Mutanci | Syberia AU

***
1
Steve wychował się w szanowanej rodzinie. Joseph Rogers to wysoko postawiony agent wspaniałej Hydry, troszczącej się o ład i porządek, strzegącej świata przed zarazą jaką są mutanci. A Steve... Cóż, Steve to wyrzutek, który bez wiedzy ojca angażuje się w akcje szerzące tolerancje dla mutanci, ruchy oporu... I ma w sobie coś wyjątkowego, o czym sam jeszcze nie wie.
Bucky pochodzi z rodziny mutantów, którzy zostali zmuszeni do ucieczki z miasta. Jednak kiedy jego ojciec gnie, a siostra wpada w kłopoty, wraca do Nowego Jorku, gdzie spotyka pewnego małego gnojka, którego znał w dzieciństwie.
***
2
Awarie kriokomory nie zdarzają się często. Tak naprawdę, nie powinny zdarzać się nigdy. Nie od dziś wiadomo jednak, że Zimowy Żołnierz miał pecha i zdecydowanie zbyt często zdarzały mu się sytuacje, które nie miały prawda się zdarzyć. Utknął więc w opuszczonej fabryce - placówce Departamentu X - pośrodku najzimniejszego okręgu syberyjskiego, nie mając pojęcia kim jest, gdzie dokładnie jest i co tutaj robi. 
Steve Rogers to buntowniczy artysta, który nie przejmuje się ani zasadami, ani ostrzeżeniami. Więc wbrew ostrzeżeniom i na złość wszystkim niedowiarkom, rusza wgłąb Syberii, by uwiecznić trudy życia zamieszkującej tam ludności. Nie spodziewał się jednak, że to z taką ludnością będzie miał do czynienia...
***

Komentarze

  1. [Ściągnęłam ten świat z "Agentów SHIELD", jakby co xd]

    Bucky jednocześnie lubił i nie lubił NY. Z jednej strony było to miasto, z którym miał kilka dobrych w
    spomnień sprzed lat, ale z drugiej... było to najbardziej zatrute i przesiąknięte jadem "wspaniałości i dobroci" miasto, jakie kiedykolwiek widział. Ale nie powinno nikogo to dziwić, zaraz po DC było to ulubione miasto miłościwych.
    Wrócił tu jednak po niemal dekadzie, bo wiedział, że to właśnie tutaj wylądowała Becca. On sam miał nieszczęście wylądować w jednym z tych zapomnianych przez Boga miejsc, z którego wyrwała go banda popaprańców. Pomogli mu wrócić do domu, ale nie miał pewności... nie był tak naiwny, by wierzyć, że jego siostrze może przydarzyć się to samo, że ktoś jej pomoże. Więc sam musiał to zrobić.
    Dlatego ruszył do Nowego Jorku, nie przewidując jednak tego, że jak tylko przekroczy granice miasta, zostanie zakuty w obrożę jak pies. I to tylko dlatego, że miał fałszywe dokumenty. Gdyby nie one, gdyby wiedzieli, kim i jest i co potrafi, nie byliby tacy... mili.Więc uznał, że obroża, którą można czymś zakryć, i zakaz wstępu do pewnych części miasta, który da się jakoś ominąć, nie był jednak aż tak zły i mogło skończyć się o wiele gorzej.
    Choć to było wyjątkowo marne pocieszenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Steven Rogers choć był młody, nauczył się jednej bardzo poważnej sprawy. Z rodziną dobrze wychodzi się tylko na zdjęciach, i czasem rodzina to "rodzina". Los przypadkowo złączył kogoś z ludźmi, z którymi łączyła go tylko krew. I tak było w jego przypadku. Nie podzielał ideologii ojca, choć były mu one wpajane od maleńkości, to jednak gdy uciekał z domu, by poznać świat (dwie przecznice, czasem trzy, im był starszy tym dalej się zapuszczał) to nie był on do końca jakim go ojciec przedstawiał, a matka, jego kochana mama nie komentowała. Nikt się Josephowi w ich domu nie przeciwstawiał, to też była jedna z zasad rządzących światem. Jednak artystyczna dusza Stevena popychała go dalej, po coś więcej, zmuszała patrzeć szerszej.
      A gdy młody mutant nie raz uratował mu życie..
      Gdy widział jak bezbronni mutanci byli niemalże katowani przez ludzi jego ojca.
      Cóż.. Oddał się sprawie całym sobą.
      Ojciec byłby dumny za jego zaangażowanie, lojalność.
      Ale nie mógł się dowiedzieć, że to nie jemu jest oddany a światu za murem.
      Z kolejnymi informacjami i planem wykradzionym ojcu pędził na spotkanie ruchu oporu.

      Usuń
    2. Bucky nie do końca wiedział, od czego powinien zacząć, skoro sprawy zaczynały się komplikować w nieco inny sposób niż przypuszczał. Wiedział, że w Nowym Jorku istnieją różnego rodzaju... zrzeszenia, ale... Jak dowiedzieć się, które konkretnie jest tym dobrym, bez zaszkodzenia komukolwiek? Wiedział, że istniały grupy, które pomogłyby mu bez problemu, ale jednocześnie szkodziły ludziom. Tym niewinnym ludziom, którzy w żaden sposób nie przyczynili się do szkód takich, jak on. Ich za nic nie obwiniał, ich nie chciał krzywdzić. A czasem odróżnienie takiego zgrupowania od ludzi, którzy chcieli pomagać każdemu, kto tylko wymagał pomocy, było trudne. Nawet jeśli wiedziało się, gdzie należy szukać i na kogo się powołać. Niektórzy wiedzieli, jak się kamuflować.
      Dlatego póki co jedynie badał teren, kręcąc się w okolicach, do których nie zapuszczałby się raczej żaden zdrowy na umyśle człowiek, który ma choć częściowo działający instynkt przetrwania. No chyba, że był mutantem, który potrzebował pomocy. Bucky co prawda nie był tak zdesperowany jak część z nich, ale wiedział, że jeśli trafi na taki przypadek, łatwiej będzie mu zaczepić się gdzieś, gdzie pomogą mu znaleźć konkretnych ludzi.

      Usuń
    3. Widząc postać samotnie spacerującą przed nim zaciągnął bardziej kaptur na głowę. Lepiej być przezornym.. Nie mógł mieć nigdy stu procentowej pewności, że jest idealnym szpiegiem i podkrada wszystko ojcu. Choć część w nim przemawiała, że przecież Joseph ukarałby go jako przykład i to dość porządnie za taką niesubordynację niżeli pozwalał podkradać swoje notatki, które zazwyczaj się sprawdzały, więc nie mógł manipulować Stevenem.
      Z jednej strony czuł się dziwnie, z drugiej dobrze z tym, że w końcu udało mu się być o krok bądź pół korku przed ojcem.
      Starał się nie stresować postacią i iść dalej, z grupą mieli swoje sygnały, więc w razie co albo on ich poinformuje o zagrożeniu albo oni jego.

      Usuń
    4. Starał się nie oglądać za siebie i pewnie brnąć dalej. Wiedział, że może i nie prezentuje się szczególnie groźnie, a i z tym cholerstwem na szyi taki nie jest, ale próbował jednak stwarzać pozory tego, że tak się czuje i taki jest. Zwątpił jednak nieco w swoje aktorskie zdolności, kiedy zauważył zbliżającą do niego - do nich, licząc idącego za nim typa - grupę, która nie prezentowała się zbyt przyjaźnie. Właściwie już z tej perspektywy mógł dostrzec, że ich wygląd idealnie wpisuje się w schemat przeciwników wszelkiej maści inności, którą najchętniej przyjaźnie przywracają do normy, więc czym prędzej skręcił w jakąś boczną uliczkę, mając nadzieję, że nie zwrócą na niego wielkiej uwagi. Wolał żyć.

      Usuń
    5. Zmarszczył brwi widząc grupkę. Miał nadzieję, że nie rozpoznają w nim syna Josepha bo to było ostatnie o czym marzył. Zagwizdał krótko dając tym znak, że coś jest nie tak a żeby wyglądać naturalnie sięgnął po telefon udając, że przegląda Internet. Już się nie przejmował postacią, która zniknęła, nie była powiązana z tą grupką, bo ci nie poszli za nim a szli dalej wprost na niego.

