed nim tak istotnej rzeczy. I cóż,
nie dało się ukryć, że na samym początku był zdziwiony, ba! przez chwilę sądził
nawet, że go wkręcają, ale potem przeszedł z tym do porządku dziennego. Tylko
od czasu do czasu pozwalał sobie na nieco zgryźliwsze komentarze pod adresem
Bucky’ego, ale ten odpłacał mu się tym samym. Obie strony wiedziały, że to
tylko żarty, więc nikt nie czuł się urażony. No dobra, czasem zdarzało się
przesadzić, ale nie trzymali urazy zbyt długo.
Buck musiał też
przyznać, że przekonywał Steve’a do powiedzenia o wszystkim Samowi także z
innych, trochę bardziej samolubnych pobudek. Zwyczajnie chciał móc z kimś
porozmawiać o tym wszystkim. Są pewne tematy o których nie potrafił mówić przy
nikim innym niż Stevie, czy Wilsonie. I są też takie, o których zwyczajnie nie mógł mówić przy Stevie. No dobra,
mógł, ale nie chciał. Miał wiele
problemów i nie chciał zrzucać ich wszystkich na barki Steve’a, choć wiedział,
że mógłby, że Steve zrobiłby wszystko, by je udźwignąć i sprawić, że Bucky’emu
będzie jak najlżej, jak najlepiej. Taki już był – najlepszy. I nie, to
określenie wcale nie było przesadą. Steve Rogers to najlepszy człowiek, jakiego
Bucky kiedykolwiek poznał i właśnie to sprawiło, że zakochał się w nim już lata
temu. Może i dawniej nie wpisywał się w kanon urody, który pociągał Bucky’ego w
innych mężczyznach, ale co z tego, skoro nadrabiał wszystko osobowością? I to z
nawiązką? Bucky nigdy nie udawał, że fizyczność nie jest ważna – bo jest,
ale w przypadku tego dupka, Rogersa, traciło to jakoś na znaczeniu. Może i był
kiedyś niższy od niego o głowę, ważył o połowę mniej, a listę jego schorzeń
rozpisać można było na kilka ksiąg, ale za to jego temperament… Och, tego Bóg
przydzielił mu w nadmiarze. A kiedy jego ciało wreszcie zaczęło być godne jego
charakteru, Bucky nie wiedział czy ma dziękować Bogu na kolanach, czy jednak go
przeklinać. Cóż, w końcu ani nie stał się bluźniercą, ani kimś, kogo można by
uznać za fanatyka przez wzgląd na zdecydowanie zbyt częste modlitwy
dziękczynne, ale na kolanach wylądował.
Och, wylądował. W
różnych miejscach, w różnych konfiguracjach. I najchętniej już by się z nich
nie podnosił.
Nikt raczej nie
zaprzeczy, że seks to fajna rzecz. Seks z kimś, kogo się kocha jest czymś już
czym o wiele głębszym, o wiele bardziej… pociągającym. Za to seks z kimś, kogo
się kocha, kogo uważa się za swojego najlepszego przyjaciela, za sens swojego
życia, z kimś, kto potrafi zrozumieć i zaakceptować wszystkie wady swojej
drugiej połówki, jest… czymś nie do opisania słowami. Bucky już od dawna nie
uważał się za jakoś szczególnie pociągającego, bo serio dziesiątki blizn,
metalowa ręka, pochrzaniona osobowość i syf w życiorysie – kogo mogłoby to
kręcić? Kogo zdrowego na umyśle? No cóż, kręciło Steve’a, ale napakowany
super-sterydami, niemal stuletni gość, który lata z wielkim frisbee raczej nie
jest w pełni normalny. Nie to, żeby Bucky taki był. Zupełnie nie. Ale wciąż
miał za to coś takiego jak obniżona samoocena i podkopane poczucie własnej
wartości, które Steve potrafił odpowiednio podbudować, zapewniając go w tym,
jak seksowny dla niego jest. I to wystarczało, nikt inny nie musiał go za
takiego uważać.
Nikt nie podbudowywał go
tak, jak sposób w jaki Steve na niego patrzył, gdy zapewne sądził, że tego nie
widzi. Bucky znał ten wzrok i wiedział, że Steve postrzega go jak jakieś…
pieprzone dzieło sztuki. Zazwyczaj się hamował, ponieważ Bucky szybko sprowadzał
go do parteru, każąc przestać się głupio gapić, ale kiedy pozwalali sobie na
większą bliskość, Steve wręcz nie odrywał od niego wzroku. Bucky czasem miewał
wrażenie, że jeszcze chwila, a Rogers sięgnie po aparat albo płótno i farby, i
zacznie uwieczniać to, jak jego chłopak wygląda wgnieciony w materac i
porządnie wypieprzony. Bucky co prawda nie był jakimś wielkim fanem tej
formy seksu, ale to, jak Steve
na niego patrzył, jaki wyraz
twarzy miał, jak jego mięśnie drżały, gdy go pieprzył… nie, nie, to złe
określenie – gdy go kochał(bo Steve był ostrożny i delikatny nawet
podczas ostrzejszego seksu – cóż, na tyle ostrego, na ile Steve „Matka kwoka”
Rogers był w stanie się posunąć) sprawiały, że czasem nabierał ochoty na to, by
dać się przelecieć.
Poza
tym, Steve to lubił – och, bardzo lubił
– sprawiało mu to niemałą przyjemność, więc Bucky automatycznie też się do tego
przekonywał. Wiedział też, że Steve kocha jego tyłek – czasem wręcz
przypuszczał, że bardziej niż całą resztę jego ciała razem wziętą… – uwielbia
go dotykać, uwielbia go całować, gryźć, pieprzyć, patrzeć na niego, rysować go…
Serio, Steve ma chyba jakiś dziwny fetysz na jego punkcie, ale kimże Bucky
jest, by go oceniać? Zwłaszcza, że mu to nie przeszkadzało. Można powiedzieć,
że wręcz przeciwnie, schlebiało mu to.
