Wyzwanie 9: Stucky/ Plot What Plot? (18+)

N: Wedle uznania odczytywać można to jako kontynuację poprzedniej trzyczęściowej miniaturki, ale także jako osobny tekst.
Proszę o wypisanie wszelkich zastrzeżeń, ponieważ jest to mój pierwszy tekst tego typu.

***
Jedną z tych rzeczy, których Bucky nauczył się przez Hydrę, było "Jeśli czegoś chcesz, Barnes, nie czekaj, a weź to sobie póki tylko masz okazję, bo za chwilę możesz ją stracić". I trzeba przyznać, że skrupulatnie się do tego stosował, zawsze znajdując sposób by dostać to, na co miał ochotę.  
Steve mówił mu czasem, że potrafi być dupkiem. Małym, bezczelnym gnojkiem, który jest gotów posunąć się niemal do wszystkiego, by dostać to, na co akurat ma ochotę. Wiedział jednak, że Steve w nim to kochał. Uwielbiał każdy przebłysk, który z nową, bardziej gorzką i cierpką osobowością Bucka tworzył prawdziwą mieszankę wybuchową, która doprowadzała jego krew do wrzenia. Bucky nie był ani głuchy, ani ślepy i doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak działa na swojego chłopaka.

Swojego chłopaka. Och, Bóg mu świadkiem, że to wciąż brzmiało jak symfonia dla jego uszu. Zwłaszcza, że wreszcie bez skrępowania mógł nazywać go tak na głos. A przynajmniej bez lęku, że jeśli tylko ktoś się dowie, w najlepszym wypadku skończy pobity gdzieś w ciemnej, brudnej uliczce. Teraz nikt nie mógł już niczego zrobić. Jasne, wciąż znaleźliby się tacy, którzy obrzucaliby ich błotem, ale bez porównania jest o wiele lepiej. Dlatego Bucky był gotów stanąć na najwyższym piętrze Avengers Tower i wykrzyczeć, że kocha Steve’a Rogersa całym, kurwa, sobą tak głośno, by usłyszał go cały Nowy Jork. I cóż, raz próbował to zrobić, ale Steve zdążył zatkać mu usta i wciągnąć z powrotem do środka. Ponieważ nie dało się ukryć, Steve był o wiele bardziej samolubny i nie lubił dzielić się ich uczuciem. Bucky uważał też, że za bardzo przejmował się tym, co mogą pomyśleć inni ludzie. Okej, Kapitan Ameryka okazałby się pedałem i co z tego? I tak, Bucky ma prawo nazywać swojego chłopaka w ten sposób i nikomu nic do tego. Jednak jeśli ktokolwiek inny próbowałby go tak nazwać, próbowałby go w ten sposób obrazić, Bucky chrzaniłby w tym momencie wszystko to, co obiecał swojemu psychiatrze, kuratorowi i Bóg wie jeszcze komu – serio, przez ostatnie lata naobiecywał bycia grzecznym tylu ludziom, że już sam się w tym pogubił – i zwyczajnie poprzestawiałby typowi kilka kości. 
Jednak póki co unikają tych problemów, a Bucky nie musi tłumaczyć się nikomu z pobicia jakiegoś gnojka, ponieważ niemal nikomu nie powiedzieli o tym, co tak naprawdę jest między nimi. Wyjątkiem jest tylko Wilson, który po tym wszystkim najzwyczajniej w świecie zasłużył na to, by nie ukrywać przed nim tak istotnej rzeczy. I cóż, nie dało się ukryć, że na samym początku był zdziwiony, ba! przez chwilę sądził nawet, że go wkręcają, ale potem przeszedł z tym do porządku dziennego. Tylko od czasu do czasu pozwalał sobie na nieco zgryźliwsze komentarze pod adresem Bucky’ego, ale ten odpłacał mu się tym samym. Obie strony wiedziały, że to tylko żarty, więc nikt nie czuł się urażony. No dobra, czasem zdarzało się przesadzić, ale nie trzymali urazy zbyt długo.

Buck musiał też przyznać, że przekonywał Steve’a do powiedzenia o wszystkim Samowi także z innych, trochę bardziej samolubnych pobudek. Zwyczajnie chciał móc z kimś porozmawiać o tym wszystkim. Są pewne tematy o których nie potrafił mówić przy nikim innym niż Stevie, czy Wilsonie. I są też takie, o których zwyczajnie nie mógł mówić przy Stevie. No dobra, mógł, ale nie chciał. Miał wiele problemów i nie chciał zrzucać ich wszystkich na barki Steve’a, choć wiedział, że mógłby, że Steve zrobiłby wszystko, by je udźwignąć i sprawić, że Bucky’emu będzie jak najlżej, jak najlepiej. Taki już był – najlepszy. I nie, to określenie wcale nie było przesadą. Steve Rogers to najlepszy człowiek, jakiego Bucky kiedykolwiek poznał i właśnie to sprawiło, że zakochał się w nim już lata temu. Może i dawniej nie wpisywał się w kanon urody, który pociągał Bucky’ego w innych mężczyznach, ale co z tego, skoro nadrabiał wszystko osobowością? I to z nawiązką? Bucky nigdy nie udawał, że fizyczność nie jest ważna – bo jest, ale w przypadku tego dupka, Rogersa, traciło to jakoś na znaczeniu. Może i był kiedyś niższy od niego o głowę, ważył o połowę mniej, a listę jego schorzeń rozpisać można było na kilka ksiąg, ale za to jego temperament… Och, tego Bóg przydzielił mu w nadmiarze. A kiedy jego ciało wreszcie zaczęło być godne jego charakteru, Bucky nie wiedział czy ma dziękować Bogu na kolanach, czy jednak go przeklinać. Cóż, w końcu ani nie stał się bluźniercą, ani kimś, kogo można by uznać za fanatyka przez wzgląd na zdecydowanie zbyt częste modlitwy dziękczynne, ale na kolanach wylądował. 