      Usuń
    6. Przyczaił się za rogiem, chcąc przeczekać i ruszyć dalej, jak grupka tych miłych i kochających świat ludzi go minie. Jednocześnie zerkał w stronę gościa, do którego się zbliżali, wiedząc, że jakby co, będzie musiał ściągnąć w ten rejon odpowiednie służby. A to nie byłoby dobre dla nikogo. Ale wiedział, że z tym cholerstwem, w które go zakuli, ciężko byłoby mu pomóc nawet samemu sobie.
      Nie był jednak złym typem, nie potrafił być obojętny, dlatego nie wycofał się i nie uciekł.

      Usuń
    7. Na całe szczęście grupka minęła go bez słowa, a on specjalnie tak trzymał telefon, by było widać, że przegląda propagandowe stronki. Miał nadzieję, że to naprawdę ich przekonało, ale gdy szedł dalej nikt go nie zaczepiał. Nie obracał się przez ramie, wiedząc, że to może być złym znakiem, ale gdy nasłuchiwał to nie słyszał, by grupka odwróciła się i szła za nim.

      Usuń
    8. Kiedy grupka powoli zaczęła się oddalać, w pierwszym odruchu chciał wymknąć się ze swojej kryjówki ruszyć dalej, ale na szczęście się powstrzymał. Nie do końca wiedział, co konkretnie zwróciło ich uwagę, ale zaczęli krzyczeć za mężczyzną. Na początku nienachalnie, ale z każdym kolejnym zadaniem coraz bardziej prowokująco, coraz agresywniej.
      Zrobił więc krok w tył, bardziej chowając się w cieniu.

      Usuń
    9. Naprawdę miał nadzieję, że dadzą spokój. Nie wiedział, co im się nie spodobało, ale nie byłby sobą, gdyby nie odwrócił się w ich stronę i nie spróbował luzacko zagadać. Co chyba zadziałało na jego niekorzyść, bo on z luzakiem ma niewiele wspólnego.
      Schował telefon do kieszeni i pierwszy poleciał na nich z pięściami. Element zaskoczenia musi być.

      Usuń
    10. Zacisnął na moment powieki, klnąc pod nosem, kiedy zobaczył tę akcję. Jak można było być tak ryzykanckim idiotą, no jak? Chociaż... Cóż, najwidoczniej nie było to aż tak niepowszechne zjawisko, jak zdecydowanie być powinno, bo znał już kiedyś takiego jednego idiotę, który...
      Wzniósł na moment oczy ku górze, a potem ruszył w tamtą stronę, naciągając kaptur na głowę i próbując pokonać narzucone jego ciału ograniczenia, zignorować ból, który przez to wywoływał i skupił całą swoją energię na tym, by wywołać lekki szron pod stopami agresorów. Na więcej nie było go stać przez ten cholerny kołnierz, czuł się wpompowany niemal do cna przez tę akcję, ale udało mu się wywołać taką reakcję, na jakiej mu zależało. Dwóch poślizgnęło się na lodzie, jeden walnął głową w beton tak niefortunnie, że już nie wstał. Drugiemu zasadził kopniaka w głowę, skupiając tym na siebie uwagę trzeciego, dzięki czemu typek, który wcześniej go śledził, mógł walnąć ostatniego w szczękę.

      Usuń
    11. Zaskoczyły go umiejętności chłopaka, który znikł mu wcześniej z oczu. Może to on był z nimi tu ustawiony? Nie zastanawiał się nad tym długo chcąc jak najbardziej skupić się w uziemieniu grupki wyznawców jego ojca jak ich nazywał.
      Podczas szarpaniny kaptur zsunął mu się z głowy i wiedział, że musi bardziej niż uziemić ich. Kątem oka spoglądał na chłopaka, który mu pomagał. Miał nadzieję, że są po tej samej stronie a to nie jest podpucha.

      Usuń
    12. Podciął nogi ostatniemu typowi, wytrącając mu nóż z ręki i dając blondynowi okazję do skutecznego znokautowania go. Był wyczerpany jak diabli, ale nie przez tę cholerną bójkę, ale przez to, jak musiał się wysilić, by użyć choć tej cząstki mocy.
      Dlatego pochylił się na moment, opierając dłonie na kolanach i wziął kilka głębokich wdechów, zanim zerknął kątem oka na faceta, a potem zaczął przeszukiwać leżących na ziemi delikwentów, zasadzając kolejnego kopniaka w skroń facetowi, który poruszył ręką.
      Blondyn miał w sobie coś znajomego, ale nie wiedział co. I to nie była chyba dobra chwila, by jedynie stać i się nad tym zastanawiać, dlatego zabrał się za niszczenie telefonów przyjaznej grupki, by nie mogli nikogo tu ściągnąć i przejrzał ich dokumenty, chcąc wiedzieć, z kim ma do czynienia.

      Usuń
    13. Chciał położyć dłoń na jego ramieniu, ale powstrzymał się. Nie wiedział kim jest ani jakie ma cele. Zagwizdał dając sygnał ruchowi, że mogą tu przyjść i.. dokończyć to czego on nie umiał. Ale ci goście go rozpoznali, widział to po nich. Dlatego musieli zginąć.
      -wszystko w porządku? - odezwał się do nieznajomego, chciał mu podziękować i pomóc. Jednak wciąż miał na uwadze nieufność. Choć ta była jego słabą stroną, musiał to przyznać. Jednak mieli tu dwa schrony, jeden właśnie na przypadek wprowadzenia kogoś nowego i na sprawdzenie go. -Dziękuję.

      Usuń
    14. Zachwiał się nieco i zatrząsł głową, próbując pozbyć się mroczków przed oczami. Pieprzona obroża, której nie sposób było się pozbyć bez klucza i kodu. Nawet jeśli odcięłoby się sobie głowę, cholerstwo zacisnęłoby się jeszcze bardziej, kopnęło prądem i wszczęło alarm. Cóż, zabezpieczenia wobec super regenerujących się.

      - Ta, wszystko w porządku - powiedział, choć bez większego przekonania. Ale wiedział, że mu przejdzie i doprowadzi się do porządku. Potrzebuje po prostu trochę czasu. - To było głupie. - Wskazał na grupę. - Mogli cię zabić - dodał jeszcze, masując szyję. Niewiele to jednak pomogło. Ściągnął kaptur, wiedząc, że nawet jeśli facet zobaczy jego twarz, to co mu to niby da? Wątpił, by szukali go aż tutaj. - Chyba, że to jakiś sposób na kreatywne samobójstwo - mruknął.

      Usuń
    15. Spojrzał w jego twarz aż przekraczając swoją. Ta ironia w głosie aż scisnęła jego wnetrzem. - To nie moja wina,.sami się napatoczyli, a ja mógłbym tak cały dzień- odpowiedzial i ich spojrzenia się skrzyżowały. Nie wiedział dlaczego poczuł zawód, że nie ujrzał brązowych tęczówek a zimne niczym lód niebieskie oczy przeszyły go.
      - Bucky? - zapytał mimo wszystko a na dachu kontenera obok nich wylądował Sam. Steve uniósł dłoń, że wszystko jest dobrze. - Zaprowadze cię gdzieś, gdzie będziesz mógł dojść do siebie, dobrze? - spytał i już czuł na sobie to spojrzenie Sama kające go za jego brak ostrożności jak i tego, że znów musi "posprzątać".

      Usuń
    16. - Tak, oczywiście, mógłbyś - prychnął, kręcąc głową. - Więc winą tego, że niemal cię sprali na miazgę, jest to, że mamy wieczór? - spytał, unosząc jedną brew. Może i nie był zbyt miły, na ale co na to poradzi? Okej, mógł coś na to poradzić, ale był zbyt zmęczony i zirytowany, żeby się starać.
      Zerknął na blondyna zdziwiony, słysząc swoje imię w jego ustach. Nawet nie imię, a pseudonim, którym nazywano go, gdy był dzieckiem. Ale... Skąd go znał? Głowił się nad tym, jedynie kątem oka zerkając na fruwacza, który do nich dołączył. Lubił fruwaczy. Jego średnia siostra nim była, choć jej skrzydła wyglądało zupełnie inaczej.
      Patrzył na blondyna, starając się dopasować jego twarz do kogoś, kogo znał.
      - Steve? - spytał wreszcie, z trudem rozpoznając w nim to małe chuchro, które ledwie sięgało mu do ramienia, choć było starsze o kilka lat.

