Wyzwanie 13: Stucky/ Porn Without Plot (18+)
N: Ten tekst nie ma kompletnie żadnej fabuły, nie oszukujmy się. Ale miałam do wykorzystania wyzwania na ten temat, więc postanowiłam wykorzystać je za jednym zamachem. O ile Stuckyholiczka uzna, że to coś poniżej zakwalifikuje się do "light Dom/Sub".
***
Steve uwielbiał oglądać Bucky’ego podczas walki.
Bucky był jak chaos, jak niepowstrzymana siła, jak
dzikie zwierze zerwane z łańcucha, które parło przed siebie, nie zważając na
wszelkie przeszkody. Bywał przy tym krwawy, bardzo krwawy i brutalny, a Steve
zdecydowanie nie popierał metod jego działań, jednak nie mógł nie przyznać przed
sobą, że było w tym coś… hipnotyzującego, że ruchy Bucky’ego przywodziły mu na
myśl zniewalający taniec kobry, którego piękno przynosiło zgubę oczarowanej
ofierze.
Bucky był jak kobra. Steve był jak mysz, która wpadła
w pułapkę. I to na własne życzenie.
Nie potrafił oderwać wzroku od ruchów Bucky’ego, od
drżenia jego mięśni i drgań ścięgien pod skórą, od jego splątanych włosów
opadających na twarz i coraz bardziej przepełnione wściekłością oczy.
Nie nadążał z parowaniem kolejnych ciosów, przyjmując
uderzenia na ramiona i korpus. Bucky zdecydowanie go nie oszczędzał,
wyprowadzając kolejne, przepełnione furią ciosy, podcinając mu nogi, odpychając
go, rzucając nim na przeciwległą ścianę z wściekłym wrzaskiem, niemal z
warkotem. Steve podnosił się za każdym razem, stawał na nogi po każdym
uderzeniu. Wracał do tej walki, do tego tańca toczącego się do melodii znanej
tylko Bucky’emu. Steve nie potrafił tańczyć, nie potrafił ruszać się jak Bucky,
jednak za cel postawił sobie odkryć jego rytm, wczuć się w tę niemą melodię.
Na początku szło mu dość koślawo. Gubił kroki,
wytrącony z rytmu przez uderzeniem łokciem w twarz, przez próbę podcięcia nóg,
jednak już po kilku zachwianiach, kilku upadkach i sparowanych ciosach
odnaleźli wspólny rytm, wyczuwali swoje ruchy i intencje.
W pewnym momencie, unikając kolejnego ciosu
wymierzonego wprost w jego szyję, Steve zakręcił się niczym w piruecie
tour lent .
Wściekłość, ta sztuczna wściekłość i wielka irytacja na twarzy Bucky’ego
zadrgała, stopniała, a kąciki jego ust wygięły się ku górze, kiedy Steve zrobił
koślawe soubresaut.
Bucky wyprowadził
kolejny cios – szybki, mocny lewy sierpowy, ale Steve złapał jego dłoń tuż
przed swoją twarzą, zacisnął palce wokół jego przedramienia i powalił go na
ziemię. Przygniótł go swoim ciałem, wykręcając jego rękę i wykorzystał całą swoją siłę, by utrzymać go
w miejscu.
Przybliżył usta do jego ucha, dmuchając lekko,
by odsunąć kosmyki zasłaniających je włosów.
— Spokój.
Tak, jak się spodziewał, jego słowa
przyniosły całkowicie odmienny efekt od oczekiwanego.
Bucky uderzył go łokciem między żebra,
strącając go z siebie. Skrępował jego ręce za plecami, ściskając nadgarstki
metalową dłonią.
Przez
dłuższą chwilę żaden z nich nawet się nie poruszył. Leżeli jedynie, wsłuchani w
swoje przyśpieszone, drżące oddechy. Steve pierwszy pękł, wiercąc się pod
Bucky’m, ocierając się, a potem zaśmiał. Niemal zachichotał pod nosem,
wykręcając szyję, by spojrzeć Bucky’emu w oczy.
—
Nie odszczekam tego, Buck. Nie licz na to.