Och, wylądował. W różnych miejscach, w różnych konfiguracjach. I najchętniej już by się z nich nie podnosił. 
Nikt raczej nie zaprzeczy, że seks to fajna rzecz. Seks z kimś, kogo się kocha jest czymś już czym o wiele głębszym, o wiele bardziej… pociągającym. Za to seks z kimś, kogo się kocha, kogo uważa się za swojego najlepszego przyjaciela, za sens swojego życia, z kimś, kto potrafi zrozumieć i zaakceptować wszystkie wady swojej drugiej połówki, jest… czymś nie do opisania słowami. Bucky już od dawna nie uważał się za jakoś szczególnie pociągającego, bo serio dziesiątki blizn, metalowa ręka, pochrzaniona osobowość i syf w życiorysie – kogo mogłoby to kręcić? Kogo zdrowego na umyśle? No cóż, kręciło Steve’a, ale napakowany super-sterydami, niemal stuletni gość, który lata z wielkim frisbee raczej nie jest w pełni normalny. Nie to, żeby Bucky taki był. Zupełnie nie. Ale wciąż miał za to coś takiego jak obniżona samoocena i podkopane poczucie własnej wartości, które Steve potrafił odpowiednio podbudować, zapewniając go w tym, jak seksowny dla niego jest. I to wystarczało, nikt inny nie musiał go za takiego uważać.
Nikt nie podbudowywał go tak, jak sposób w jaki Steve na niego patrzył, gdy zapewne sądził, że tego nie widzi. Bucky znał ten wzrok i wiedział, że Steve postrzega go jak jakieś… pieprzone dzieło sztuki. Zazwyczaj się hamował, ponieważ Bucky szybko sprowadzał go do parteru, każąc przestać się głupio gapić, ale kiedy pozwalali sobie na większą bliskość, Steve wręcz nie odrywał od niego wzroku. Bucky czasem miewał wrażenie, że jeszcze chwila, a Rogers sięgnie po aparat albo płótno i farby, i zacznie uwieczniać to, jak jego chłopak wygląda wgnieciony w materac i porządnie wypieprzony. Bucky co prawda nie był jakimś wielkim fanem tej formy seksu, ale to, jak Steve na niego patrzył, jaki wyraz twarzy miał, jak jego mięśnie drżały, gdy go pieprzył… nie, nie, to złe określenie – gdy go kochał(bo Steve był ostrożny i delikatny nawet podczas ostrzejszego seksu – cóż, na tyle ostrego, na ile Steve „Matka kwoka” Rogers był w stanie się posunąć) sprawiały, że czasem nabierał ochoty na to, by dać się przelecieć.
Poza tym, Steve to lubił – och, bardzo lubił – sprawiało mu to niemałą przyjemność, więc Bucky automatycznie też się do tego przekonywał. Wiedział też, że Steve kocha jego tyłek – czasem wręcz przypuszczał, że bardziej niż całą resztę jego ciała razem wziętą… – uwielbia go dotykać, uwielbia go całować, gryźć, pieprzyć, patrzeć na niego, rysować go… Serio, Steve ma chyba jakiś dziwny fetysz na jego punkcie, ale kimże Bucky jest, by go oceniać? Zwłaszcza, że mu to nie przeszkadzało. Można powiedzieć, że wręcz przeciwnie, schlebiało mu to. 

I doskonale wiedział jak ten mały fetysz Steve’a wykorzystywać, by odpowiednio go nakręcić. Zwłaszcza, jeśli ten miał czelność go ignorować. No dobra, nie ignorował go, a był zwyczajnie zajęty sprawami SHIELD, ale nie poświęcał mu wystarczającej uwagi i go nie dopieszczał, więc Bucky miał prawo dążyć do chwilowej zmiany tego stanu rzeczy, prawda? No oczywiście, że prawda.
Dlatego nie mógł odpuścić, gdy wreszcie nadarzyła się okazja, by zatrzymać Steve’a w domu na trochę dłużej. Krążył od niego już od samego rana – plan „A” zakładał zatrzymanie Steve’a już w łóżku, ale ten pieprzony poranny ptaszek wybierał się na przebieżkę skoro świt – starając się nie wyjść na desperata. Po klęsce planu „B”, który z kolei zakładał sprowokowanie Steve’a do działania dwuznacznymi komentarzami – tak, Bucky zachowywał się jak gówniarz, co z tego? – postanowił zastosować plan „C”, który wymagał trochę… głębszych przygotowań i kilku materialnych pomocy. 
Kiedy odpowiednio nastawiony i wciśnięty ciemne dżinsy – nieco zbyt luźne w nogawkach, ale za to trochę zbyt opinające pośladki (nie, żeby mu to jakoś przeszkadzało) – wparował do salonu po dobrych dwóch kwadransach nieobecności, Steve obdarzył go tylko krótkim uśmiechem i kilkusekundowym spojrzeniem, które od razu opuścił z powrotem na przeglądane przez siebie papiery. Bucky’emu już miała zrzednąć mina, ponieważ kolejny z planów zdawał się nie wypalić, ale po krótkiej chwili Steve ponownie podniósł wzrok, zatrzymując spojrzenie udach swojego chłopaka. Bucky momentalnie spiął lekko mięśnie, stając tak, by szew i logo na tylnej kieszeni było bardziej widoczne.

— Bucky? — zaczął Steve, przybierając ton pt. „Coś znowu wymyślił, Barnes?”. — Dlaczego znowu chodzisz w moich spodniach? I w mojej koszuli? — dodał po chwili, orientując się, że koszula w niebieską kratę także należy do niego. — Buck, oddaj moje ubrania. Dziwnym trafem za każdym razem, gdy je nosisz, kończą ubrudzone czymś niespieralnym. Tak jak moja ulubiona koszulka, którą upaćkałeś smarem i czymś… Do teraz nie przyznałeś się, czym to coś było — stwierdził nieco oskarżycielskim tonem, odkładając pióro na blat stolika. Pióro, serio? Kto teraz jeszcze pisze piórem? A no tak, Steve.

Bucky wzruszył tylko lekko ramionami, stając tyłem do Steve’a i otwierając lodówkę. Pochylił się, by wyciągnąć butelkę soku pomarańczowego, a potem rzucił przez ramię:

— Zwyczajnie zazdrościsz, że wyglądam w twoich ciuchach lepiej niż ty. No dawaj, przyznaj to. 

— Buck, oddaj moje spodnie.

— Proszę cię. — Bucky kolejny raz spojrzał na niego przez ramię. — Kochasz mój tyłek w twoich spodniach.

— Kocham go w każdych spodniach. A bez to nawet bardziej. — Uśmiechnął się. — Więc oddawaj moje dżinsy.

— Chodź i mi je zabierz. 