      Usuń
    17. -Za twoim sarkazmem można się stęsknić - uśmiechnął się szeroko wcale nie przejmując się tym, że była jakaś szansa, że to nie Bucky a jakiś agent jego ojca, który miał go uratować i zniszczyć ruch oporu od wewnątrz. Bucky'ego nie można było pomylić z nikim innym i o takich osobach jak on nigdy się nie zapomina. - Spotkanie po latach i ty już zdążyłeś uratować mi tyłek, choć - zastrzegł unosząc dłoń- tym razem bym sobie poradził. Miałem ich już w garści.

      Usuń
    18. - Zmieniłeś się - zauważył, omiatając go spojrzeniem do góry do dołu. Choć cóż, idealnie pasowałoby tutaj stwierdzenie "i kto to mówi", bo jeśli któryś z nich bardziej się zmienił, to był to jednak on. Kiedy widzieli się ostatnim razem wiedział o swoich genach i o tym, że w przyszłości uaktywni się jego mutacja, ale nie miał pojęcia ani o tym, kiedy to będzie, ani tym bardziej o tym, jaka ona będzie. - Nie sądziłem, że cię jeszcze kiedykolwiek zobaczę, Rogers - przyznał. - Ani że nie wyrośniesz z bycia ryzykanckim idiotą. Najwidoczniej w twoim przypadku trzeba się było pozbyć wszelkiej nadziei - zacmokał.

      Usuń
    19. -Wychowanie i jeszcze raz wychowanie - jego ojciec go nie oszczędzał, dlatego tak się rozrósł. Ojciec nie mógł mieć chuderlaka, nie mógł mieć błędu w rodzinie. - Ja też - skinął głową i podszedł do niego by położyć dłoń na jego ramieniu - ale dobrze cię widzieć - było słychać szczerość w jego słowach. - Chodź, pojdziemy w bezpieczne miejsce. - olał słowa Sama, że znów wszystko musi sam zrobić, ale nie potrafił oderwać spojrzenia od oczu Bucky'ego.

      Usuń
    20. - Ta, słyszałem - mruknął, skinając lekko głową, kiedy patrzył na fruwacza nieco podejrzliwie. Tym samym spojrzeniem obdarzył Steve'a, bo skoro wychowanie wychowaniem... Ale nie, Steve nie stałby się taki. Nie był taki, do tego współpracował z mutantem, zapewne nie jednym. Nie powinien tak myśleć.
      Dlatego zganił się w myślach, poprawił zawiązaną wokół szyi chustę i poszedł za Steve'm, uważnie oglądając się za siebie. Kiedy jest się mutantem, staje się to drugą naturą człowieka i nie sposób nie być podejrzliwym i ostrożnym,. Jeśli chce się żyć.

      Usuń
    21. -Tylko... Muszę zasłonić ci oczy, dobrze? - ściągnął ze swojej szyi arafatę, którą mógł zasłonić twarz w czasie bójki, ale to cały on. Albo myśli zawczasu albo nie myśli wcale.
      Ostrożnie zasłonił mu oczy i kładąc dłoń na ramieniu prowadził go w ciszy do właściwej siedziby. Oczywiście nieco dłuższą i zakręconą trasą, ale to nic nie zaszkodzi.
      - Witaj wśród swoich- odwiązał chustę gdy z Bucky'm znaleźli się po środku przed wszystkimi mutantami.

      Usuń
    22. - Och, wśród moich, mówisz? - Zerknął na niego wyjątkowo sceptycznie, unosząc jedną brew. - Nie znam tych ludzi, więc wybacz, ale nie, nie są moi. Wybacz za porównanie, ale jakbym zaprowadził cię do biura twojego ojca i powiedział, że hej, witaj wśród twoich, bo przecież ty jesteś człowiekiem i oni są ludźmi, to wszystko by było cacy? - Tak, wiedział, że powinien być miły i uprzejmy, ale co z tego. - Nie dziel ludzi ze względu na geny, Steven. To rasistowskie - podsumował, uśmiechając się półgębkiem. - Nie szukam przyjaciół, szukam Peggy Carter. Może ją znasz. - Rozejrzał się wokół. - Babka to niezła agentka, jest transmorfem. Jej młodsza siostra, Sharon, mówiła, że może mi pomóc.

      Usuń
    23. -Obraziłeś Steve'a, obrażasz nas - brunetka wyszła z tłumu mutantów podchodząc do Bucky'ego i Rogersa, któremu poprawiła kaptur. - Dlaczego zatem miałabym ci pomóc i skąd znasz Sharon? - spojrzała podejrzliwie na Jamesa. Nie musiała się przedstawiać, a Steve jedynie uśmiechnął się delikatnie nie chcąc się wtrącać w ich poznanie. Jeśli nic się w Bucky'm nie zmieniło to dostanie czego będzie chciał.

      Usuń
    24. - Wierz mi, nie obrażam go. Właściwie, jestem bardzo miły. Jak na mnie. - Uśmiechnął się nieco kąśliwie. - Sharon była w tym samym ośrodku, co ja. Wyciągnęła nas grupa mutantów nazywająca się Wyjącym Komandem - powiedział, robiąc palcami cudzysłów w powietrzu. - Moc twojej siostry była z jednej strony pomocna, a z drugiej... - nie dokończył, bo raczej Peggy doskonale wiedziała, co ma na myśli. Nie bez powodu Sharon mianowała się "agentką 13". Trzynastka dla jednych była szczęśliwa, dla drugich pechowa i właśnie na tym polegała moc Sharon. - Jest teraz u mojej rodziny, masz się nie martwić. Ale... Jakiś czas temu znaleźli jedną z kryjówek, w której mój ojciec pomagał nieletnim mutantom, które udawało się ściągnąć z z ulicy. Zginął. A moja młodsza siostra, Rebecca, trafiła do tego bagna, "cudownego, resocjalizacyjnego ośrodka, który naprostuje każdego mutka". Ona jest... Jej mutacja ma też fizyczne skutki, więc... Wiecie, jak może się to skończyć.

      Usuń
    25. -Odbijemy twoją siostrę.. - tym razem to Steve się odezwał.- W tym tygodniu ojciec ma mieć wizytację z rządu, więc będzie chciał zobrazować, że jest tam dobrze i nic się nie dzieje złego.. - zawiesił nieco głos czując się odpowiedzialnym za każdego mutanta, który tam trafił i któremu nie mógł pomóc. - Będzie mnie potrzebował jako młodej twarzy, która wierzy w ośrodek - Poproszę ojca, by mi ciebie przydzielił - zerknął na Peggy, która skinęła mu głową. Rogers nie odezwał się nic na temat tego, gdzie może być Rebecca, na którym z poziomów. Był też zły na siebie, że nie zauważył znajomego nazwiska na liście - Czy Becca używa waszego nazwiska?

      Usuń
    26. - Nie. - Pokręcił głową. - Kiedy uciekliśmy z Nowego Jorku, zaczęliśmy używać nazwiska rodowego matki. Kurtzberg - przypomniał. - Ale po tym, jak objawiły się moje moce... Narozrabiałem i znowu musieliśmy się przenieść. Później było Jones, a teraz używamy głównie Proctor. Nie wiem, do jakiego nazwiska się dokopali. Ale wiem, że mieli na nas już oko od rozróby, jaką urządziłem w Filadelfii. Z tego, co wiem, najpewniej zaliczam się do poziomu gamma. Becca... To już beta. Rzadko udaje się im schwytać kogoś powyżej poziomu delta. Nie wypuszczą jej tak łatwo. - Spojrzał na Steve'a.


      (Lubię taką zabawę kanonem xd Kurtzberg od Jacka Kirby'ego, który współtworzył postać Bucky'ego. Jones, bo Steve używał kiedyś tego nazwiska. Proctor od męża Beccy. Filadelfia, bo WS kiedyś wysadził sporą część miasta, a gamma od klasyfikacji Icemana)

      Usuń
    27. -Nam się uda - obiecał - przejrzę dokumentację, by upewnić się gdzie będzie.. Gdybym wiedział.. Od razu bym się domyślił i spróbował się z nią jakoś skontaktować. - Więc to byłeś ty w Filadelfii, Joseph się wściekł wtedy nieźle, bardzo mnie to cieszyło a tym bardziej to, że nie udało mu się ciebie schwytać.. - uniósł kąciki ust - Masz obrożę? I jej postaramy się pozbyć. Większość z nas - wiedział, że nie jest mutantem, ale utożsamiał się z ruchem oporu, nie z Hydrą- jej nie ma, więc postaram się zdobyć klucz, by już każdy był uwolniony. Większa zabawa już jest z blokadą jej mocy, ale i z tym sobie radzimy.