I
doskonale wiedział jak ten mały fetysz Steve’a wykorzystywać, by odpowiednio go
nakręcić. Zwłaszcza, jeśli ten miał czelność go ignorować. No dobra, nie
ignorował go, a był zwyczajnie zajęty sprawami SHIELD, ale nie poświęcał mu
wystarczającej uwagi i go nie dopieszczał, więc Bucky miał prawo dążyć do
chwilowej zmiany tego stanu rzeczy, prawda? No oczywiście, że prawda.
Dlatego
nie mógł odpuścić, gdy wreszcie nadarzyła się okazja, by zatrzymać Steve’a w
domu na trochę dłużej. Krążył od niego już od samego rana – plan „A” zakładał
zatrzymanie Steve’a już w łóżku, ale ten pieprzony poranny ptaszek wybierał się
na przebieżkę skoro świt – starając się nie wyjść na desperata. Po klęsce planu
„B”, który z kolei zakładał sprowokowanie Steve’a do działania dwuznacznymi
komentarzami – tak, Bucky zachowywał się jak gówniarz, co z tego? – postanowił
zastosować plan „C”, który wymagał trochę… głębszych przygotowań i kilku materialnych pomocy.
Kiedy
odpowiednio nastawiony i wciśnięty ciemne dżinsy – nieco zbyt luźne w nogawkach,
ale za to trochę zbyt opinające pośladki (nie, żeby mu to jakoś przeszkadzało)
– wparował do salonu po dobrych dwóch kwadransach nieobecności, Steve obdarzył
go tylko krótkim uśmiechem i kilkusekundowym spojrzeniem, które od razu opuścił
z powrotem na przeglądane przez siebie papiery. Bucky’emu już miała zrzednąć
mina, ponieważ kolejny z planów zdawał się nie wypalić, ale po krótkiej chwili
Steve ponownie podniósł wzrok, zatrzymując spojrzenie udach swojego chłopaka.
Bucky momentalnie spiął lekko mięśnie, stając tak, by szew i logo na tylnej
kieszeni było bardziej widoczne.
—
Bucky? — zaczął Steve, przybierając ton pt. „Coś znowu wymyślił, Barnes?”. —
Dlaczego znowu chodzisz w moich spodniach?
I w mojej koszuli? — dodał
po chwili, orientując się, że koszula w niebieską kratę także należy do niego.
— Buck, oddaj moje ubrania. Dziwnym trafem za każdym razem, gdy je nosisz,
kończą ubrudzone czymś niespieralnym. Tak jak moja ulubiona koszulka, którą
upaćkałeś smarem i czymś… Do teraz nie przyznałeś się, czym to coś było — stwierdził nieco
oskarżycielskim tonem, odkładając pióro na blat stolika. Pióro, serio? Kto
teraz jeszcze pisze piórem? A no tak, Steve.
Bucky
wzruszył tylko lekko ramionami, stając tyłem do Steve’a i otwierając lodówkę.
Pochylił się, by wyciągnąć butelkę soku pomarańczowego, a potem
rzucił przez ramię:
—
Zwyczajnie zazdrościsz, że wyglądam w twoich ciuchach lepiej niż ty. No dawaj,
przyznaj to.
—
Buck, oddaj moje spodnie.
—
Proszę cię. — Bucky kolejny raz spojrzał na niego przez ramię. — Kochasz mój
tyłek w twoich spodniach.
— Kocham go w każdych spodniach. A bez to nawet bardziej. — Uśmiechnął się. — Więc oddawaj moje dżinsy.
—
Chodź i mi je zabierz.
Bucky
uśmiechnął się uśmiechem, który Steve porównał kiedyś do Kota z Cheshire,
odkręcając butelkę soku. Brwi Steve’a drgnęły, unosząc się lekko w górę, gdy
ten pojął chyba wreszcie do czego Barnes pije.
Bucky
oparł się biodrami o wysepkę kuchennej, a potem wolnym ruchem przyłożył butelkę
do ust, spoglądając na Steve’a spod rzęs. Dokładnie tak, jak wiedział, że lubi.
Pociągnął
łyk, a potem otarł usta metalową ręką, siadając na blacie wysepki i
przygryzając dolną wargę. Odstawił butelkę i wygiął się lekko do tyłu,
podpierając się rękami, by kolejny raz spojrzeć na Steve’a spod rzęs.
—
Więc? Ruszysz się czy mam sam się sobą zająć? — Przejechał metalową dłonią po
udzie. —Ale wiesz, jestem taką ofermą, że przypadkowo mógłbym się ubrudzić. Ale
chwila, mam pewne rozwiązanie — dodał, potrząsając lekko ramionami, by koszula
mogła się z nich nieznacznie zsunąć. Ściągnął ją potem, chwytając materiał
między metalowe palce, i upuścił na wyłożoną kafelkami kuchenną podłogę. — Ups.
I widzisz jaka ze mnie niezdara?
—
Jesteś niepoważny. —Steve pokręcił głową, parskając.
—
Owszem, jestem.
Wydął
dolną wargę, a potem zaśmiał się krótko kręcąc głową. Doskonale zdawał sobie
sprawę z tego, że jego zachowanie mogło wydawać się komuś żenujące albo nawet
niesmacznie gówniarskie, ale wiedział, że Steve’a to po prostu bawi. Przecież
doskonale znał Bucky’ego, wiedział jaki jest i jak radzi sobie… z pewnymi problemami.
Kiedy
Steve wreszcie ruszył tyłek i podszedł bliżej, Bucky niecierpliwie przyciągnął
go do siebie, by wtulić twarz w jego bark. Potarł szczękę o jego szyję,
podziwiając zadrapania, które pozostawił jego zarost. Wiedział, że zaraz
znikną, ale nie dbał o to.
Steve
przekrzywił lekko głowę, by pocałować czoło Bucky’ego, na co ten przewrócił
tylko oczami i trzepnął go w ramię.
—
Czoło, Rogers? Naprawdę? Czoło?
Czy ja wyglądam na kogoś, kto potrzebuje pocałunku w czoło? Mam dokładnie rozrysować ci, czego…
Bucky
przerwał, gdy Steve wpił się w jego usta, czułym – niemal zbyt czułym i
delikatnym – gestem objął jego policzek, przyciągając go nieco bliżej.
Pocałunek był krótki, miękki, niemal jak muśnięcie.