Bucky uśmiechnął się uśmiechem, który Steve porównał kiedyś do Kota z Cheshire, odkręcając butelkę soku. Brwi Steve’a drgnęły, unosząc się lekko w górę, gdy ten pojął chyba wreszcie do czego Barnes pije.
Bucky oparł się biodrami o wysepkę kuchennej, a potem wolnym ruchem przyłożył butelkę do ust, spoglądając na Steve’a spod rzęs. Dokładnie tak, jak wiedział, że lubi. 
Pociągnął łyk, a potem otarł usta metalową ręką, siadając na blacie wysepki i przygryzając dolną wargę. Odstawił butelkę i wygiął się lekko do tyłu, podpierając się rękami, by kolejny raz spojrzeć na Steve’a spod rzęs.

— Więc? Ruszysz się czy mam sam się sobą zająć? — Przejechał metalową dłonią po udzie. —Ale wiesz, jestem taką ofermą, że przypadkowo mógłbym się ubrudzić. Ale chwila, mam pewne rozwiązanie — dodał, potrząsając lekko ramionami, by koszula mogła się z nich nieznacznie zsunąć. Ściągnął ją potem, chwytając materiał między metalowe palce, i upuścił na wyłożoną kafelkami kuchenną podłogę. — Ups. I widzisz jaka ze mnie niezdara?

— Jesteś niepoważny. —Steve pokręcił głową, parskając. 

— Owszem, jestem.

Wydął dolną wargę, a potem zaśmiał się krótko kręcąc głową. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jego zachowanie mogło wydawać się komuś żenujące albo nawet niesmacznie gówniarskie, ale wiedział, że Steve’a to po prostu bawi. Przecież doskonale znał Bucky’ego, wiedział jaki jest i jak radzi sobie… z pewnymi problemami.

Kiedy Steve wreszcie ruszył tyłek i podszedł bliżej, Bucky niecierpliwie przyciągnął go do siebie, by wtulić twarz w jego bark. Potarł szczękę o jego szyję, podziwiając zadrapania, które pozostawił jego zarost. Wiedział, że zaraz znikną, ale nie dbał o to. 
Steve przekrzywił lekko głowę, by pocałować czoło Bucky’ego, na co ten przewrócił tylko oczami i trzepnął go w ramię.

— Czoło, Rogers? Naprawdę? Czoło? Czy ja wyglądam na kogoś, kto potrzebuje pocałunku w czoło? Mam dokładnie rozrysować ci, czego…

Bucky przerwał, gdy Steve wpił się w jego usta, czułym – niemal zbyt czułym i delikatnym – gestem objął jego policzek, przyciągając go nieco bliżej. Pocałunek był krótki, miękki, niemal jak muśnięcie.

— Jesteś wspaniały.

Bucky wręcz rozjaśnił się na te słowa, a potem zamruczał, gdy Steve ponownie go pocałował. 
Całowali się z przymkniętymi oczami, niemal na pamięć, doskonale wiedząc, jak to robić. Bucky pomrukiwał cicho, a Steve niemal spijał dźwięki z jego ust, ssąc jego język i dolną wargę, od czasu do czasu pozwalając sobie na użycie zębów. Drgnął nieznacznie, gdy zimna, metalowa dłoń wsunęła się pod jego koszulkę i zetknęła się z nagą skórą, ale poddał się dotykowi dłoni Bucky’ego błądzących po jego bokach i plecach. Zjechał ustami na jego szyję, przygryzając lekko skórę i ssąc nieco dłużej miejsce tuż nad jabłkiem Adama, wiedząc, jak Bucky to lubi. Gardłowy jęk, który uciekł z jego ust, tylko go w tym utwierdził.

— Boże, Bucky, jesteś wspaniały — mruknął, przejeżdżając nosem po jego zarośniętym policzku. — Wspaniały i mój.

Bucky w odpowiedzi oplótł go nogami, krzyżując łydki poniżej jego tyłka, i przyciągnął bliżej. Przesunął dłońmi na jego tors, przejeżdżając po skórze paznokciami prawej dłoni. Nie próbował powtarzać tego lewą, ponieważ doskonale wiedział, że mogłoby się to skończyć… cóż, dość niemiło.

— Ściągnij to z siebie — zarządził, podciągając koszulkę Steve’a – zwykłą, białą i bawełnianą, ale Steve i tak wyglądał w nie jak pieprzone milion dolców – do góry. — Najlepiej wszystko z siebie ściągnij. 

Bucky uwielbiał patrzeć na Steve’a i nigdy tego nie ukrywał. Rogers składał się głównie z twardych mięśni i pięknych krzywizn, które Bucky kochał całować, dotykać, o które kochał się ocierać – Bóg mu świadkiem, że wielbił jego pieprzone uda – na które kochał patrzeć i je podziwiać. Każdy fragment jego ciała wydawał się być idealny, jakby był ożywioną rzeźbą antycznego atlety z pod dłuta Myrona. Nawet jego skóra była gładka, wręcz nieskazitelna i pozbawiona wszelkich niedoskonałości. 
I czasem sprawiało to, że Bucky czuł się nic niewart. Steve był niemal idealny, a on? Był jedną wielką, popieprzoną blizną. Którą Steve i tak – nie wiedzieć dlaczego – niemal ubóstwiał.

Bucky z trudem zdusił w sobie zaskoczony jęk, gdy Steve chwycił jego pośladki i uniósł go z blatu, wciąż nie ściągając jednak z siebie żadnej części ubrania. Buck zdawał sobie sprawę z tego, że nie należał do najlżejszych osób, ale doskonale wiedział też, że mógłby ważyć nie dwieście funtów, a pięćset, a dla Steve’a wciąż nie byłby to najmniejszy problem. Potrafi unieść kilka ton, więc czymże jest te kilkaset funtów? To wręcz waga piórkowa. 
Steve ułożył Bucky’ego na kanapie, a potem – wreszcie! – zrzucił z siebie koszulkę. Buck niemal bezwiednie przejechał językiem po dolnej wardze, podziwiając napięte mięśnie i zarysowane krzywizny ciała swojego chłopaka. 

— Boże, Steve, Erskine powinien dostać Nobla za stworzenie tego ciała — jęknął przeciągle, zachłannie wyciągając ręce w jego stronę. — Chodź tutaj. 