      Usuń
    28. - Ta... Śnieżyca w środku lata to moja sprawa. Tak wyszło. - Wzruszył ramionami, bo co miał niby powiedzieć? Naprawdę tak wyszło. Próbował się wtedy bronić i... no cóż, obronił się. Bardzo skutecznie. - I ta - powtórzył to raz jeszcze, odciągając kołnierz na tyle, by pokazać obrożę. - Mam. Co jest frustrujące, bo teraz jedynym, co jestem w stanie zrobić, jest zamarznięta kałuża. - Uśmiechnął się cierpką. Choć i tak wciąż mogło być gorzej, mógł w końcu nie być w stanie zrobić niczego, jak większość zakutych mutantów. - A tak nie pomogę ani Becce, ani nikomu.

      Usuń
    29. -Załatwimy wszystko, tylko ułożymy odpowiedni plan. Notatki - sięgnął pod bluzę i podał szkicownik Peggy, w domy myśleli że jest skupiony na rysowaniu, a on w ten sposób w odpowiedni sposób kodował notatki, które podkradał ojcu, albo podsłuchane rozmowy. Peggy konfrontowała to wtedy z informacjami do których miała dostęp i układali plan działania. - mamy tydzień, ale uda nam się, przed akcją postaram się byś nie miał już aktywnej obroży - uśmiechnął się do Bucky'ego. - Masz gdzie się zatrzymać czy zaprowadzić cię do pokoju? - wiedział, że Carter i Sam poradzą sobie w początkowych fazach, on mógł się zaopiekować Bucky'm.

      Usuń
    30. - Tydzień - mruknął pod nosem, dusząc w sobie przekleństwo. Wiedział, że nie da się załatwić takiej akcji z dnia na dzień, ale... Dla niego tydzień wydawał się być teraz wiecznością. W końcu tyle mogło się zdarzyć. A na myśl przychodziły mu jedynie czarne scenariusze. - Nie muszę siedzieć wam na głowie. Dam sobie radę - zapewnił. - Znam tu kilku ludzi. - Uśmiechnął się niemrawo, bo jednak nie widziało mu się włóczenie po Nowym Joru nocą. Ale byli tu przecież ludzie, którzy potrzebowali pomocy i chronienia bardziej niż on.

      Usuń
    31. -Możesz tu zostać, będziesz na bieżąco z planem.. Jestem tu częstym gościem, więc nie będziesz sam? - Kiedyś się przyjaźnili, Steve liczył na odnowienie więzi. -Tu będziesz bezpieczny i chciałbym abyś tu był, każdy ci pomoże i wprowadzi w nasze szeregi. - wskazał dłonią kierunek, w którym mają się udać. - Postaramy się aby ten tydzień szybko zleciał, jednak nie możemy tego przyśpieszyć.. To będzie nasza największa akcja do której już od jakiegoś czasu się przymierzamy, chcemy być na wszystko gotowi.

      Usuń
    32. - Nie musicie mnie w nic wprowadzać - powiedział, ale podążył za Steve'm we wskazanym kierunku. - Jak tylko Becca znów będzie ze mną, musimy wracać do domu. Po tym, jak ojciec zginął, mama musi radzić sobie sama. Mutacja Idy rzuca się w oczy, a Kim... Jeszcze nie wiemy, co dokładnie potrafi, ale przysparza wiele problemów. Znowu będziemy musieli się przenieść. Pewnie wynieść z kraju - mruknął, wciskając dłonie do kieszeni. - Wszystko się pieprzy - podsumował.

      Usuń
    33. -Pomożemy wam - zaprowadził go przez dwa korytarze w stronę pokojów. Dużo się postarali aby wszystko dobrze wyglądało. No w miarę dobrze, ale nie było źle. Otworzył drzwi kluczem, który w nich był i wpuścił Bucky'ego do środka, któremu ów klucz podał. - Staramy się jak najbardziej pomagać i to długofalowo. Trzeba trzymać się razem, to zawsze wiele daje. Przykro mi z powodu twojego ojca - przysiadł na krześle koło biurka a Bucky'emu zostało łóżko.

      Usuń
    34. - Radzimy sobie. Ojciec zadbał, żeby tak było - powiedział, siadając na łóżku. - Staramy się pomagać innym, jak tylko możemy i... Cóż, znam tyle nieletnich czy letnich prostytutek z dziwnymi fetyszami, że mógłbym wydać książkę o tym, jak lubią bzykać ci wspaniali i dobroduszni agenci - prychnął, ściągając bluzę, którą położył na łóżku. Chusty nie ściągał, bo choć Steve pewnie był z tym oswojony, to jego jednak to krępowało. - Co u twojej mamy? - zagadnął, nie chcąc pytać wprost o relacje rodzinne.

      Usuń
    35. -Znasz? - Steve aż nieco się wyprostował. Znał realia, wiedział jak wygląda życie po drugiej stronie i to z relacji obu ras. Jednak.. To wciąż dla niego było nie do pomyślenia i miał nadzieję, że Bucky nie.. - Mama? Dalej zastraszona piecze najlepsze ciasta pod słońcem.

      Usuń
    36. - Ta, znam. Mówiłem, że ojciec ściągał mutantów z ulicy - powtórzył, precyzując nieco to, co dokładnie miał na myśli. - Wiesz, że niektórzy kochający rodzice wyrzucają swoje dzieci na bruk, jak tylko dowiedzą się, że te są mutantami. Część z nich, głównie ta, która ma pecha i nie wygląda... no wiesz, zwyczajnie, radzi sobie, jak tylko potrafi. Wiele z nich przewinęło się przez nasz dom - mruknął, odchylając głowę do tyłu, by oprzeć jej tył o ścianę. Przekręcił też ją nieco w bok, by patrzeć na Steve'a. - Twoja mama to dobra kobieta. Nie wiem, co widziała w tym bydlaku i co z nim robi - przyznał, naprawdę nie widząc potrzeby, by ugryźć się w język czy coś.

      Usuń
    37. Odetchnął choć nie pokazał tego po sobie. Cieszył się że Bucky takiego doświadczenia nie miał. - Współpracowaliscie z kimś? - w całym kraju i na świecie była masa ruchów oporu, starali się współpracować bo cele mieli w większości te same.
      Zasmial się słysząc jego wypowiedź choć był to gorzki śmiech- Pewno gdybym ja się nie przydarzył i miała więcej pewności siebie to by odeszła.

      Usuń
    38. Zerknął na niego, raz jeszcze unosząc brew. Steve myślał, że puszczał się za kasę z jakimiś podstarzałymi oblechami? Cóż to było... Okej, nie przejmował się tym. Pomyłki się zdarzają, nie?

      - Ojciec pomagał organizować ucieczki za granicę, do krajów, w których polityka wobec mutantów jest mniej restrykcyjna. Wiesz, niektórzy są nawet tak zdesperowani, że uciekają nie do Kanady, a do Meksyku. A wiesz, że tam nie jest ciekawie, niektóre mutanckie gangi potrafią być gorsze od naszej wspaniałej władzy. Ale dla ludzi. A to niektórych przekonuje - mruknął, decydując się jednak na ściągnięcie chusty z szyi. Było mu zwyczajnie niewygodnie i gorąco, bo jego wrodzone chłodzenie nie działało jak trzeba przez obrożę.

      Położył chustę obok siebie, nie bardzo dostrzegając jakieś inne miejsce, w którym mógłby to zrobić. Pomieszczenie było mikroskopijne, nie miało okna, a większość miejsca zajmowało wąskie łóżko i biurko, którego szuflady służyły zapewne także za szafę. Przypuszczał też, że takie pojedyncze pokoje trzymali dla osób, które mogły stanowić jakieś zagrożenie dla pozostałych, zgromadzonych w większych pomieszczeniach.

      - Czyli nie jest wcale taka dobra - podsumował. - Ale dobra, nie wtrącam się. - Uniósł dłonie. - Nie znam się.