—
Jesteś wspaniały.
Bucky
wręcz rozjaśnił się na te słowa, a potem zamruczał, gdy Steve ponownie go
pocałował.
Całowali
się z przymkniętymi oczami, niemal na pamięć, doskonale wiedząc, jak to robić.
Bucky pomrukiwał cicho, a Steve niemal spijał dźwięki z jego ust, ssąc jego
język i dolną wargę, od czasu do czasu pozwalając sobie na użycie zębów. Drgnął
nieznacznie, gdy zimna, metalowa dłoń wsunęła się pod jego koszulkę i zetknęła
się z nagą skórą, ale poddał się dotykowi dłoni Bucky’ego błądzących po jego
bokach i plecach. Zjechał ustami na jego szyję, przygryzając lekko skórę i ssąc
nieco dłużej miejsce tuż nad jabłkiem Adama, wiedząc, jak Bucky to lubi. Gardłowy
jęk, który uciekł z jego ust, tylko go w tym utwierdził.
—
Boże, Bucky, jesteś wspaniały — mruknął, przejeżdżając nosem po jego
zarośniętym policzku. — Wspaniały i mój.
Bucky
w odpowiedzi oplótł go nogami, krzyżując łydki poniżej jego tyłka, i
przyciągnął bliżej. Przesunął dłońmi na jego tors, przejeżdżając po skórze
paznokciami prawej dłoni. Nie próbował powtarzać tego lewą, ponieważ doskonale
wiedział, że mogłoby się to skończyć… cóż, dość niemiło.
—
Ściągnij to z siebie — zarządził, podciągając koszulkę Steve’a – zwykłą, białą
i bawełnianą, ale Steve i tak wyglądał w nie jak pieprzone milion dolców – do
góry. — Najlepiej wszystko z siebie ściągnij.
Bucky
uwielbiał patrzeć na Steve’a i nigdy tego nie ukrywał. Rogers składał się
głównie z twardych mięśni i pięknych krzywizn, które Bucky kochał całować,
dotykać, o które kochał się ocierać – Bóg mu świadkiem, że wielbił jego
pieprzone uda – na które kochał patrzeć i je podziwiać. Każdy fragment jego
ciała wydawał się być idealny, jakby był ożywioną rzeźbą antycznego atlety z
pod dłuta Myrona. Nawet jego skóra była gładka, wręcz nieskazitelna i
pozbawiona wszelkich niedoskonałości.
I
czasem sprawiało to, że Bucky czuł się nic niewart. Steve był niemal idealny, a
on? Był jedną wielką, popieprzoną blizną. Którą Steve i tak – nie wiedzieć
dlaczego – niemal ubóstwiał.
Bucky
z trudem zdusił w sobie zaskoczony jęk, gdy Steve chwycił jego pośladki i
uniósł go z blatu, wciąż nie ściągając jednak z siebie żadnej części ubrania.
Buck zdawał sobie sprawę z tego, że nie należał do najlżejszych osób, ale
doskonale wiedział też, że mógłby ważyć nie dwieście funtów, a pięćset, a dla
Steve’a wciąż nie byłby to najmniejszy problem. Potrafi unieść kilka ton, więc
czymże jest te kilkaset funtów? To wręcz waga piórkowa.
Steve
ułożył Bucky’ego na kanapie, a potem – wreszcie! – zrzucił z siebie koszulkę.
Buck niemal bezwiednie przejechał językiem po dolnej wardze, podziwiając
napięte mięśnie i zarysowane krzywizny ciała swojego chłopaka.
—
Boże, Steve, Erskine powinien dostać Nobla za stworzenie tego ciała — jęknął
przeciągle, zachłannie wyciągając ręce w jego stronę. — Chodź tutaj.
Steve pokręcił tylko
głową, zanim zręcznie uklęknął nad Bucky’m, pomiędzy jego rozsuniętymi nogami.
Przez chwile ocierali się o siebie, całując głęboko. Kiedy odsunęli się na
moment, Buck chwycił rąbek swojej koszuli i szarpnął ją przez głowę, by
odrzucić czarny materiał za siebie. Z ciemnymi oczami i rumieńcem powoli
rozlewającym się na falującej piersi wydawał się być ucieleśnieniem grzechu.
Grzechu, który Steve chciał popełnić
całym sobą. I Bucky to wiedział, doskonale wiedział i chciwie chełpił się tą
wiedzą. Nie ukrywał, że podniecało go to, jak działa na swojego Kapitana.
Niecierpliwie przejechał
lewą dłonią po kroczu, ściskając twardniejącego penisa przez materiał dżinsów.
Uśmiechnął się ostro, widząc, że Steve śledzi wzrokiem jego ruchy. Nie było
tajemnicą, że Rogers uwielbiał, gdy Buck dotykał siebie lub jego swoją metalową ręką.
Spojrzał
na Steve’a spod rzęs, uśmiechając się ponownie, choć tym razem o wiele
niewinniej, przygryzając wargę. Rozpiął spodnie, a potem zsunął je nieznacznie
z bioder, zanim powiedział:
—
Podnieś tyłek, słodziaku — zaakcentował zadziornie ostatnie słowa. — Chcę się
do ciebie dobrać.
Steve
nie protestował, tylko uniósł się, siadając na łydkach, i wyciągając rękę w
tył, by móc podeprzeć się o podłokietnik kanapy. Bucky zsunął się na miękki
dywan, zasłaniający pokrytą ciemnymi panelami podłogę, i klepnął lewe udo
Steve’a.
—
Opuść tę nogę. Chyba, że nie chcesz, żebym… — Nie zdążył nawet dokończyć, a
noga Steve’a już zwisała z kanapy, na co Bucky tylko parsknął. — Cieszę się z
tego, jak entuzjastycznie do tego podchodzisz.
—
Nie popadnij tylko w samozachwyt. Nie jesteś w tym aż tak dobry — stwierdził
zaczepnie.
Bucky
mrugnął, uśmiechając się krzywo, i złapał za gumkę dresowych spodni blondyna.
—
Obciągnę ci tak, że odszczekasz to wszystko, podły kłamco.