Steve pokręcił tylko głową, zanim zręcznie uklęknął nad Bucky’m, pomiędzy jego rozsuniętymi nogami. Przez chwile ocierali się o siebie, całując głęboko. Kiedy odsunęli się na moment, Buck chwycił rąbek swojej koszuli i szarpnął ją przez głowę, by odrzucić czarny materiał za siebie. Z ciemnymi oczami i rumieńcem powoli rozlewającym się na falującej piersi wydawał się być ucieleśnieniem grzechu. Grzechu, który Steve chciał popełnić całym sobą. I Bucky to wiedział, doskonale wiedział i chciwie chełpił się tą wiedzą. Nie ukrywał, że podniecało go to, jak działa na swojego Kapitana
Niecierpliwie przejechał lewą dłonią po kroczu, ściskając twardniejącego penisa przez materiał dżinsów. Uśmiechnął się ostro, widząc, że Steve śledzi wzrokiem jego ruchy. Nie było tajemnicą, że Rogers uwielbiał, gdy Buck dotykał siebie lub jego swoją metalową ręką.  

Spojrzał na Steve’a spod rzęs, uśmiechając się ponownie, choć tym razem o wiele niewinniej, przygryzając wargę. Rozpiął spodnie, a potem zsunął je nieznacznie z bioder, zanim powiedział: 

— Podnieś tyłek, słodziaku — zaakcentował zadziornie ostatnie słowa. — Chcę się do ciebie dobrać.

Steve nie protestował, tylko uniósł się, siadając na łydkach, i wyciągając rękę w tył, by móc podeprzeć się o podłokietnik kanapy. Bucky zsunął się na miękki dywan, zasłaniający pokrytą ciemnymi panelami podłogę, i klepnął lewe udo Steve’a.

— Opuść tę nogę. Chyba, że nie chcesz, żebym… — Nie zdążył nawet dokończyć, a noga Steve’a już zwisała z kanapy, na co Bucky tylko parsknął. — Cieszę się z tego, jak entuzjastycznie do tego podchodzisz.

— Nie popadnij tylko w samozachwyt. Nie jesteś w tym aż tak dobry — stwierdził zaczepnie.

Bucky mrugnął, uśmiechając się krzywo, i złapał za gumkę dresowych spodni blondyna.

— Obciągnę ci tak, że odszczekasz to wszystko, podły kłamco.

Pociągnął spodnie w dół, na co Steve uniósł biodra, by materiał łatwiej mógł się prześlizgnąć. 
Bucky przygryzł wnętrze policzka na widok wybrzuszenia w granatowych slipach Steve’a. Sukinsyn wiedział co nosić. 

Złapał gumę pomiędzy dwa palce i odciągnął od skóry Steve’a, uwalniając tym główkę jego penisa. Cały czas spoglądając mu w oczy spod rzęs, przyłożył usta do podstawy tego wspaniałego kutasa – poważnie, jak to możliwe, że każda pieprzona część jego ciała była idealna? – a potem polizał całą jego długość przez materiał bielizny. Kiedy dotarł do główki, zlizał z niej pierwsze krople preejakulatu i odsunął się. Rumieniec na twarzy Steve’a jak nic innego zachęcił go do dalszej… ykm, pracy. Ponownie polizał główkę jego penisa, ssąc ją lekko, zanim w końcu wysunął go całkowicie z bielizny, uwalniając również nabrzmiałe jądra. Przejechał po nich językiem, a potem jak najdelikatniej potarł policzkiem. Wiedział, że Steve uwielbia, gdy używa swojego zarostu w tym celu. Dreszcz, który tym wywołał, tylko go w tym utwierdził.
Przejechał delikatnie szczęką po całej długości erekcji Steve’a, na co ten wydał z siebie zduszony jęk i wplótł palce w jego włosy.

— Co, już chcesz to odszczekać? — spytał zadziornie, pocierając szczęką z drugiej strony.

Steve wciągnął gwałtownie powietrze, a potem prychnął.

— W życiu.

Bucky zmrużył oczy. Uparty dupek pomyślał, zanim odsunął się na moment, żeby móc objąć główkę ustami. Ssał ją, przejeżdżając językiem po szczelinie, czekając aż Steve ponownie spojrzy mu prosto w oczy. Dopiero potem wziął go głębiej w usta, od razu narzucając szybki rytm i obciągając mu jednocześnie ręką, ponieważ Steve zdecydowanie miał się czym pochwalić. Lewą rękę skierował między swoje uda, starając się nieco rozgrzać metalową dłoń, jednocześnie pocierając krocze i ściskając półtwardego penisa przez materiał dżinsów. Kiedy z jękiem oderwał ją od siebie i przeniósł metalowe palce na ściśnięte jądra Steve’a, ten niemal nieświadomie ciągnął go lekko za włosy w rytm jego ruchów, wciągając ciężko powietrze. Chwyt Steve’a nie był tak mocny, jak ten, który zastosowałby on sam. Można by raczej powiedzieć, że Steve bardziej trzymał się jego włosów, niż za nie ciągnął. Nigdy tego nie robił, jeśli Bucky nie powiedział wprost, że tego chce. Nigdy nie robił niczego bez upewnienia się, że tego chce. I za to Bucky kochał go, kurwa, jeszcze mocniej.
Bucky brał go coraz głębiej, starając się jak najbardziej rozluźnić gardło, aż w końcu udało mu się dotknąć nosem kępki blond włosów. Zakrztusił się nieco, ale szarpnął odmownie głową, kiedy Steve wykonał ruch, jakby chciał go od siebie odsunąć.

— Buck — chrypnął, zaciskając nieco mocniej palce na jego włosach. — Wystarczy. Przestań — dodał, widząc, że Bucky ani myśli się zatrzymać. 

Bucky odsunął się niechętnie, patrząc na niego niewinnie. Zaczerwienione, nieco napuchnięte usta i cienka stróżka śliny na brodzie zdecydowanie mu tego nie ułatwiły.

— No co?

Steve pokręcił tylko głową i pochylił się, by przyciągnąć Bucky’ego do siebie. Zaplątane wokół nóg spodnie i pokrętna pozycja im tego nie ułatwiły, ale Steve’owi wreszcie udało się usadzić Bucky’ego na swoich udach i trzymać go w ciasnym uścisku.
Bucky wcisnął nos w jego szyję, przygryzając jednocześnie jego ramię. Steve przycisnął go bliżej, obejmując jego uda rękami i unosząc go lekko, żeby za pomocą stóp do końca zdjąć swoje spodnie. Buck jęknął gardłowo, kiedy ponownie usadził go na swoim udzie, na co uniósł brew.

— Chcesz mi coś powiedzieć, Buck? — spytał, przejeżdżając dłońmi po jego bokach. Ten zakołysał tylko biodrami, wciąż starając się udawać jak najbardziej niewinnego. Nie, żeby ktokolwiek w to uwierzył. To przecież Bucky. — Wyjaśnić dlaczego jesteś taki niewymagający?