      Usuń
    39. [Nie dał po sobie poznać, ale jednak Bucky wie, aha xd]

      -Pokoje są bardzo do siebie podobne, ten jest nieco na uboczu, ale jak się przekonasz do nas to w każdej chwili bedziesz mógł się przenieść bliżej. -spojrzał na niego kładąc dłonie na swoje uda- chyba, że już chcesz.. nie chciałem cię urazić- spojrzał na niego uważnie. Mieli prawo się zmienić, mieli prawo nie znać swoich reakcji.
      Ale to nie zniechęcało Steve'a do Bucky'ego.
      -Jest.. -przygryzl warge by poszukać właściwego określenia- powiedziałbym szara? Nie wtrąca się, nie wyraża swojego zdania. Nie pokazuje, że popiera ale też nie pokazuje, że neguje to.. mam wrażenie, że ona.. -nie wiedział, czy to chłopaka interesuje więc machnął ręką. Jego matka wyglądała jakby wyparła wszystko z siebie. Jakby żyła obok. - Meksyk.. z instytucjami stamtąd ciężko jest się dogadać.. czasem musi dojść do wymiany mutanta za człowieka, jeśli chciało się połączyć rodziny. -nie każdy miał przecież gen, zdarzały się i takie sytuacje.

      Usuń
    40. [To ich sławne rozumienie się bez słów, które nie znikło nawet przez lata separacji xd?]

      - Nie szukam tu przyjaciół, Steve - powiedział, zerkając na niego spod półprzymkniętych powiek. - Mogę wam sprzedać kilka informacji, mogę pokierować was do kogoś, kto może pomóc, ale nie zależy mi na żadnym zacieśnianiu więzi. - Pokręcił głową, zamykając oczy. - Wolę utrzymywać... chłodne stosunki z innymi - mruknął, uderzając nieco tyłem głowy w ścianę. Taka była prawda. Nauczył się trzymać ludzi na pewien dystans, zniechęcał ich do siebie, żeby nie... Żeby nikogo nie skrzywdzić. Zdarzało mu się to. Zdecydowanie zbyt często. Nie chciał jednak o tym rozmawiać, dlatego zmienił temat: - Słyszałem, że pewien naukowiec... Banner czy jakoś tak, prowadzi badania nad mutacjami. Rząd go nie lubi, bo ponoć szuka argumentów popierających tezę, że każdy ma gen X. Po po prostu u sporej części populacji jest on jeszcze słaby i najprawdopodobniej nigdy się nie ujawni, ale ewolucja prze naprzód i w przyszłości homo superior mogą całkowicie wyprzeć homo sapiens.

      Usuń
    41. [Więc to przeznaczenie xd]

      Nieco go te słowa zakuły, ale cóż.. jak bardzo by Bucky nie był przystojny to miał prawo do dystansu. Przecież kiedyś się przyjaźnili, a to niekoniecznie musi się przełożyć na teraźniejszość- Twoja mutacja zmieniła ci kolor oczu? - spytał widząc jak Bucky unika patrzenia w oczy, pokazywania swoich teczowek. To az dziwne, że po tylu latach pamiętał kolor jego oczu. - Banner jest bardzo w porządku, pomaga nam czasem a my staramy się go chronić jak tylko się da. Joseph wie, że nie może go od tak zlikwidować co daje pewną przewagę -pokiwal głową- wiesz jak to jest z wymieraniem gatunków, każdy się tego boi, a skoro żyjemy wszyscy na jednej planecie to powinniśmy się dogadać.

      Usuń
    42. [43]

      Uniósł powieki, patrząc prosto w jego oczy. Wciąż były niebieskie, wciąż miały te kilka zielonych plamek psujących idealny błękit. Jego własne oczy nie były niebieskie, zdecydowanie tak by ich nie określił, a raczej... nie wiedział, jak określić kolor krystalicznie czystego lodu, ale właśnie takie były. Jeśli bliżej by się im przyjrzeć, można by dostrzec jasne, niemal białe obwódki wokół źrenic, które przy odrobinie kreatywności porównać by można do płatków śniegu. Stawało się to jednak zdecydowanie bardziej dostrzegalne, kiedy używał mocy, a jego źrenice bielały.

      - Ta, to wina mutacji - mruknął nieco niechętnie, bo jeśli chodzi o fizyczne zmiany, jakie ta za sobą przyniosła, to nie był z nich zbyt zadowolony. Ale nie narzekał, bo wielu miało dużo gorzej. - Ale nie tylko to, są też inne problemy - powiedział, ściągając rękawiczkę z lewej dłoni, pokazując wyjątkowo bladą, pokrytą szronem skórę. Wiedział, że nie wygląda to dobrze, ale nie potrafił niczego na to poradzić. - Nie potrafię tego do końca kontrolować. Udaje mi się tylko powstrzymywać to przed pokryciem reszty ciała. - Poruszył palcami. - To chyba jakaś drugorzędna mutacja, którą aktywowano w tym pieprzonym ośrodku szczęścia.

      Usuń
    43. Zapatrzył się w jego oczy prawdopodobnie kilka sekund, no dobra, kilkanaście sekund zbyt długo. Ale skoro chłopak nie przerywał kontaktu wzrokowego to on sam nie miał zamiaru. Oderwał od nich spojrzenie dopiero w momencie, gdy Bucky zdjął rękawiczkę i mógł ujrzeć jego dłoń.
      - Dużo energii ci idzie na powstrzymywanie? - Boże gdzie jego maniery- Jesteś głodny? Mamy tu jedzenie, także tylko mów - uśmiechnął się delikatnie - Mogę dotknąć? - ciekaw był, czy skóra tylko wyglądała, czy była zimna.

      Usuń
    44. - Nie wiem - przyznał szczerze. - Głównie dlatego, że nie wiem, ile tak naprawdę tej energii w ogóle mam. - Nie bardzo miał jak to sprawdzić, bo kiedy i gdzie? Co prawda zimą mógł pozwalać sobie na więcej, bo ryzyko bycia wykrytym znacząco spadało, ale bał się przekraczać bezpieczne granice.
      Mruknął tylko, że nie jest głodny, a potem westchnął ciężko, cierpiętniczo niemal i wyciągnął dłoń w jego stronę, dając mu tym znak, że tak, śmiało, może go macać ile zechce, bo przecież dlaczego miałoby być w tym coś dziwnego.
      - Nie wiem, co się z stanie przez obrożę. Albo mi to zejdzie, albo wręcz przeciwnie. - I cóż, to już mu się nie widziało.

      Usuń
    45. - Przepraszam jeśli jestem zbyt otwarty - dotknął ostrożnie skóry, która nie wydawała się jemu być zimna. - dla mnie jest ciepła - powiedział to na głos a naprawdę sądził, że będzie zimna. Cofnął się z powrotem na krzesło widząc, że już bardzo przekroczył strefę komfortu Bucky'ego. - Jeśli chodzi o obrożę to postaram się o klucz do dwóch dni, to problemem nie będzie- poprawił spodnie gdy siadał. - A chciałbyś.. Chciałbyś by Banner cię zbadał?

      Usuń
    46. Spojrzał na niego z lekkim zdziwieniem, marszcząc brwi, a potem przeniósł spojrzenie na swoją dłoń. Jak to "jest ciepła"? Znał tylko jedną osobę, która nazywała jego ciało "ciepłym", ale Toro Raymond był chodzącą zapalniczką, którą ledwo szło dotknąć bez opatrzenia się, więc nie był zbyt obiektywny. Ale Steve nie... Czyżby obroża już źle na niego działała? Tak, to na pewno to. Dlatego był taki zmęczony.

      - Nie, nie jesteś. - Pokręcił głową. - To ja jestem zbyt zamknięty. - Uśmiechnął się nieco kwaśno, naciągając rękawiczkę na dłoń. - I nie chcę żadnych badań. Wiem, co potrafię, ale... Po prostu wolę nie testować swoich granic. To tyle.

      Usuń
    47. -Nie jesteś - uśmiechnął się - po prostu, fascynuje mnie to? Mój ojciec uważa to za zło, a ja.. to jest piękne? Oczywiście wiem, że są mutacje, które niezbyt dobrze wyglądają, że ludzie źle się z nimi czują.. Ale część tych mutacji jest.. Te tajemnice, które niosą ze sobą, to jest fascynujące. -Podrapał się po karku czując trochę jak jakiś psychol, a palce które dotykały Bucky'ego przyjemnie go mrowiły.