Pociągnął
spodnie w dół, na co Steve uniósł biodra, by materiał łatwiej mógł się
prześlizgnąć.
Bucky
przygryzł wnętrze policzka na widok wybrzuszenia w granatowych slipach Steve’a.
Sukinsyn wiedział co nosić.
Złapał
gumę pomiędzy dwa palce i odciągnął od skóry Steve’a, uwalniając tym główkę
jego penisa. Cały czas spoglądając mu w oczy spod rzęs, przyłożył usta do
podstawy tego wspaniałego kutasa – poważnie, jak to możliwe, że każda pieprzona część jego ciała była
idealna? – a potem polizał całą jego długość przez materiał bielizny. Kiedy
dotarł do główki, zlizał z niej pierwsze krople preejakulatu i odsunął się.
Rumieniec na twarzy Steve’a jak nic innego zachęcił go do dalszej… ykm, pracy. Ponownie
polizał główkę jego penisa, ssąc ją lekko, zanim w końcu wysunął go całkowicie
z bielizny, uwalniając również nabrzmiałe jądra. Przejechał po nich językiem, a
potem jak najdelikatniej potarł policzkiem. Wiedział, że Steve uwielbia, gdy
używa swojego zarostu w tym celu. Dreszcz, który tym wywołał, tylko go w tym
utwierdził.
Przejechał
delikatnie szczęką po całej długości erekcji Steve’a, na co ten wydał z siebie
zduszony jęk i wplótł palce w jego włosy.
—
Co, już chcesz to odszczekać? — spytał zadziornie, pocierając szczęką z drugiej
strony.
Steve
wciągnął gwałtownie powietrze, a potem prychnął.
— W
życiu.
Bucky
zmrużył oczy. Uparty dupek pomyślał, zanim odsunął się na
moment, żeby móc objąć główkę ustami. Ssał ją, przejeżdżając językiem po szczelinie,
czekając aż Steve ponownie spojrzy mu prosto w oczy. Dopiero potem wziął go
głębiej w usta, od razu narzucając szybki rytm i obciągając mu jednocześnie
ręką, ponieważ Steve zdecydowanie miał
się czym pochwalić. Lewą rękę skierował między swoje uda, starając się
nieco rozgrzać metalową dłoń, jednocześnie pocierając krocze i ściskając
półtwardego penisa przez materiał dżinsów. Kiedy z jękiem oderwał ją od siebie
i przeniósł metalowe palce na ściśnięte jądra Steve’a, ten niemal nieświadomie
ciągnął go lekko za włosy w rytm jego ruchów, wciągając ciężko powietrze. Chwyt
Steve’a nie był tak mocny, jak ten, który zastosowałby on sam. Można by raczej
powiedzieć, że Steve bardziej trzymał
się jego włosów, niż za nie ciągnął. Nigdy tego nie robił,
jeśli Bucky nie powiedział wprost, że tego chce. Nigdy nie robił niczego bez
upewnienia się, że tego chce. I
za to Bucky kochał go, kurwa, jeszcze mocniej.
Bucky
brał go coraz głębiej, starając się jak najbardziej rozluźnić gardło, aż w
końcu udało mu się dotknąć nosem kępki blond włosów. Zakrztusił się nieco, ale
szarpnął odmownie głową, kiedy Steve wykonał ruch, jakby chciał go od siebie
odsunąć.
—
Buck — chrypnął, zaciskając nieco mocniej palce na jego włosach. — Wystarczy. Przestań —
dodał, widząc, że Bucky ani myśli się zatrzymać.
Bucky
odsunął się niechętnie, patrząc na niego niewinnie. Zaczerwienione, nieco
napuchnięte usta i cienka stróżka śliny na brodzie zdecydowanie mu tego nie
ułatwiły.
—
No co?
Steve
pokręcił tylko głową i pochylił się, by przyciągnąć Bucky’ego do siebie.
Zaplątane wokół nóg spodnie i pokrętna pozycja im tego nie ułatwiły, ale
Steve’owi wreszcie udało się usadzić Bucky’ego na swoich udach i trzymać go w
ciasnym uścisku.
Bucky
wcisnął nos w jego szyję, przygryzając jednocześnie jego ramię. Steve
przycisnął go bliżej, obejmując jego uda rękami i unosząc go lekko, żeby za
pomocą stóp do końca zdjąć swoje spodnie. Buck jęknął gardłowo, kiedy ponownie
usadził go na swoim udzie, na co uniósł brew.
—
Chcesz mi coś powiedzieć,
Buck? — spytał, przejeżdżając dłońmi po jego bokach. Ten zakołysał tylko
biodrami, wciąż starając się udawać jak najbardziej niewinnego. Nie, żeby
ktokolwiek w to uwierzył. To przecież Bucky.
— Wyjaśnić dlaczego jesteś taki niewymagający?
Przesunął
dłońmi na jego pośladki, a potem przejeżdżając palcami po pasie, skierował je
do rozporka i odpiął go całkowicie.
—
Do góry — polecił.
O
dziwo, Bucky wykonał polecenie bez szemrania, pomagając nawet przy zdejmowaniu
swoich – Steve’a… – dżinsów, które już po chwili
wylądowały na podłodze. Steve wbił lekko paznokcie w jego uda, przygryzając i
ssąc krótko skórę na jego szyi. Przejechał dłońmi po jego udach, po brzuchu – z
premedytacją omijając nabrzmiałą ciemnym różem, wygiętą w stronę brzucha
erekcję, ponieważ dupek nie nosił bielizny pod jego spodniami – a w końcu chwycił jego sutki między palce.
Wiedział, że lewa strona jego klatki słabiej odbiera bodźce, więc poświęcił jej
więcej uwagi, starając się zrównać siłę doznań.
Bucky
objął lewą dłonią jego szyją i przylgnął bliżej, dotykając czołem o czoło
Steve’a, i westchnął głęboko. Zacisnął na sobie prawą dłoń, poruszając nią
powoli i zakręcając dłonią lekko przy główce, jednocześnie starając się
poruszać biodrami w taki sposób, by ocierać się o Steve’a. Nie było to proste,
jeśli zsumuje się wszystkie bodźce i wrażania, a zwłaszcza te z…
Bucky
spiął się i przestał poruszać, gdy poczuł dłonie Steve’a na swoich pośladkach.