Bucky
przylgnął mocniej do jego pleców, zacieśniając uścisk. Przejechał nosem po jego
skroni. Steve wiedział, że to ostrzeżenie, jednak ani myślał odpuszczać.
—
Nie. — Spróbował pokręcić głową. — Nie ma mowy.
Bucky
uśmiechnął się pod nosem, półgębkiem, jak drapieżnik, który zapędził ofiarę do
ślepego zaułka, odcinając jej drogę ucieczki.
Szybkim,
mocnym ruchem przycisnął skrzyżowane nadgarstki Steve’a do jego pleców,
utrzymując je w miejscu kolanem. Bucky
chwycił rąbek swojej koszulki i szarpnął ją przez głowę, rozdzierając materiał.
— Bucky,
co ty…?
Steve
sapnął, kiedy Bucky związał jego nadgarstki rozdartą przez siebie koszulką.
Czuł
jego oddech na swoim karku, uda ocierające się o jego, zmuszające go do
rozstawienia nóg. Czuł dłonie błądzące po ciele, wędrujące pod koszulkę,
gładzące skórę na żebrach, drażniące sutki, szczypiące je paznokcie.
Steve oblizał wargi.
—
Podłoga w siłowni? Łał, Bucky. Jakiś ty romantyczny.
Zaśmiał się, krótko, urwanie, kiedy
Bucky przerzucił go na plecy.
Buck oparł dłonie po obu stronach
jego głowy, górując nad nim z zaczątkami figlarnego uśmiechu na twarzy, który
starał się ukryć maską obojętności.
Steve wiedział, że ta gra wciąż trwa.
Siłował się przez chwilę z Bucky’m,
kiedy ten próbował rozsunąć jego nogi, ponieważ nie byłby sobą, gdyby odpuścił
bez walki, jednak w końcu dał za wygraną, posłusznie wpuszczając Bucky’ego
między swoje uda.
— Nie wyobrażaj sobie zbyt wiele,
Buck — stwierdził butnie. — Nie będziemy tu tego robić. Ta mata jest zapewne
przepocona. I zakrawaiona. Zakrwawiłeś ją w zeszłym tygodniu. Pamiętam, bo
pomagałem ci włożyć zęby na miejsce… — mówił, chcąc zmusić Bucky’ego do
odezwania się.
Bucky jednak jedynie pocałował go w
odpowiedzi – mocno, szybko, niemal boleśnie. Szybko poprawił się jednak i całowali
się z przymkniętymi oczami, niemal na pamięć, doskonale wiedząc, jak to robić.
Steve mruknął, a potem drgnął, kiedy metalowa
dłoń Bucky’ego ponownie wsunęła się pod jego koszulkę i zetknęła się z nagą,
coraz bardziej rozgrzaną skórą – ten przeklęty rumieniec, którego Steve nie
potrafił opanować! – ale poddał się dotykowi dłoni Bucky’ego, masującej jego prawą
pięść, kciukowi drażniącemu brodawkę.
Steve zjechał ustami na szyję Bucky’ego,
przygryzając lekko skórę i ssąc nieco dłużej miejsce tuż nad jabłkiem Adama,
będące jednym z najbardziej wrażliwych części jego ciała.
Bucky zamruczał gardłowo, odrywając się od
Steve’a tylko po to, by chwycić brzeg jego podkoszulka i niemal wywrócić go na
drugą stronę, ściągając go Steve’owi przez głowę. Jego ręce związane były za
plecami, więc nie mógł zdjąć go całkowicie, ale wystarczył mu jego odkryty
tors.
Bucky przyglądał się Steve’owi jeszcze przez
chwilę, błądząc wzrokiem po każdej krzywiźnie jego ciała, po każdym twardym,
idealnym mięśniu, ponieważ Steve wyglądał jak jakaś chrzaniona, ożywiona rzeźba
spod dłuta Myrona, a potem przygryzł skórę na szyi Steve’a. Jasne, wiedział, że
robienie mu malinek nie ma najmniejszego sensu, ponieważ te znikną już po kliku
minutach, jednak ta wiedza nie przeszkadzała mu w robieniu ich. Dlatego ssał i
przygryzał jego skórę, pozostawiając szlak siniaków i zaczerwienień od jego szyi
po brzuch, na którym skupił się przez dłuższą chwilę. Przejechał językiem po
mięśniu prostym jego brzucha, ssąc krótko jego krawędź, a potem przeciągnął
czubkiem nosa po pasku gęstych, jasnych włosów na jego podbrzuszu, spoglądając
mu wyzywająco w oczy.