      Usuń
    48. - Jeśli to uważasz za piękne, to szkoda, że nie widziałeś Idy. Jest fruwaczem, jak ten twój znajomy. Ale jej skrzydła nie przypominają tych ptaka, jak u niego, a raczej te motyla. Rzuca się w oczy jak diabli, głównie dlatego, że skóra i włosy jej pozieleniały. - Uśmiechnął się lekko, bo choć jego siostra uchodziła za dziwaczkę i zdecydowanie wyróżniała się z tłumu, to... była jego młodszą siostrą, kochał ją. I pragnął, by mogła żyć w świecie, w którym będzie mogła być taka, jaką jest naprawdę bez strachu czy wstydu. Ale to nie nastąpi szybko. Może wcale. - A jeśli fascynują cię mutacje, to pewnie chłoniesz jak gąbka każdą informację o niejakiej Szkarłatnej Wiedźmie? - zagadnął. - Ponoć to poziom alfa - powiedział to tonem, którego nastolatek mógłby użyć do mówienia o jakieś popularnej, super ekscytującej grze. Ale co mógł poradzić na to, że nie tylko dla Steve'a to wszystko było interesujące. - Wyobrażasz sobie, co te bydlaki mogłyby zrobić, gdyby jakimś cudem położyły na niej łapy?

      Usuń
    49. -Jej brat jest najszybszy, razem są nie do złapania - uśmiechnął się szeroko, byli teraz jak fan z fanem. - Ukrywają się i dobrze.. Lepiej może, że żadna ze stron nie ma jej po swojej.. Ale nie powiem, chciałbym ich tu ściągnąć - westchnął, żałując że się nie da. - Ty mrozisz, Ida jest motylem, Becca? Twoi rodzice? - miał nadzieję, że te pytania nie szkodzą. Był naprawdę ciekawy i dobrze mu się słuchało chłopaka. Aż miał ochotę już dziś wykraść klucze.

      Usuń
    50. - Można powiedzieć, że są po trzeciej stronie. W końcu ich ojciec jest... No wiesz - dodał znaczącym tonem, bo w całych Stanach próżno było szukać człowieka czy mutanta, który nie słyszał o Magneto. Niektórzy mutanci go kochali, niektórzy nienawidzili, a niektórzy nie chcieli mieć z nim zwyczajnie nic wspólnego. Choć przez wspaniałą i dobroduszną Hydrę pierwsza grupa rosła. - I nie to, nie tak, że można określić mnie jako tego, który mrozi. - Pokręcił głową z lekkim uśmiechem. - To bardzo... płytkie określenie. Ale nie jestem dobry w tłumaczeniu tego. Prościej pokazać, ale... No wiesz, nie bardzo mogę. - Wskazał na obrożę. - Ida lata i potrafi wytwarzać halucynogenny pył. Póki co działa ledwie kilkadziesiąt sekund, ale może jakoś to wyćwiczy. Becca... O ile ja mam wpływ tylko na lód, tak ona potrafi oddziaływać na pogodę samą w sobie. Jest to uzależnione od jej emocji, więc... jest problematycznie. Kim... Nie wiemy, co potrafi, ale psuje wszystkie sprzęty elektryczne, których dotknie. Nie ma tego złego, nauczyliśmy się żyć bez telewizora - parsknął. - Mój ojciec potrafił przenikać przez ściany. Dlatego był takim dobrym żołnierzem, zanim wyrzucono go przez mutację, i dlatego tak dobrze szła mu pomoc mutantom. Mama potrafi leczyć. Nie sprawi, że komuś nagle odrośnie noga, ale większości ran daje radę.

      Usuń
    51. - Ale krążą plotki, że są z daleka od niego.. Może Xavier na nich wpłynie - sam ostrożnie kontaktował się z profesorem i to głównie przez doktora Bannera. Wiedział, że ojciec go obserwuje i nie mógł sobie za wiele pozwolić. - Najpóźniej pojutrze powinienem mieć klucz, Gabe zajmie się neutralizacją obroży, którą notabene będziesz musiał mieć na szyi na zewnątrz, dla pozorów oczywiście - dodał naprędce. - Kilkadziesiąt sekund to dla działania w grupie już wiele, ćwiczą tu swoje moce. W działaniu w pojedynkę i w grupie, możesz popatrzeć na czyiś wieczorny trening, chętnie cię wpuszczą. Nie oznacza to oczywiście zawierania przyjaźni - uniósł kącik ust. - Nie chciałbym byś siedział tu jak za karę a ja za niedługo będę musiał wracać. Jak się mama trzyma? Jeszcze raz przykro mi z powodu twojego ojca.. To taka ironia, on przynosił dobro i go nie ma, mój.. - pokręcił głową. - A jeśli chcesz nadrobić telewizję to też ją tutaj mamy- zażartował.

      Usuń
    52. - Trzyma się - powiedział, unikając tematu treningów i integrowania się. Wolał trzymać się na uboczu. - Musi się trzymać, ma na głowie dwójkę nieletnich dzieci-mutantów, dwójkę wyrośniętych, dom pełen zbiegów i konszachty z ruchem oporu. Nie miała wyboru - podsumował.
      Rozmawiali jeszcze przez jakiś czas, może przez godzinę, może dwie, może kwadrans. Ciężko było mu powiedzieć, bo przy Stevie tracił poczucie czasu. Ale w końcu musiał wrócić do domu, na całe szczęście nie pokonując dzielnicy samemu. Na to Bucky by nie pozwolił.

      Usuń
    53. -Zawsze twoja mama może zacząć współpracować z nami, możemy nieletnich przekierować do instytutu Xaviera, a Banner może ich przebadać i pomóc przy mutacji. -zaoferowała gdy byli w pobliżu jego domu. -Mam nadzieję że bezpiecznie wrócisz a ja zalatwie klucz.
      Obiecał nim oddalił się bez przeciagania. Nie chciał by ludzie ojca zainteresowali się Bucky'm. W domu przywitała go matka, ojciec był na przedłużającej się naradzie.
      Dopiero na drugi dzień udało mu się wykrasc klucz gdy oboje z Peggy mieli dyżur na tych bardziej pokazowych poziomach. Miał zatem parę godzin, by dojechać do siedziby ruchu, zdjąć obroże i wrócić oddając klucz. Peggy miała go kryć i zazwyczaj im.się udawało. Ts dobra passa miała i tego dnia być.

      Usuń
    54. Nie zamierzał za bardzo zacieśniać relacji z kimkolwiek, bo i nie było mu to potrzebne do szczęścia. Nie szukał przyjaciół, a ewentualnie materiału na współpracowników, więc jedynie takie rozmowy prowadził, czekając, aż Steve będzie mógł wrócić do bazy. Wiedział, że nie da rady robić tego codziennie.
      Starał się kontaktować z rodziną tak często, jak tylko jest w stanie, jednocześnie skrupulatnie zapisując wszystko, czego udało mu się dowiedzieć, co zdołał zobaczyć i ustalić. Wiedział, że każda drobnostka może okazać się w przyszłości niezastąpioną informacją.
      Jednocześnie musiał trzymać się blisko bazy, bo z każdą chwilą bycia zakutym w obroże, czuł się coraz bardziej przegrzany.

      Usuń
    55. -Jestem -wbiegł niemalże do pokoju Bucky'ego, choć zastukal. Gabe miał dojść po obroże za parę minut, więc pośpiesznie podszedł do chłopaka- mogę? -spytał a gdy ten wyprostowal się na łóżku, to Steve przyklęknął na nie jednym kolanem i przyłożył czytnik do tyłu obroży. Wpisał kod, który zmieniał się każdego dnia i zdjął obroże. Nie zatrzasnął jej a otwartą położył na łóżku.
      -Gabe zajmie się reszta -uśmiechnął się delikatnie i korzystając, że wspomniany chłopak jeszcze nie doszedł powiedział- Mamy Becce, staramy się jej dodawać do jedzenia tabletki na witaminowe na wzmocnienie. Na razie to tyle co możemy zrobić.

      Usuń
    56. Pozwolił sobie na krótki jęk, kiedy jego oczy wręcz zatoczyły się do tyłu, ukazując białka. Nie mógł nic na to pozwolić, bo pozbycie się tego cholerstwa z szyi było najwspanialszym uczuciem, jakie kiedykolwiek było dane mu poczuć.
      Z trudem udało mu się powstrzymać przez oszronieniem wszystkiego w swoim otoczeniu. Wolał tego nie robić. Zwłaszcza, że Steve był obok niego...