Czyżby ten osioł wreszcie się zorientował?
— Buck. — Wypuścił ciężko powietrze,
przesuwając palcem pomiędzy jego pośladkami.
—
Wiesz, wolę niewerbalne zachęty. — Uśmiechnął się szeroko, wypychając biodra w
jego stronę. — Nie muszę chyba tłumaczyć na co mam ochotę?
—
Dupek.
— Interesujący
dobór słów — sapnął, gdy Steve zacisnął dłonie na jego pośladkach, przyciągając
go do siebie tak blisko, że erekcja Bucky’ego mogła ocierać się o jego brzuch.
— Jeśli spojrzy się na to, co mamy w planach…
— Bucky.
—
No co?
—
Mam cię zakneblować?
—
Nie, dziś nie mam na to ochoty. —Mrugnął. — Ale ja za to mam świetny pomysł,
jak ciebie można by zakneblować —
mruknął, sugestywnie poruszając biodrami.
Steve
wywrócił oczami, ponieważ hej, Bucky naprawdę jest dupkiem.
—
Połóż się na brzuchu — polecił, pomagając Bucky’emu się przekręcić. Podłożył mu
jedną z kanapowych poduszek pod biodra i klepnął jego pośladek, kiedy Bucky
wiercił się, potrząsając tyłkiem, chcąc go rozbawić. — Buck, proszę cię.
Przestań, albo cię tu zostawię — zagroził, na co Bucky spojrzał na niego przez
ramię ostrym wzrokiem.
—
Spróbuj, a przez najbliższy miesiąc będziesz spał na tej kanapie.
—
Proszę cię, zawsze pierwszy się łamiesz.
—
Baran — mruknął jeszcze pod nosem, rozsuwając nogi.
—
Och, tej pozycji nie znam — stwierdził, na co Bucky parsknął.
—
Co ja z robą robię, Rogers?
—
Demoralizujesz mnie — zauważył, doskonale wiedząc, że nie do tego pił Bucky.
Uklęknął
za nim, rozsuwając jego pośladki, i niemal zdusił w sobie jęk. Tyłek Bucky’ego
był wspaniały, ale tyłek Bucky’ego rozciągnięty wokół czarnej zatyczki był
prawdziwym cudem.
Musiał
zacisnąć dłoń u podstawy swojego penisa, by nie dojść od samego tego
widoku.
Co
tu kłamać, choć bycie super-żołnierzem naprawdę dawało wiele plusów w życiu
erotycznym, były też minusy. Należało do nich między innymi to, że każda próba
rozciągnięcia się przed seksem analnym była naprawdę upierdliwa, ponieważ wszystkie mięśnie w ich ciałach były
mocniejsze. Stronie aktywnej gwarantowało to niesamowite wrażenia, ale tej
pasywnej… cóż, już nie tak bardzo. Dlatego jeśli już decydowali się na tego
typu seks – choć o wiele częściej woleli używać ust, rąk, czy choćby ud – w grę
zazwyczaj wchodziło użycie kilku pomocy.
—
Powinienem zacząć się martwić? — spytał Bucky, wykręcając się, by spojrzeć na
Steve’a przez ramię. — Wiesz, oczy mam tutaj. A z większą pasją wgapiasz się w
mój tyłek.
Steve
nie odpowiedział, a pochylił się i pocałował najpierw jeden pośladek, a potem
drugi. Polizał długi pasek skóry na prawym pośladku, przygryzł skórę tuż nad
moszną, przejechał po niej językiem, ssąc lekko, czym wywołał u Bucky’ego
długi, obsceniczny jęk. Chwycił podstawę zatyczki, kręcąc nią lekko,
jednocześnie liżąc napiętą skórę wokół niej. Bucky smakował solą i lubrykantem,
którego używał niedawno.
Chwycił
zatyczkę, kilkukrotnie wyciągając ją powoli, a potem szybkim ruchem wsuwając
ponownie, na co oczy Bucky’ego zatoczyły się do tyłu. Boże, uwielbiał to.
Kiedy
Steve wreszcie zlitował się nad nim i wyciągnął zatyczkę, otwierając go, Bucky
toczył już biodrami o kanapę, starając zyskać trochę tarcia. Steve przytrzymał
go jednak w miejscu, zaciskając dłonie na jego biodrach.
Przejechał
językiem pomiędzy jego szeroko rozsuniętymi pośladkami, a potem bez większego
problemu wsunął go w Bucky’ego,
na co ten zareagował jękiem i wygięciem pleców. Steve pieprzył go na przemian
krótkimi i głębokimi pchnięciami języka, i choć po pewnym czasie po brodzie
zaczęła ściekać mu ślina, nie przejmował się tym, wyginając język, kręcąc nim
kółka, i skupiając się nie tyle na rozluźnieniu Bucky’ego, co na odpowiednim
nawilżeniu go, choć i to nie było jakoś szalenie konieczne, zważywszy na ilość
żelu, którą Bucky użył przy rozciąganiu się, by wsunąć w siebie zatyczkę.
Buck
drżał, ponieważ to było lepsze niż jakakolwiek zatyczka na świecie. W pewnym
momencie nie dał już rady się powstrzymywać i niemal załkał, zaciskając dłoń
wokół swojego penisa, z którego zaczął sączyć się preejakulat. Kątem oka
widział, że Steve robi to samo, nakręcony jego jękami i zaangażowany w
pieszczenie jego tyłka, jakby miał ocalić tym świat.
Bucky
wiedział, że nie wytrzyma już długo, więc wypuścił z siebie dźwięk
przypominający krótki szloch, a potem sapnął:
—
Steve, stop, Przestań… Boże… Przestań i przeleć mnie…
Steve
na chwilę przestał, a potem ponownie wsunął w niego w niego język, choć tym
razem już tylko sam koniuszek, i zaczął kreślić kółka wokół kręgu
rozciągniętych mięśni. Kiedy Bucky był już niemal pewien, że za chwile dojdzie,
Steve odsunął się i zacisnął palce na jego nadgarstku, zatrzymując jego rękę. A
potem pochylił się pocałować skroń Bucky’ego, a potem usta, gdy ten obrócił
głowę w jego stronę.