Przesunął dłońmi na jego pośladki, a potem przejeżdżając palcami po pasie, skierował je do rozporka i odpiął go całkowicie. 

— Do góry — polecił. 

O dziwo, Bucky wykonał polecenie bez szemrania, pomagając nawet przy zdejmowaniu swoich – Steve’a… – dżinsów, które już po chwili wylądowały na podłodze. Steve wbił lekko paznokcie w jego uda, przygryzając i ssąc krótko skórę na jego szyi. Przejechał dłońmi po jego udach, po brzuchu – z premedytacją omijając nabrzmiałą ciemnym różem, wygiętą w stronę brzucha erekcję, ponieważ dupek nie nosił bielizny pod jego spodniami – a w końcu chwycił jego sutki między palce. Wiedział, że lewa strona jego klatki słabiej odbiera bodźce, więc poświęcił jej więcej uwagi, starając się zrównać siłę doznań.
Bucky objął lewą dłonią jego szyją i przylgnął bliżej, dotykając czołem o czoło Steve’a, i westchnął głęboko. Zacisnął na sobie prawą dłoń, poruszając nią powoli i zakręcając dłonią lekko przy główce, jednocześnie starając się poruszać biodrami w taki sposób, by ocierać się o Steve’a. Nie było to proste, jeśli zsumuje się wszystkie bodźce i wrażania, a zwłaszcza te z…

Bucky spiął się i przestał poruszać, gdy poczuł dłonie Steve’a na swoich pośladkach. Czyżby ten osioł wreszcie się zorientował?

— Buck. — Wypuścił ciężko powietrze, przesuwając palcem pomiędzy jego pośladkami. 

— Wiesz, wolę niewerbalne zachęty. — Uśmiechnął się szeroko, wypychając biodra w jego stronę. — Nie muszę chyba tłumaczyć na co mam ochotę? 

— Dupek.

— Interesujący dobór słów — sapnął, gdy Steve zacisnął dłonie na jego pośladkach, przyciągając go do siebie tak blisko, że erekcja Bucky’ego mogła ocierać się o jego brzuch. — Jeśli spojrzy się na to, co mamy w planach…

— Bucky.

— No co?

— Mam cię zakneblować? 

— Nie, dziś nie mam na to ochoty. —Mrugnął. — Ale ja za to mam świetny pomysł, jak ciebie można by zakneblować — mruknął, sugestywnie poruszając biodrami. 

Steve wywrócił oczami, ponieważ hej, Bucky naprawdę jest dupkiem. 

— Połóż się na brzuchu — polecił, pomagając Bucky’emu się przekręcić. Podłożył mu jedną z kanapowych poduszek pod biodra i klepnął jego pośladek, kiedy Bucky wiercił się, potrząsając tyłkiem, chcąc go rozbawić. — Buck, proszę cię. Przestań, albo cię tu zostawię — zagroził, na co Bucky spojrzał na niego przez ramię ostrym wzrokiem.

— Spróbuj, a przez najbliższy miesiąc będziesz spał na tej kanapie. 

— Proszę cię, zawsze pierwszy się łamiesz. 

— Baran — mruknął jeszcze pod nosem, rozsuwając nogi. 

— Och, tej pozycji nie znam — stwierdził, na co Bucky parsknął. 

— Co ja z robą robię, Rogers?

— Demoralizujesz mnie — zauważył, doskonale wiedząc, że nie do tego pił Bucky. 

Uklęknął za nim, rozsuwając jego pośladki, i niemal zdusił w sobie jęk. Tyłek Bucky’ego był wspaniały, ale tyłek Bucky’ego rozciągnięty wokół czarnej zatyczki był prawdziwym cudem.
Musiał zacisnąć dłoń u podstawy swojego penisa, by nie dojść od samego tego widoku.

Co tu kłamać, choć bycie super-żołnierzem naprawdę dawało wiele plusów w życiu erotycznym, były też minusy. Należało do nich między innymi to, że każda próba rozciągnięcia się przed seksem analnym była naprawdę upierdliwa, ponieważ wszystkie mięśnie w ich ciałach były mocniejsze. Stronie aktywnej gwarantowało to niesamowite wrażenia, ale tej pasywnej… cóż, już nie tak bardzo. Dlatego jeśli już decydowali się na tego typu seks – choć o wiele częściej woleli używać ust, rąk, czy choćby ud – w grę zazwyczaj wchodziło użycie kilku pomocy.

— Powinienem zacząć się martwić? — spytał Bucky, wykręcając się, by spojrzeć na Steve’a przez ramię. — Wiesz, oczy mam tutaj. A z większą pasją wgapiasz się w mój tyłek. 

Steve nie odpowiedział, a pochylił się i pocałował najpierw jeden pośladek, a potem drugi. Polizał długi pasek skóry na prawym pośladku, przygryzł skórę tuż nad moszną, przejechał po niej językiem, ssąc lekko, czym wywołał u Bucky’ego długi, obsceniczny jęk. Chwycił podstawę zatyczki, kręcąc nią lekko, jednocześnie liżąc napiętą skórę wokół niej. Bucky smakował solą i lubrykantem, którego używał niedawno.
Chwycił zatyczkę, kilkukrotnie wyciągając ją powoli, a potem szybkim ruchem wsuwając ponownie, na co oczy Bucky’ego zatoczyły się do tyłu. Boże, uwielbiał to. 

Kiedy Steve wreszcie zlitował się nad nim i wyciągnął zatyczkę, otwierając go, Bucky toczył już biodrami o kanapę, starając zyskać trochę tarcia. Steve przytrzymał go jednak w miejscu, zaciskając dłonie na jego biodrach.
Przejechał językiem pomiędzy jego szeroko rozsuniętymi pośladkami, a potem bez większego problemu wsunął go w Bucky’ego, na co ten zareagował jękiem i wygięciem pleców. Steve pieprzył go na przemian krótkimi i głębokimi pchnięciami języka, i choć po pewnym czasie po brodzie zaczęła ściekać mu ślina, nie przejmował się tym, wyginając język, kręcąc nim kółka, i skupiając się nie tyle na rozluźnieniu Bucky’ego, co na odpowiednim nawilżeniu go, choć i to nie było jakoś szalenie konieczne, zważywszy na ilość żelu, którą Bucky użył przy rozciąganiu się, by wsunąć w siebie zatyczkę.