      Otworzył oczy, słysząc o swojej siostrze, a potem spytał:

      - Co z nią? - Spojrzał na Steve'a z nieukrywaną nadzieją, że odpowiedź będzie choć w miarę optymistyczna.

      Usuń
    57. Nie odwrócił spojrzenia patrząc na jego reakcję dlatego przyłapany nieco się zarumienił i odwrócił spojrzenie, gdy Bucky spojrzał prosto na niego.
      - Jest dobrze - wrócił oczyma do niego - narzeka na odebranie mocy, ale nie traci sił dzięki witaminom, nikt jej też nie zaczepia, staramy się o to - uśmiechnął się a gdy Gabe wszedł do środka to przywitał go uniesieniem dłoni.

      Usuń
    58. Westchnął, choć zdecydowanie nie były to najgorsze wieści, jakie mógł usłyszeć. Właściwie, nie były to pewnie wieści nawet z pierwszej dwudziestki najgorszych, jakie mógł usłyszeć, ale cóż, najwspanialsze też nie były.
      Zamilkł na moment, nie chcąc rozmawiać na pewne tematy z nikim inny, niż ze Steve'm. Jego może i nie widział na oczy dobrą dekadę, ale przynajmniej go znał. I mimo wszystko Steve nie zmienił się aż tak bardzo. On chyba też nie.
      Dlatego kiedy znów zostali sami, sięgnął do jego dłoni, przekręcając ją wewnętrzną stroną w górę, zanim objął ją własną dłonią. A kiedy po chwili ją zabrał, w dłoni Steve'a pozostała mała, lodowa gwiazda.

      Usuń
    59. -to już znak, żebym leciał z powrotem? -uśmiechnął się patrząc na swoją dłoń i znajdująca się w niej gwiazdę.. przyjemnie go mrowiła tak jak i palce, gdy parę dni wcześniej mógł dotknąć jego dłoni. Nie odczuwał zimna i raczej uznawał to za dobry znak nizeli zły.
      Przeniósł spojrzenie na chłopaka, by powiedzieć to w co szczere wierzył- Bedzie dobrze.. wyciagniemy ją.. Joseph nie może sobie teraz pozwolić na zbytni pokaz siły, choć nie oznacza to, że nie przygląda się. Ale mamy swoje obejścia i dzień zero się zbliża. Zabierzesz siostrę do mamy - obiecał solennie.

      Usuń
    60. Wywrócił oczami, słysząc jego komentarz. A potem raz jeszcze sięgnął do jego dłoni, zakrywając ją swoją. Ćwiczył takie sztuczki, więc zabawy w rzeźbieniu z lodu wychodziły mu naprawdę dobrze, dlatego już po krótkiej chwili na dłoni Steve'a leżał płaski talerzyk z lodu, nieco wygięty, jakby miał udawać tarczę, a na samym jego środku znajdowała się nieco wypukła gwiazda. Nieco koślawa co prawda, ale wciąż ćwiczył.

      - Muszę z nią wrócić. Jeśli to się nie uda... Sam nie wiem, ale pomogę jej, choćbym miał zniszczyć cały ten cholerny budynek. A byłbym w stanie. - Uśmiechnął się lekko pod nosem.

      Usuń
    61. Uśmiechnął się szeroko, zadowolony był że Bucky go dotyka i dzieli się z nim swoimi umiejętnościami. Było po nim widać, że podoba mu się to co widzi jak i fascynuje go to. - Bucky-zaczął miękko- akurat w tym budynku są ludzie, którzy chcą ci pomóc i tu po tej akcji będzie mój dom - przecież nie będzie mógł zostać u Josepha, nie ukryje już swojego wkładu w działanie ruchu oporu - dlatego spokojna głowa, wrócisz z siostrą - uśmiechnął się.

      Usuń
    62. - Szkoda. - Wydął dolną wargę. - Miałem nadzieję, że będę mógł zrobić powtórkę z Filadelfii. - Uśmiechnął się nieco kąśliwie, przekręcając głowę w bok. Tak naprawdę liczył na to, że da się uniknąć większego dymu, ale jeśli nie... To cóż, nie wzbraniałby się jakoś szczególnie przed tym, by posłać ich wszystkich w diabły. Ale wiedział, że nie może sobie na to poradzić, że to tylko pogorszyłoby sprawę. - Spokojnie, nie zrobię niczego złego - uspokoił go, widząc jego minę. - Wiem, że to nie byłoby dobre rozwiązanie. - Uśmiechnął się lekko, ale już nieco zwyczajniej, tak przyjaźniej.

      Usuń
    63. -Wiesz, że ci ufam? -Bucky mógłby go i przykryć całego szronem, ufałby że zaradziłby prędzej niż musiałby. Ale nie musiał go o tym zaufaniu w ten sposób przekonywać. - Chciałbym, by nasza strona obeszla się bez strat i do tego będziemy dążyć.. Jednak.. -to nie była przepychanka, to można już było nazwać wojną a na wojnie każdy jest stratny. - Czy Becce coś jeszcze przekazać, czy tylko gwiazdke? - podkreślił że tarcza jest dla niego biorąc ją w drugą dłoń.

      Usuń
    64. - Steve, to lód. - Spojrzał na niego z lekkim rozbawieniem. - Lód się roztapia. A kiedy nie będzie mnie obok, to nie będę mógł pilnować, żeby się nie rozto...pił - dokończył po krótkiej przerwie, którą wywołał fakt, że lód na dłoni Steve'a już zaczął się topić. Jak to możliwe? - Chyba... - zaczął, przyglądając mu się ze ściągniętymi brwiami. - Chyba jeszcze nie wróciłem do siebie po tym osłabieniu przez obrożę. To zawsze trzyma dłużej. - Wskazał na jego dłoń. - Chyba muszę jeszcze odpocząć.

      Usuń
    65. -Zawsze byłem cieplejszy - wzruszyl ramionami- ponoć i dobrze przytulam, wiec jakby ci było zimno - zaczal sugestywnym tonem, choć po chwili się zasmial. Taki komizm. - Jadasz tu w ogóle? Przenosimy z Peggy suplementy, które wzmacniają żołnierzy i może na was aż tak nie działają ale przyspieszaja powrót do sił. Becca je też dostaje i nie narzeka - nadmienil jakby chłopak miałby zacząć marudzic.

      Usuń
    66. Spojrzał na niego z politowaniem, bo co, jak co, ale żarty o zimnie to go nie śmieszyły. Główne dlatego, że wszelkie przegrzania nie kończyły się dla niego dobrze.
      A kiedy Steve zaczął ględzić o jedzeniu, wywrócił oczami.

      - Tak, tak, jem. Masochistą nie jestem, żeby się głodzić - mruknął. - I bardzo dobrze, że Becca je. Ale i tak zajmę się dokarmianiem jej, jak już wróci do domu. Zawsze była drobna, ale jak zaczęła rosnąć i ją wyciągnęło w górę, to już w ogóle żal czasem było na nią patrzeć - powiedział, uśmiechając się lekko pod nosem. - A ty... Jak ty to zrobiłeś, że tak cię wyciągnęło? W górę i w szerz?

      Usuń
    67. [Ej.. Ich milość sprawi, że jeden drugiemu krzywdy nie zrobi...]

      -Bucky - widząc jak ten wywraca oczyma już miał zacząć, że chce dobrze, ale odpuścił i nie wchodził mu w słowa- Staramy się też, by teraz dostawali większe racje niż do tej pory, także.. Przyda jej się twoja kuchnia - otaksował go spojrzeniem będąc nieco złośliwym dla śmiechu- Nie wiem.. Mama zaczęła lepiej gotować i piec, ojciec mnie zaczął wysyłać na treningi bym wstydu nie przyniósł..

      Usuń
    68. - Nie wiedziałem, że od ciasta rośnie się dobre półtorej stopy w górę. Jakbym wiedział, to bym tak nie wybrzydzał w dzieciństwie - parsknął, przygładzając długie włosy na karku. Powinien je obciąć, zdecydowanie. Ale jakoś nigdy nie miał na to czasu. Albo ochoty. Ewentualnie jednego i drugiego. - Wyglądasz dobrze. Zdrowo - zapewnił, uśmiechając się do niego przyjaźnie.