—
Gdzie tak pędzisz, Buck? — sapnął. — Chyba nie chcesz już skończyć, co?
—
Spieprzaj — wymamrotał w odpowiedzi, niezdarnie przekręcając się na plecy. —
Musimy kupić większą kanapę. — Skrzywił się.
—
Kanapę? — Pokręcił głową. — Naprawdę jestem w tym aż tak okropny, że myślisz w
tym momencie o kupnie kanapy?
Bucky
zaśmiał się w odpowiedzi, leniwie potrząsając ramionami.
—
Dzięki myśleniu o tym jeszcze się nie spuściłem. Doceń to, trzymam to dla
ciebie. — Poruszył biodrami, dzięki czemu jego niemal purpurowa erekcja
zatrzęsła się na boki.
—
Jesteś żenujący.
—
Jestem — potaknął. — A teraz wreszcie mnie przeleć. Albo nie — dodał po chwili.
— Chcę być na górze, rusz tyłek i usiądź.
Steve
posłusznie spuścił obie nogi z kanapy, opierając się o oparcie, ponieważ
doskonale wiedział, że kłócenie się z Bucky’m nie ma teraz najmniejszego sensu.
Cóż, tak właściwie to nigdy go nie ma. Ale teraz to zwłaszcza.
Bucky
usiadł na nim okrakiem, opierając zgięte w kolanach nogi na kanapie, i
pocałował go głęboko, przygryzając dolną wargę, kiedy przytrzymywał jego penisa
w pionie, by łatwiej móc na niego opaść. Gorąco i ciasnota, które nagle go
otoczyły, wycisnęły ze Steve’a głośny pomruk zmieszany z jękiem. Przez chwilę
znów miał wrażenie, że jest cholernym prawiczkiem – dziewicą, jak Bucky
uwielbiał go nazywać – ale zaciskając dłonie na biodrach Bucky’ego, doprowadził
się do porządku.
Bucky
przycisnął czoło do czoła Steve’a, kiedy udało mu opuścić się do końca. Było to
odrobinę bolesne i może lepiej byłoby brać go stopniowo, ale nie był teraz w
nastroju na takie zabawy. Zresztą, zawsze twierdził, że lepiej zrobić to raz a
porządnie. I szybko.
—
Boże, kocham cię, durniu — mruknął w skroń Steve’a, a potem zaczął kręcić
biodrami małe kółka, starając jak najbardziej się rozluźnić.
—
Wiem… Wiem, ja ciebie też — wymamrotał w odpowiedzi Steve, nie będąc wręcz w
stanie odwrócić wzroku od twarzy Bucky’ego, która ponownie wykrzywiała się w
przyjemności. Jego wargi były rozchylone, powieki zaciśnięte, a długie włosy
opadały na rumieniącą się w twarz. — Jesteś piękny.
Następne
kilka minut Steve mógłby porównać do powolnej tortury. Bucky ujeżdżał go powoli, jakby miał cały czas tego świata do
zmarnowania, ściskając kanapę dla równowagi i unosząc się do momentu, aż Steve
prawie z niego wypadał, nim ostrożnie znów opuszczał się w dół. Ich czoła
cały czas się stykały, więc Steve mógł zobaczyć malujące się na jego twarzy
skupienie, gdy ten próbował manewrować biodrami w taki sposób, by jak
najczęściej trafiać w swoją prostatę. Gdy mu się to udawało, mruczał głośno, zaciskając usta, a po
jego twarzy przebiegał grymas przyjemności.
Steve
na przemian gładził dłońmi jego boki i umięśnione plecy, ściskał sutki,
zaciskał palce na jego pośladkach i od czasu do czasu przejeżdżał dłonią po
jego zdecydowanie zaniedbanym i coraz bardziej ociekającą preejakulatem
penisie.
—
Boże, Steve — jęknął
gardłowo. — Wypieprz mnie, kurwa.
Steve
zdecydowanie nie potrzebował większej zachęty.
Oparł
stopy pewniej na podłodze, upewnił się, że Bucky odpowiednio zapiera się rękoma
o kanapę, a potem zacisnął dłonie na jego biodrach, unosząc go w górę.
—
Jak tego chcesz? — wymamrotał w skroń Bucky’ego. — Mocno? — spytał, a ten
pokiwał głową, zaciskając powieki. — Tak mocno, żebyś mógł poczuć to przez
kilka dni? — Wypchnął biodra w górę, wyuczonym ruchem trafiając wprost w
miejsce, które wyrwało z ust Bucky’ego dźwięk przypominający wręcz skomlenie. — Tak?
Bucky
ponownie pokiwał głową, wkładając w to tyle siły i zaangażowania, jakby
zależało od tego jego życie.
—
Boże, tak... Tak… Proszę, tak…
Steve
pocałował kącik jego rozchylonych ust, a potem zaczął uderzać biodrami w górę,
wpychając się w Bucky’ego dużo mocniej i szybciej, niż w tempie, które
wcześniej było ustalone. Wiedział jednak, że nie sprawia tym Bucky’emu
bólu.
Starał
się jak najczęściej trafiać w prostatę Bucky’ego, więc wystarczyło zaledwie
kilkanaście taki pchnięć, by ten powoli zaczął się spazmatycznie na nim
zaciskać, więc jedną dłonią przycisnął go na swoim penisie, kręcąc kółka
biodrami, a drugą zacisnął wokół Bucky’ego. Wystarczyło kilka ruchów dłonią,
żeby usta Bucky’ego ułożyły się jak do krzyku, a z jego gardła wydostał
się najcudowniejszy dźwięk, jaki Steve słyszał w całym swoim życiu i którego
mógłby słuchać na okrągło. Bucky zacisnął ramiona wokół jego szyi i doszedł,
spuszczając się między ich ciałami.
Steve
jeszcze kilkukrotnie uniósł jego wręcz
bezwładne ciało, ciężko opuszczając go w dół. Minęło zaledwie kilka
sekund, a Steve poczuł, jak czernieje mu przed oczami, gdy odrzucił głowę do
tyłu i doszedł z głośnym jękiem, wciąż poruszając biodrami Bucky’ego w przód i
w tył. Dopiero po chwili jego ruchy zwolniły, a w końcu zatrzymały się.