Buck drżał, ponieważ to było lepsze niż jakakolwiek zatyczka na świecie. W pewnym momencie nie dał już rady się powstrzymywać i niemal załkał, zaciskając dłoń wokół swojego penisa, z którego zaczął sączyć się preejakulat. Kątem oka widział, że Steve robi to samo, nakręcony jego jękami i zaangażowany w pieszczenie jego tyłka, jakby miał ocalić tym świat.
Bucky wiedział, że nie wytrzyma już długo, więc wypuścił z siebie dźwięk przypominający krótki szloch, a potem sapnął:

— Steve, stop, Przestań… Boże… Przestań i przeleć mnie…

Steve na chwilę przestał, a potem ponownie wsunął w niego w niego język, choć tym razem już tylko sam koniuszek, i zaczął kreślić kółka wokół kręgu rozciągniętych mięśni. Kiedy Bucky był już niemal pewien, że za chwile dojdzie, Steve odsunął się i zacisnął palce na jego nadgarstku, zatrzymując jego rękę. A potem pochylił się pocałować skroń Bucky’ego, a potem usta, gdy ten obrócił głowę w jego stronę.

— Gdzie tak pędzisz, Buck? — sapnął. — Chyba nie chcesz już skończyć, co?

— Spieprzaj — wymamrotał w odpowiedzi, niezdarnie przekręcając się na plecy. — Musimy kupić większą kanapę. — Skrzywił się.

— Kanapę? — Pokręcił głową. — Naprawdę jestem w tym aż tak okropny, że myślisz w tym momencie o kupnie kanapy?

Bucky zaśmiał się w odpowiedzi, leniwie potrząsając ramionami. 

— Dzięki myśleniu o tym jeszcze się nie spuściłem. Doceń to, trzymam to dla ciebie. — Poruszył biodrami, dzięki czemu jego niemal purpurowa erekcja zatrzęsła się na boki. 

— Jesteś żenujący.

— Jestem — potaknął. — A teraz wreszcie mnie przeleć. Albo nie — dodał po chwili. — Chcę być na górze, rusz tyłek i usiądź. 

Steve posłusznie spuścił obie nogi z kanapy, opierając się o oparcie, ponieważ doskonale wiedział, że kłócenie się z Bucky’m nie ma teraz najmniejszego sensu. Cóż, tak właściwie to nigdy go nie ma. Ale teraz to zwłaszcza.
Bucky usiadł na nim okrakiem, opierając zgięte w kolanach nogi na kanapie, i pocałował go głęboko, przygryzając dolną wargę, kiedy przytrzymywał jego penisa w pionie, by łatwiej móc na niego opaść. Gorąco i ciasnota, które nagle go otoczyły, wycisnęły ze Steve’a głośny pomruk zmieszany z jękiem. Przez chwilę znów miał wrażenie, że jest cholernym prawiczkiem – dziewicą, jak Bucky uwielbiał go nazywać – ale zaciskając dłonie na biodrach Bucky’ego, doprowadził się do porządku.

Bucky przycisnął czoło do czoła Steve’a, kiedy udało mu opuścić się do końca. Było to odrobinę bolesne i może lepiej byłoby brać go stopniowo, ale nie był teraz w nastroju na takie zabawy. Zresztą, zawsze twierdził, że lepiej zrobić to raz a porządnie. I szybko.

— Boże, kocham cię, durniu — mruknął w skroń Steve’a, a potem zaczął kręcić biodrami małe kółka, starając jak najbardziej się rozluźnić. 

— Wiem… Wiem, ja ciebie też — wymamrotał w odpowiedzi Steve, nie będąc wręcz w stanie odwrócić wzroku od twarzy Bucky’ego, która ponownie wykrzywiała się w przyjemności. Jego wargi były rozchylone, powieki zaciśnięte, a długie włosy opadały na rumieniącą się w twarz. — Jesteś piękny. 

Następne kilka minut Steve mógłby porównać do powolnej tortury. Bucky ujeżdżał go powoli, jakby miał cały czas tego świata do zmarnowania, ściskając kanapę dla równowagi i unosząc się do momentu, aż Steve prawie z niego wypadał, nim ostrożnie znów opuszczał się w dół. Ich czoła cały czas się stykały, więc Steve mógł zobaczyć malujące się na jego twarzy skupienie, gdy ten próbował manewrować biodrami w taki sposób, by jak najczęściej trafiać w swoją prostatę. Gdy mu się to udawało, mruczał głośno, zaciskając usta, a po jego twarzy przebiegał grymas przyjemności. 
Steve na przemian gładził dłońmi jego boki i umięśnione plecy, ściskał sutki, zaciskał palce na jego pośladkach i od czasu do czasu przejeżdżał dłonią po jego zdecydowanie zaniedbanym i coraz bardziej ociekającą preejakulatem penisie. 

— Boże, Steve — jęknął gardłowo. — Wypieprz mnie, kurwa.

Steve zdecydowanie nie potrzebował większej zachęty.
Oparł stopy pewniej na podłodze, upewnił się, że Bucky odpowiednio zapiera się rękoma o kanapę, a potem zacisnął dłonie na jego biodrach, unosząc go w górę. 

— Jak tego chcesz? — wymamrotał w skroń Bucky’ego. — Mocno? — spytał, a ten pokiwał głową, zaciskając powieki. — Tak mocno, żebyś mógł poczuć to przez kilka dni? — Wypchnął biodra w górę, wyuczonym ruchem trafiając wprost w miejsce, które wyrwało z ust Bucky’ego dźwięk przypominający wręcz skomlenie. — Tak?  

Bucky ponownie pokiwał głową, wkładając w to tyle siły i zaangażowania, jakby zależało od tego jego życie.

— Boże, tak... Tak… Proszę, tak…

Steve pocałował kącik jego rozchylonych ust, a potem zaczął uderzać biodrami w górę, wpychając się w Bucky’ego dużo mocniej i szybciej, niż w tempie, które wcześniej było ustalone. Wiedział jednak, że nie sprawia tym Bucky’emu bólu. 
Starał się jak najczęściej trafiać w prostatę Bucky’ego, więc wystarczyło zaledwie kilkanaście taki pchnięć, by ten powoli zaczął się spazmatycznie na nim zaciskać, więc jedną dłonią przycisnął go na swoim penisie, kręcąc kółka biodrami, a drugą zacisnął wokół Bucky’ego. Wystarczyło kilka ruchów dłonią, żeby usta Bucky’ego ułożyły się jak do krzyku, a z jego gardła wydostał się najcudowniejszy dźwięk, jaki Steve słyszał w całym swoim życiu i którego mógłby słuchać na okrągło. Bucky zacisnął ramiona wokół jego szyi i doszedł, spuszczając się między ich ciałami. 
Steve jeszcze kilkukrotnie uniósł jego wręcz bezwładne ciało, ciężko opuszczając go w dół. Minęło zaledwie kilka sekund, a Steve poczuł, jak czernieje mu przed oczami, gdy odrzucił głowę do tyłu i doszedł z głośnym jękiem, wciąż poruszając biodrami Bucky’ego w przód i w tył. Dopiero po chwili jego ruchy zwolniły, a w końcu zatrzymały się.