Steve przełknął ślinę.
— Jeśli sądzisz, że tym… przekonasz mnie do zmiany zdania, to grubo się
mylisz, Buck.
Bucky uśmiechnął się pod nosem.
Nie bawiąc się w subtelności czy grę wstępną,
ściągnął dresy Steve’a razem ze slipami, parskając cicho na widok białych
gwiazdek na niebieskim materiale.
— Żeby tylko ludzie wiedzieli, jak łatwy jesteś… —
mruknął niby do siebie, ale wystarczająco głośno, by Steve go słyszał,
jednocześnie kręcąc głową, pokazując jak rozczarowany jest. — Wstyd.
Steve nawet nie próbował ukryć, że jest
nakręcony. Zresztą, jak miałby to zrobić, skoro dowód jego narastającego
podniecenia był widoczny jak na dłoni i ciężki do ukrycia, kiedy Buck
całkowicie ściągnął jego spodnie, przelotnie całując przy tym jego kostkę.
Przez ręce związane za plecami, jego biodra były
uniesione, i mimo, że nie była to najwygodniejsza pozycja, jaką mógłby sobie
wyobrazić, nie chciał jej zmieniać.
— Spokojnie, jestem trochę spocony, ale czysty.
Zresztą, po co ci to mówię — dodał. — Przecież sam mnie szorowałeś. — Zaśmiał
się, może nieco zbyt nerwowo, i zakołysał biodrami, widząc jak Bucky spluwa na
swoją prawą dłoń.
Bucky rozsiadł się wygodnie pomiędzy
rozszerzonymi nogami Steve’a, kąsając kilkukrotnie jego lewe udo, jednocześnie zaciskając
dłoń wokół jego powoli twardniejącego penisa. Nie próbował nawet ściągnąć
napletka, wiedząc, że Steve zdecydowanie preferuje robić to z zakrytą żołędziem,
odkrywając go dopiero pod sam koniec. Cóż, Bucky tego nie negował i nie robił
niczego wbrew jego chęci, choć szczerze mówiąc nie do końca to rozumiał. Był
obrzezany jako dzieciak, więc nigdy nie stał przed tym dylematem, a pierwszym
napletkiem, z którym miał kontakt, był
ten należący do Steve’a. Co na samym początku skutkowało kilkoma niezbyt
przyjemnymi akcjami, podczas których wręcz wycisnął ze Steve łzy. Ale dzięki
praktyce doszedł do wprawy.
Poruszał dłonią powoli, przenosząc usta na
podstawę jego penisa, muskając językiem mosznę, przejeżdżając czubkiem między
jądrami, zanim zabrał rękę.
To był jeden z tych momentów, w których cholernie
żałował, że jego lewa ręka nie nadaje się do takich rzeczy. Prędzej zrobiłby
nią Stevie’emu krzywdę, przyciął skórę łuskami. Siebie tak kiedyś załatwił i
zdecydowanie nie było to nic przyjemnego. Chyba, że dla jakiegoś cholernego
masochisty.
Wsunął palec wskazujący do ust, okręcając go
językiem, starając się jak najbardziej pokryć go śliną, patrząc przy tym Steve’owi
w oczy.
— Opanuj się trochę, Steven — powiedział,
odrywając palec od ust. — Rumienisz się jak jakaś chrzaniona dziewica —
parsknął, widząc rumieniec pokrywający powoli jego twarz i klatkę piersiową.
Wiedział jednak, że Steve po prostu już tak ma i nic na to nie poradzi. —
Miejże trochę godności.
— Bardzo zabawne, Buck. I jakże odkrywcze. Bo
przecież nie powtarzasz mi tego za każdym razem. — Przewrócił oczami,
odchylając głowę do tyłu, ale uśmiechnął się pod nosem.