Przez
dłuższą chwilę obaj nic nie mówili, oddychając tylko głośno i wymieniając kilka
pocałunków.
Bucky
odezwał się pierwszy.
—
Rogers, do diabła — jęknął chrapliwie, posyłając mu oskarżycielskie spojrzenie
spod półprzymkniętych powiek. — Za każdym razem powtarzam ci, żebyś się we mnie,
kurwa, nie spuszczał. — Uderzył jego ramię, dodając: — Idiota.
Steve
w odpowiedzi klepnął jego pośladek, śmiejąc się krótko, po czym dodał:
—
Palant.
Czekałam aż Bucky wyleje na siebie ten cholerny sok, żeby pięknie podkreślić swoje umięśnione ciało i się nie doczekałam :( Ja wiem, koszula Steve'a, ale są przecież pralki... Swoją drogą, kiedy tylko przewinęło mi się przed oczami gdzieś między linijkami, że po coś sięga do lodówki, od razu pomyślałam o mleku. Mleko jest seksowne. Zwłaszcza wylane.
OdpowiedzUsuńNie ma penisów, tam gdzie ich nie powinno być, zabawki erotyczne są, chociaż zabrakło mi żelu intymnego (nie było, prawda? Mogło mi coś umknąć jednak), bo nie oszukujmy się, jest lepszy od śliny; dziwnymi pozycjami przeczącymi prawom fizyki nas nie uraczyłaś, także debiut udany.
Muszę przyznać, że aż parsknęłam, kiedy była mowa o tym, że nikt nie może nazywać Steve'a pedałem, jeśli ten ktoś nie jest akurat Bucky'm. Na nowo zaczęłam się zastanawiać nad fenomenem homoseksualistów nazywających siebie pedałami, ale burzących się, kiedy ktoś spoza środowiska ich tak nazwie.
A pogawędka o konieczności kupna nowej kanapy powaliła na łopatki.
No ja wiem, że mleko jest lepsze, ale sok pomarańczowy miałam w wyzwaniach, więc co poradzę :(? Ale obiecuję, że następnym razem będzie mleko.
UsuńJeśli chodzi o żel – w finalnej wersji nie napisałam o nim wprost, bo uznałam za logiczne to, że Bucky i tak musiał w siebie nieco go wpakować i to przecież nie aż tak dawno, więc sądziłam, że wystarczy, zwłaszcza, że później doszła do tego też ślina. Ale wiedzę co do tego zaczerpnęłam z formowej dyskusji o tego typu praktykach, więc może niesłusznie. Ale dopisałam kilka krótkich wzmianek o tym, dziękuję za uwagę :)
A jeśli chodzi o pedała i kanapę – toć to Bucky, nie obyłoby się bez takich wzmianek.
This boy is bottom… W tym momencie żałuję, że nie mogę dawać gifów do komentarzy. Byłoby to wielce przydatne.
OdpowiedzUsuńWyłapałam kilka określeń, które zdecydowanie brzmiały mi koślawo albo coś mi nie pasowało w całym obrazie, więc zarzuciłam sugestie, ale jest tego niewiele.
„ a potem otarł usta metalową ręką” Weź cos metalowego z wypustkami (takimi jak płytki w ręce Buckiego) i przejedź po ustach. Nie za fajne. Zamieniłabym dłonie :)
„w jedzenie jego tyłka” Jest taki zwrot w angielskim, wiem, ale po polsku nie brzmi to za dobrze. Zasugerowałabym raczej słowa: pieszczenie, stymulowanie…
„ trzaskać biodrami” – uderzać.
A tak poza tym:
„Pióro, serio? Kto teraz jeszcze pisze piórem? „ – Yyy, ja… Zostałam Stevem!
„ Za każdym razem powtarzam ci, żebyś się we mnie, kurwa, nie spuszczał.” – *prywatne żale*A teraz zostałam Buckim. A tak od siebie polecam zamiast śliny lubrykant, a jeśli są zbyt pruderyjni (w co wątpię zwłaszcza w przypadku Bucky`iego) to oliwka do ciała.
*koniec prywatnych żalów*
W ogóle tekst o lądowaniu na kolanach mnie zachwycił, od modlitwy do grzeszenia, cóż za sodomię tutaj uprawiasz *wink wink* A poza winkaniem, to naprawdę wspaniale czytało się przemyślenia Buckiego, potrafiłam wczuć się w całość i nic, tylko czytałam i czytałam i pochłaniałam całość. A Steve nie powinien się tak burzyć, bo koszula faceta na jego..y… facecie to jak flaga oznaczająca własność.
A opisana scena wcale nie wyszła koślawo, jak zapowiadałaś. Właśnie odwrotnie. Napisałaś tak naturalny, nie przeromantyzowany (jest takie słowo? A może uromantyczniony? ) seks, który nie jest filmowym sztucznym dziwadłem. Naprawdę super się czytało i cieszę się z informacji, chociaż i tak codziennie sprawdzam czy nie dodałaś czegoś nowego (btw. U mnie przed dosłownie chwilką pojawił się rozdział nr. jeden c: Koniec lokowania produktu ). Do całego cud, miód i malina mam jedną wątpliwość – czy faceci w czymś innym niż pornosy rzeczywiście wydają tyle dźwięków?
Kocham Twoje miniaturki, ale to już wiesz <3
Jeśli chodzi o te nieszczęsne zapożyczenia z angielskiego – wiesz jak cierpiałam, że nie mogę używać niektórych zwrotów, bo brzmią komicznie? Ale i tak jakieś, do diaska, się wkradły.
UsuńJeśli chodzi o dłonie – czego się nie robi, by zyskać to, czego się chce? Bucky wie, że Steve’a to rusza, więc się biedak poświecił.