Przez dłuższą chwilę obaj nic nie mówili, oddychając tylko głośno i wymieniając kilka pocałunków.

Bucky odezwał się pierwszy.

— Rogers, do diabła — jęknął chrapliwie, posyłając mu oskarżycielskie spojrzenie spod półprzymkniętych powiek. — Za każdym razem powtarzam ci, żebyś się we mnie, kurwa, nie spuszczał. — Uderzył jego ramię, dodając: — Idiota.

Steve w odpowiedzi klepnął jego pośladek, śmiejąc się krótko, po czym dodał:


— Palant.

***

Komentarze

  1. Czekałam aż Bucky wyleje na siebie ten cholerny sok, żeby pięknie podkreślić swoje umięśnione ciało i się nie doczekałam :( Ja wiem, koszula Steve'a, ale są przecież pralki... Swoją drogą, kiedy tylko przewinęło mi się przed oczami gdzieś między linijkami, że po coś sięga do lodówki, od razu pomyślałam o mleku. Mleko jest seksowne. Zwłaszcza wylane.
    Nie ma penisów, tam gdzie ich nie powinno być, zabawki erotyczne są, chociaż zabrakło mi żelu intymnego (nie było, prawda? Mogło mi coś umknąć jednak), bo nie oszukujmy się, jest lepszy od śliny; dziwnymi pozycjami przeczącymi prawom fizyki nas nie uraczyłaś, także debiut udany.
    Muszę przyznać, że aż parsknęłam, kiedy była mowa o tym, że nikt nie może nazywać Steve'a pedałem, jeśli ten ktoś nie jest akurat Bucky'm. Na nowo zaczęłam się zastanawiać nad fenomenem homoseksualistów nazywających siebie pedałami, ale burzących się, kiedy ktoś spoza środowiska ich tak nazwie.
    A pogawędka o konieczności kupna nowej kanapy powaliła na łopatki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ja wiem, że mleko jest lepsze, ale sok pomarańczowy miałam w wyzwaniach, więc co poradzę :(? Ale obiecuję, że następnym razem będzie mleko.
      Jeśli chodzi o żel – w finalnej wersji nie napisałam o nim wprost, bo uznałam za logiczne to, że Bucky i tak musiał w siebie nieco go wpakować i to przecież nie aż tak dawno, więc sądziłam, że wystarczy, zwłaszcza, że później doszła do tego też ślina. Ale wiedzę co do tego zaczerpnęłam z formowej dyskusji o tego typu praktykach, więc może niesłusznie. Ale dopisałam kilka krótkich wzmianek o tym, dziękuję za uwagę :)
      A jeśli chodzi o pedała i kanapę – toć to Bucky, nie obyłoby się bez takich wzmianek.

      Usuń
  2. This boy is bottom… W tym momencie żałuję, że nie mogę dawać gifów do komentarzy. Byłoby to wielce przydatne.

    Wyłapałam kilka określeń, które zdecydowanie brzmiały mi koślawo albo coś mi nie pasowało w całym obrazie, więc zarzuciłam sugestie, ale jest tego niewiele.
    „ a potem otarł usta metalową ręką” Weź cos metalowego z wypustkami (takimi jak płytki w ręce Buckiego) i przejedź po ustach. Nie za fajne. Zamieniłabym dłonie :)
    „w jedzenie jego tyłka” Jest taki zwrot w angielskim, wiem, ale po polsku nie brzmi to za dobrze. Zasugerowałabym raczej słowa: pieszczenie, stymulowanie…
    „ trzaskać biodrami” – uderzać.

    A tak poza tym:
    „Pióro, serio? Kto teraz jeszcze pisze piórem? „ – Yyy, ja… Zostałam Stevem!
    „ Za każdym razem powtarzam ci, żebyś się we mnie, kurwa, nie spuszczał.” – *prywatne żale*A teraz zostałam Buckim. A tak od siebie polecam zamiast śliny lubrykant, a jeśli są zbyt pruderyjni (w co wątpię zwłaszcza w przypadku Bucky`iego) to oliwka do ciała.
    *koniec prywatnych żalów*

    W ogóle tekst o lądowaniu na kolanach mnie zachwycił, od modlitwy do grzeszenia, cóż za sodomię tutaj uprawiasz *wink wink* A poza winkaniem, to naprawdę wspaniale czytało się przemyślenia Buckiego, potrafiłam wczuć się w całość i nic, tylko czytałam i czytałam i pochłaniałam całość. A Steve nie powinien się tak burzyć, bo koszula faceta na jego..y… facecie to jak flaga oznaczająca własność.
    A opisana scena wcale nie wyszła koślawo, jak zapowiadałaś. Właśnie odwrotnie. Napisałaś tak naturalny, nie przeromantyzowany (jest takie słowo? A może uromantyczniony? ) seks, który nie jest filmowym sztucznym dziwadłem. Naprawdę super się czytało i cieszę się z informacji, chociaż i tak codziennie sprawdzam czy nie dodałaś czegoś nowego (btw. U mnie przed dosłownie chwilką pojawił się rozdział nr. jeden c: Koniec lokowania produktu ). Do całego cud, miód i malina mam jedną wątpliwość – czy faceci w czymś innym niż pornosy rzeczywiście wydają tyle dźwięków?

    Kocham Twoje miniaturki, ale to już wiesz <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chodzi o te nieszczęsne zapożyczenia z angielskiego – wiesz jak cierpiałam, że nie mogę używać niektórych zwrotów, bo brzmią komicznie? Ale i tak jakieś, do diaska, się wkradły.

      Jeśli chodzi o dłonie – czego się nie robi, by zyskać to, czego się chce? Bucky wie, że Steve’a to rusza, więc się biedak poświecił.