Bucky wrócił na swoje miejsce, przykładając
usta do podstawy penisa Steve’a, a potem polizał całą jego długość, pocierając
go jeszcze czubkiem zarośniętej brody. Odsunął nieznacznie napletek, ssąc główkę,
jednocześnie przejeżdżając kciukiem między pośladkami Steve’a.
Brał go coraz głębiej, starając się jak
najbardziej rozluźnić gardło, aż w końcu udało mu się dotknąć nosem kępki blond
włosów. Odsunął głowę,
przesuwając lekko zębami po jego skórze, przejechał zębami po grubej żyle,
jednocześnie wsuwając palec wskazujący w Steve’a – niezbyt głęboko, zaledwie do
drugiego paliczka – zerkając przy tym w górę, na twarz Rogersa.
Steve nigdy nie ukrywał, że
zdecydowanie nie jest wielkim fanem
bycia stroną bierną podczas tego typu zabaw. Nawet jeśli zależałoby od tego
jego życie, nie potrafiłby się w pełni zrelaksować i po prostu dać się ponieść.
Nie potrafił, nieważne jak często, długo i w jaki sposób to robili. Nie i już.
Dlatego czasem zazdrościł Bucky’emu jego postawy „Chrzanić wszystko, nieważne
co robimy, ważne, żeby było fajnie”, która sprawiła, że w końcu przekonał się
do bycia tym na dole, co dało Steve’owi
sporo materiału na żarty o rozkładaniu nóg. Żaden z nich nie brał jednak tego
do siebie. Nie potrafili żyć bez obustronnych przytyków.
Wsunął palec dalej, aż kłykcie
pozostałych palców nie dotknęły pośladków Steve’a, wyczuonym ruchem znajdując
jego prostatę.
— Odszczekasz?
Steve parsknął.
— Chyba śnisz.
Bucky spojrzał na niego wyzywająco, zanim znów objął
ustami główkę jego penisa. Ssał ją, przejeżdżając językiem po szczelinie,
jednocześnie masując opuszkiem palca wskazującego prostatę Steve’a, pozostałymi
palcami drażniąc jego zaciśnięte mięśnie i ściśnięte jądra.
Wsunął lewą rękę między swoje uda, pocierając ją aż do
lekkiego rozgrzania metalu. Nie dotykał się, jeszcze nie czas na to, a jedynie
rozgrzewał dłoń, by po chwili przejechać palcami po mosznie Steve’a, zważyć w
ręku jego ściśnięte jądra. Steve drgnął pod jego dotykiem, szarpnął związanymi
rękami, jednak nie rozerwał materiału, by uwolnić dłonie, choć mógłby zrobić to
przecież bez najmniejszego problemu.
Mocniej przycisnął opuszek palca do prostaty Steve’a,
wypuszczając jego penisa z ust z głośnym, bezwstydnym mlaśnięciem.
— Pośpieszyłbyś się z tym dzisiaj, co? Ostatnio niemal nie odpadła
mi szczęka — mruknął, przysuwając się do twarzy Steve tylko na chwilę, by
musnąć jego usta swoimi, a potem wrócił na swoje miejsce, ssąc lekko skórę na
lewym, większym i bardziej wrażliwym jądrze Steve'a.
Znał jego ciało nawet lepiej niż własne. Wiedział jak i gdzie
go całować, gryźć, ssać i kąsać.
Wysunął ze Steve’a swój palec tylko po to, by splunąć na
niego, nim zaczął kreślić kółka wokół kręgu zaciśniętych mięśni. Wsunął
palec do środka, kolejny raz biorąc Steve’a w usta. Ssał go energicznie, poruszając głową z góry na dół, drażniąc
go językiem i delikatnymi muśnięciami zębów, jednocześnie masując jego
prostatę.
Nie musiał czekać
długo, aż Steve zadrgał, zaciskając się mocniej wokół jego palca, kiedy po jego
kręgosłupie przeszedł dreszcz.
— Buck…
Bucky wypuścił go
z ust, odsuwając jego napletek czubkami metalowych palców. Wiedział, że uczucie
jest drażniące, może nawet nieco bolesne, ale wiedział też, że Steve to lubi.
— Śmiało, wiesz,
że przełknę. — Uśmiechnął się szeroko, nieco drapieżnie, pokazując zęby, zanim
ponownie musnął językiem jego główkę, wsuwając ją do ust.