Jeśli zaś o lubrykant chodzi – wyjaśniłam to już w komentarzu powyżej, ale powtórzę: założyłam, że skoro Bucky wsmarował go w siebie niemałą ilość, by użyć zatyczki, (a i głupi nie jest, wiedział czego chce, więc musiał użyć go więcej) to ślina jako dodatkowe nawilżenie powinna wystarczyć. Zwłaszcza, że użycie zbyt dużej ilości żelu także potrafi utrudnić życie, po pewne części ciała zwyczajnie wyślizgują się z innych części ciała. Przynajmniej tak twierdzili panowie na forach. Bo tak, zrobiłam niemały risercz, żeby nie okazało się, że panowie zachowują się aż nadto nienaturalnie.
„czy faceci w czymś innym niż pornosy rzeczywiście wydają tyle dźwięków?” – nie znam wszystkich facetów, ale znam za to jednego typa, który mruczy. A i tutaj kolejny raz zaczerpnęłam wiedzę od panów z kilku forów, którzy twierdzili, że często zdarza się, że "ten na dole" momentami bywa głośny, zwłaszcza jeśli stymulowana jest prostata. Nie wiem jak jest naprawdę, bo wszystko można podkoloryzować, ale do Bucky’ego mi to pasowało. Zbyt wiele lat siedział cicho, więc teraz może sobie postękać, a nawet pokrzyczeć.
Bardzo się cieszę, że się podobało i niedługo zerknę na rozdział :)
Ja mam tak, że jak WIEM, że moja postać jest anglojęzyczna i coś sobie planuje, to jej dialogi układam w głowie po angielsku i jak potem na to patrzę, to tak koślawo to wszystko brzmi i muszę zmieniać. Łączę się w bólu!
UsuńO, widzisz! I ja pogłębiłam swoją wiedzę oraz kłaniam się z szacunkiem ze względu na to, że zrobiłaś dogłębny risercz. Moje serce pęka z dumy normalnie! Już dawno nie napotkałam fika, w którym ktoś się tak postarał.
W takim razie ja zdecydowanie polecam oliwkę, bo się nic nie wyślizguje...
Dziękuję za wyjaśnienia.
I chyba sobie jeszcze raz przeczytam, a z głośniejszym Buckiem się zgadzam.
Kalki to okropna zmora, która utrudnia życie. Zwłaszcza, że czasem naprawdę ciężko jest znaleźć jakieś odpowiedniki w naszym rodzimym języku i trzeba sporo zmienić, by uzyskać podobny sens.
UsuńKiedy wiem, że nie mam o czymś pojęcia, staram się to zmienić, zanim zacznę o czymś pisać. Z seksem dwóch panów tak właśnie było, bo jakoś mnie to nigdy nie interesowało, ale teraz ściągnęłam ebook pt. „Radość seksu gejowskiego” i odwiedziłam kilka forów o tej tematyce (dlatego ta miniaturka powstawała tak długo), by czasem nie okazało się, że opisuję zbliżenie hetero, a dwóch panów nie dość, że by nie dało rady tego zrobić, to jeszcze by tak nie reagowało. Czytałam kiedyś takie teksty i pozostawiły taki niesmak, że za nic nie chciałam tego powtórzyć. A wszelkie rady czy obiekcję z radością biorę do serca, bo nic tak nie pozwala się poprawić jak konstruktywna krytyka. Patrzę na swoje teksty sprzed roku i widzę ile już mi to dało. Także następnym razem nie będzie kalek z angielskiego, nie będzie skrótów myślowych (jak z lubrykantem), a będzie oliwka! Cieszę się raz jeszcze, że się spodobało :)
EJ! Skąd wiedziałaś, że uwielbiam rimma?! <3 Ha! Podoba mi się, że najpierw był opis uczuć, tego co czują i jak dbają o siebie a później fizyczna wersja ;D Proporcje wyrównane ;D A pocałunek w czoło przecież jest urocze i tylko podkreśla to jak Steve chce zająć się Bucky'm i się troszczy o niego ;D Także dla mnie udany debiut ;D Ah i te ironiczne komentarze też się idealnie zgrały ;D
OdpowiedzUsuńWiesz, był w wyzwaniach, więc jakoś tak założyłam :P Na początku miało go nie być, ale stwierdziłam, że jak iść na całość, to iść na całość. Sądziłam tylko, że bardziej odpowiadałoby ci, gdyby panowie zamienili się rolami. Słusznie :P?
UsuńBucky’emu nie dogodzisz, nie wiedziałaś :P? Stwierdziłam, że do Steve’a coś takiego by pasowało, więc stąd cmok w czoło. Z kolei komentarz o kanapie to czysty Bucky, więc to też musiało się znaleźć. Tak jak opis uczuć, bo bez tego tekst byłby pusty i nic niewart.
Cieszę się bardzo, że się podobało, bo męczyłam się nad tym jak nad niczym innym :P
Haha ale wiesz, zawsze mogłaś to krócej opisać xD Wiesz, zazwyczaj jest tak, że Steve jest u góry bo Bucky'ś jest przecież biednym człowieczkiem, który potrzebuje przytulenia... Jest to rozczulające, ale no. Nie róbmy z niego ofiary, że sobie nie da rady z życiem, w sensie wiesz o co chodzi xDA tu jak napisałaś "brał co chciał".. CHCIAŁ, więc to mi leży jak ta lala <3
UsuńCzyli przesadziłam z opisem akurat tej czynności, tak? Czy chodziło raczej o to, że nie musiałam się aż tak rozpisywać? Mogę rozwlec to jeszcze bardziej, jakby co :P
UsuńBucky nawet będąc na dole, tak naprawdę przez cały czas ma nad wszystkim kontrolę i wszystkim rządzi. Steve robi to, co Bucky sobie życzy, i odwala większość roboty. A Bucky ma to, co chce :P
Mogłaś się jeszcze bardziej o rimmie rozpisać, skoro Bucky to lubi xD
OdpowiedzUsuńI się przy tym nie narobi xD Cały Buckyś xD
Okej, zapamiętam. Następnym razem rozpisywać się bardziej o rzeczach, które lubi Bucky. Tylko, że wtedy zamiast jedenastu stron będzie ze dwadzieścia.
UsuńPrawda? Dlatego - cytując Herbatę - this boy is bottom. Dostaje to, co chce, ale od odwalania całej roboty jest ktoś inny :P
OMG! KTOŚ MNIE ZACYTOWAŁ <333
Usuń