      Jeśli zaś o lubrykant chodzi – wyjaśniłam to już w komentarzu powyżej, ale powtórzę: założyłam, że skoro Bucky wsmarował go w siebie niemałą ilość, by użyć zatyczki, (a i głupi nie jest, wiedział czego chce, więc musiał użyć go więcej) to ślina jako dodatkowe nawilżenie powinna wystarczyć. Zwłaszcza, że użycie zbyt dużej ilości żelu także potrafi utrudnić życie, po pewne części ciała zwyczajnie wyślizgują się z innych części ciała. Przynajmniej tak twierdzili panowie na forach. Bo tak, zrobiłam niemały risercz, żeby nie okazało się, że panowie zachowują się aż nadto nienaturalnie.

      „czy faceci w czymś innym niż pornosy rzeczywiście wydają tyle dźwięków?” – nie znam wszystkich facetów, ale znam za to jednego typa, który mruczy. A i tutaj kolejny raz zaczerpnęłam wiedzę od panów z kilku forów, którzy twierdzili, że często zdarza się, że "ten na dole" momentami bywa głośny, zwłaszcza jeśli stymulowana jest prostata. Nie wiem jak jest naprawdę, bo wszystko można podkoloryzować, ale do Bucky’ego mi to pasowało. Zbyt wiele lat siedział cicho, więc teraz może sobie postękać, a nawet pokrzyczeć.

      Bardzo się cieszę, że się podobało i niedługo zerknę na rozdział :)

      Usuń
    2. Ja mam tak, że jak WIEM, że moja postać jest anglojęzyczna i coś sobie planuje, to jej dialogi układam w głowie po angielsku i jak potem na to patrzę, to tak koślawo to wszystko brzmi i muszę zmieniać. Łączę się w bólu!

      O, widzisz! I ja pogłębiłam swoją wiedzę oraz kłaniam się z szacunkiem ze względu na to, że zrobiłaś dogłębny risercz. Moje serce pęka z dumy normalnie! Już dawno nie napotkałam fika, w którym ktoś się tak postarał.

      W takim razie ja zdecydowanie polecam oliwkę, bo się nic nie wyślizguje...

      Dziękuję za wyjaśnienia.
      I chyba sobie jeszcze raz przeczytam, a z głośniejszym Buckiem się zgadzam.

      Usuń
    3. Kalki to okropna zmora, która utrudnia życie. Zwłaszcza, że czasem naprawdę ciężko jest znaleźć jakieś odpowiedniki w naszym rodzimym języku i trzeba sporo zmienić, by uzyskać podobny sens.

      Kiedy wiem, że nie mam o czymś pojęcia, staram się to zmienić, zanim zacznę o czymś pisać. Z seksem dwóch panów tak właśnie było, bo jakoś mnie to nigdy nie interesowało, ale teraz ściągnęłam ebook pt. „Radość seksu gejowskiego” i odwiedziłam kilka forów o tej tematyce (dlatego ta miniaturka powstawała tak długo), by czasem nie okazało się, że opisuję zbliżenie hetero, a dwóch panów nie dość, że by nie dało rady tego zrobić, to jeszcze by tak nie reagowało. Czytałam kiedyś takie teksty i pozostawiły taki niesmak, że za nic nie chciałam tego powtórzyć. A wszelkie rady czy obiekcję z radością biorę do serca, bo nic tak nie pozwala się poprawić jak konstruktywna krytyka. Patrzę na swoje teksty sprzed roku i widzę ile już mi to dało. Także następnym razem nie będzie kalek z angielskiego, nie będzie skrótów myślowych (jak z lubrykantem), a będzie oliwka! Cieszę się raz jeszcze, że się spodobało :)

      Usuń
  3. EJ! Skąd wiedziałaś, że uwielbiam rimma?! <3 Ha! Podoba mi się, że najpierw był opis uczuć, tego co czują i jak dbają o siebie a później fizyczna wersja ;D Proporcje wyrównane ;D A pocałunek w czoło przecież jest urocze i tylko podkreśla to jak Steve chce zająć się Bucky'm i się troszczy o niego ;D Także dla mnie udany debiut ;D Ah i te ironiczne komentarze też się idealnie zgrały ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, był w wyzwaniach, więc jakoś tak założyłam :P Na początku miało go nie być, ale stwierdziłam, że jak iść na całość, to iść na całość. Sądziłam tylko, że bardziej odpowiadałoby ci, gdyby panowie zamienili się rolami. Słusznie :P?

      Bucky’emu nie dogodzisz, nie wiedziałaś :P? Stwierdziłam, że do Steve’a coś takiego by pasowało, więc stąd cmok w czoło. Z kolei komentarz o kanapie to czysty Bucky, więc to też musiało się znaleźć. Tak jak opis uczuć, bo bez tego tekst byłby pusty i nic niewart.

      Cieszę się bardzo, że się podobało, bo męczyłam się nad tym jak nad niczym innym :P

      Usuń
    2. Haha ale wiesz, zawsze mogłaś to krócej opisać xD Wiesz, zazwyczaj jest tak, że Steve jest u góry bo Bucky'ś jest przecież biednym człowieczkiem, który potrzebuje przytulenia... Jest to rozczulające, ale no. Nie róbmy z niego ofiary, że sobie nie da rady z życiem, w sensie wiesz o co chodzi xDA tu jak napisałaś "brał co chciał".. CHCIAŁ, więc to mi leży jak ta lala <3

      Usuń
    3. Czyli przesadziłam z opisem akurat tej czynności, tak? Czy chodziło raczej o to, że nie musiałam się aż tak rozpisywać? Mogę rozwlec to jeszcze bardziej, jakby co :P
      Bucky nawet będąc na dole, tak naprawdę przez cały czas ma nad wszystkim kontrolę i wszystkim rządzi. Steve robi to, co Bucky sobie życzy, i odwala większość roboty. A Bucky ma to, co chce :P

      Usuń
  4. Mogłaś się jeszcze bardziej o rimmie rozpisać, skoro Bucky to lubi xD
    I się przy tym nie narobi xD Cały Buckyś xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okej, zapamiętam. Następnym razem rozpisywać się bardziej o rzeczach, które lubi Bucky. Tylko, że wtedy zamiast jedenastu stron będzie ze dwadzieścia.
      Prawda? Dlatego - cytując Herbatę - this boy is bottom. Dostaje to, co chce, ale od odwalania całej roboty jest ktoś inny :P

      Usuń
    2. OMG! KTOŚ MNIE ZACYTOWAŁ <333

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Miniaturka 2: Niebo spadające nam na głowy... (10/?)

Miniaturka 2: Niebo spadające nam na głowy... (9/?)

Farba