— Wiem… —
Przełknął ślinę i zamykając oczy, odchylił głowę w tym. — Jesteś przeciwieństwem
cnotliwości. — Przejechał językiem po ustach, na co Bucky zaśmiał się, nie
zwracając uwagi na pełne usta.
Wystarczyło
jeszcze kilka ruchów głowy, aż Steve poczuł, jak czernieje mu przed oczami.
Spiął się, otwierając usta jakby chciał krzyknąć, a potem doszedł z głośnym
jękiem, na chwilę niemal tracąc kontakt z rzeczywistością, z
dotykiem ust Bucky’ego i ruchami jego gardła, kiedy przełykał, ssał,
przejeżdżał językiem wokół odkrytej główki.
Bucky wyjął palec, pochylając się nad Steve’m,
który uchylił powieki, by zerknąć na jego twarz.
— Odszczekasz? — Bucky przekręcił głowę, patrząc
na niego wyczekująco.
Steve prychnął.
— Nigdy w życiu.
Bucky zmrużył oczy jak drapieżnik.
— Więc zabieram cię do sypialni.
Steve wiedział, że wygrał.
***
Oh! Bucky to taki kociak! Serio! Podobała mi się chemia między nimi podczas walki!
OdpowiedzUsuń"Bucky wrócił na swoje miejsce, przykładając usta do podstawy penista Steve’a"
"przysuwając się do twarzy Steve tylko na chwilę, by musnąć jego usta swoimi, a potem wrócił na swoje miejsce, ssąc lekko skórę na lewym, większym i bardziej wrażliwym jądrze Bucky’ego."Czyżby ta czynność miała być wykonywana przez Steve? ;p Czy może Bucky zawłaszczył sobie jego ciało i traktuje jak swoje? xD Aż tak bardzo przynależności Kapa do niego nie musi podkreślać xD Jądro chce wolności i niezależności xD Brexit dla niego xD
A tak na poważnie! Dobrze, że inni nie mają super węchu bo pewnie ćwicząc po nich wyczuliby coś więcej niż tylko pozostałości potu xD No i Steve dobrze kombinuje, kompromis na lodzika w publicznym (?) miejscu a wiśnienka na torcie w sypialni <3 No i Bucky sobie porządził i (miał wstęp xD) potopował xD Wiedziałam, że w tej roli dobrze się sprawdzi xD
Mam nowy laptop, wkurwiający, za przeproszeniem, windows 10, więc dziwię się, że błędów jest tak mało. Poważnie :P Co chwilę przestawiało mi język, więc podkreślenia na nic się zdawały i sama musiałam wyłapywać literówki. W czym jestem do niczego. Więc dziękuję za zwrócenie uwagi i idę przeczytać ten tekst jeszcze ze trzydzieści razy, by wszystko wyłapać.
UsuńKto powiedział, że to była wspólna sala czy coś w tym stylu :P? Takie rzeczy uważam za na tyle mało istotne, by każdy sam mógł wybrać czy mają to robić w bazie czy we własnym domu. A co do potu - Steve żartobliwie stwierdził, że nie chce robić tego na pokrytej potem i krwią podłodze, ale to wcale nie musi oznaczać, że tak naprawdę jest. A nawet jeśli - przykro mi chłopcy, to minusy super-węchu, było nie zostawać super-żołnierzem. A Bucky sobie kiedyś tam, w przyszłości potopuje.
Ale mimo literówek tekst dobrze się czyta xD ale wiesz, nie mogę ciągle chwalić xD
UsuńTo ja wybieram bramkę numer jeden - sala w bazie xD trzeba Steva otwierać na nowe doznania xD
I bardzo dobrze, że nie możesz, bo to by nas donikąd nie doprowadziło. Człowiek rozwija się dzięki błędom. Nawet jeśli są to głupie literówki.
UsuńI cóż, jak to się mówi - "Cicha woda brzegi rwie", więc może to Bucky dzięki Steve'owi się otwiera :P?
Spełnia swoje fantazje i otwiera się zwalając na Kapa? :p
UsuńEwentualnie zwalając Kapowi. I tak wiem, prymitywny humor.
UsuńAle o to mi chodziło <3
Usuń