      Usuń
    69. -Podobam ci się? - spytał obkręcając się, by chłopak mógł zobaczyć go w całej okazałości - w końcu dogoniłem ciebie i nie wyglądam jakbym miał się zaraz przewrócić - parsknął śmiechem. - Czuję się w końcu dobrze ze sobą, jestem taki jaki zawsze chciałem być.

      Usuń
    70. - Nie, wyglądasz okropnie. Patrzeć się na ciebie nie da - powiedział, kolejny raz wywracając oczami, kiedy Steve był odwrócony do niego plecami. - Nie powiem, że wyglądasz dobrze, bo jesteś ode mnie wyższy. Zbyt wiele osób jest ode mnie wyższych - dodał niby nadąsanym tonem. Tak naprawdę cieszył się z tego, że Steve jest zdrowy i wreszcie jest taki, jakim zawsze chciał być. To było przecież najważniejsze. - Też chciałbym to kiedyś czuć - rzucił po chwili, zanim zdążył ugryźć się w język.

      Usuń
    71. -Co masz na myśli? - Odwrócił się szybko przodem do niego już nie przejmując się tym komplementem od Bucky'ego, na który pewnie serce by mu szybciej zabiło po tych kilku dniach odnawiania znajomości. - Co się dzieje?

      Usuń
    72. - Nie. - Wzruszył ramionami. - Po prostu mówię, jak jest. Kiedy jesteś mutantem, to... Cóż, czucie się dobrze we własnej skórze jest o wiele trudniejsze. Czasem to nawet niemożliwe. - Uśmiechnął się niemrawo. - Ale to pewnie już wiesz. - Skinął głową w kierunku drzwi, mając na myśli to, że Steve już dawno dowiedział się tego z rozmów z innymi. - Mam ze sobą problemy, ale... To nic. - Machnął ręką.

      Usuń
    73. -Wiesz, że każdy problem ma rozwiązanie? - Spojrzał na niego poważniej- Wizyta u Bannera wciąż może być aktualna, możemy ci pomóc, albo inne zaufane stowarzyszenie.. Ale wszystko zależy od ciebie - wiedział, że na Bucky'ego lepiej nie naciskać.

      Usuń
    74. - Z moją mutacją jest wszystko w porządku, Steve - westchnął. - Problem jest tu. - Stuknął się w skroń. - Ale to minie. Trzeba się po prostu przyzwyczaić i spróbować jakoś żyć w zgodzie z samym sobą. Moja mutacja nie jest w końcu taka zła. - Uśmiechnął się już nieco bardziej po swojemu, pokazując, że jest okej. - Musisz się chyba za chwilę zbierać z powrotem, co? - zmienił temat. - Iść z tobą? Tam, dokąd mogę? - Wiedział, że nie może wchodzić na teren osiedla, na którym mieszkają, bo szybko zostałby wykryty, a odpowiednie władze poinformowano by o jego obecności.

      Usuń
    75. Pokręcił głową.
      - Nie chcę cię narażać,a sam zaznaczyłeś, że musisz dojść do siebie.. Wolę więc byś odpoczął - brzmiał na zatroskanego - Za parę dni plan wchodzi w życie, będzie trzeba być przygotowanym na wszystko i gotowym.
      Nie chciał, by Bucky'emu coś się po drodze stało, choć schlebiało mu, że nie tylko on szuka jego towarzystwa. Choć miał nadzieję, że to nie jest tylko z powodu Beccy.

      Usuń
    76. - Och... okej. To zostanę tutaj. - Skinął głową, pokazując, że jest zupełnie okej. Tak naprawdę to wolałby pójść z nim i upewnić się, że wszystko będzie okej. Ale skoro Steve wolał, żeby został, to zostanie. Choć tak naprawdę czuł się zupełnie okej i nie wiedział, dlaczego jego moc szwankowała. Zazwyczaj czuł się okropnie wymięty, kiedy było z nią tak źle. Ale teraz... Nie rozumiał tego. - To do zobaczenia jutro, Steve. - Uśmiechnął się do niego lekko.

      Usuń
    77. Otworzył usta, by coś powiedzieć, ale tak szybko jak je otworzył tak je zamknął. Poczuł się odrobinę niezręcznie, jakby miał podjąć inną decyzję a przecież kierował się jego dobrem i wygodą i bezpieczeństwem.
      Dlatego podszedł do niego i objął go na wysokości łopatek - Do jutra Bucky - po trzecim stuknięciu serca odsunął się od niego, by szybko wyjść czując, że najchętniej by został.
      Jednak były inne rzeczy do zrobienia.. Nawet takie, których nie spodziewał się, że wyjdą na światło dzienne.

      Usuń
    78. Odmachnął mu jeszcze na pożegnanie, na powrót siadając na łóżku, z którego wstał, by objąć Steve'a, skoro ten właśnie tego chciał. Bucky co prawda nie był wielkim fanem kontaktu fizycznego, bo zazwyczaj ten był niekomfortowy dla osób, które dotykał.
      Wrócił do notatek, od czasu do czasu zerkając w stronę drzwi, jakby za chwilę, za moment, Steve miał jednak wrócić, bo czegoś zapomniał, bo przypomniał coś sobie... Nie wrócił jednak, więc spróbował przekonać się do tego, by nie zaprzątać już sobie tym głowy.

      Usuń
    79. Steve wracajac do domu myslami caly czas byl przy Bucky'm, choc mial powazniejsze sprawy do przemyslenia. Jednak wolal nie marnowac czasu na zastanawianie sie nad tym, gdzie podzieje sie po akcji wypuszczenia wiezniow. Wiedzial, ze bedzie musial sie ukrywac czy tak czy siak. Czy jako zywy czy uznany za martwego.
      Jednak nie spodziewal sie zastac w domu bladej jak sciany matki w kuchni, ktora poruszajac jedynie ustami kazala mu uciekac.
      Ojciec chybil strzelajac do sciany. Rogers doskonale sobie zdawal sprawe, co to znaczylo. Bylo to poczatkiem, zacheta do polowania.
      Przebiegl przez kuchnie do drugiego holu, by stanac za sciana. Mial nadzieje, ze dozyje tryumfu ruchu oporu, jednak nadzieja zludna bywala. Siegnal po telefon by wyslac do Sama i Peggy kod, ktory mial poinformowac ich, ze ojciec cos wie i ze jest to prawdopodobnie ostatnia jego wiadomosc.

      Usuń
    80. Bucky nie był wielkim fanem tego gadającego z ptakami fruwacza, ale ten najwidoczniej polubił... cóż, na pewno nie Bucky'ego samego w sobie, ale działanie mu na nerwy już na pewno. Starał się jednak tego po sobie nie okazywać i udawał, że jest oazą spokoju, chrzanionym kwiatem lotosu, na którego w żaden sposób nie działało to jego dogryzanie...
      I kiedy WIlson odczytał wiadomość od Steve'a, na początku uznał, że to jakaś kolejna, wyjątkowo nieśmieszna próba zażartowania sobie z niego. Okazało się jednak, że tak nie jest, co mógł ocenić po tym, jak bardzo Wilson zbladł i jak szybko chciał ruszyć do działania. Ale Bucky zdążył go ubiec i pierwszy rzucił się do wyjścia, krzycząc do Wilsona, że ma się ruszyć i go podrzucić.

      Usuń
    81. To wszystko miało wyjść inaczej. Miało się nie wydać a ojciec polujac na niego mówił pewnym tonem do niego jakim to nie jest zdrajcą, ostatnią pokraką. Że gdyby nie Joseph to Steve nie przeżyłby ani dnia, że jest zakałą rodziny i jedyne na co zasługuje to śmierć.
      Świat zyska gdy tacy jak on znikną.
      W końcu nie miał już gdzie uciec ani się schować. Oczy jego ojca były zimne patrzył na niego jak na śmiecia.
      Nie wiedział co się stało, ale po chwili wszystko było w płomieniach.
      Łącznie z nim.

      Usuń
    82. Wyrwał rękę z uścisku Sama już dobre kilkanaście stóp nad ziemią, łagodząc swój upadek za pomocą lodowej rampy, po której bezpiecznie ześlizgnął się na ziemię i zyskał dobry rozpęd. Bo nie zamierzał przejmować gapiami czy migoczącymi w oddali światłami wozów strażackich i służb specjalnych.
      Wbiegł do domu głównym wejściem, starając się jak najbardziej odgrodzić od szalejącego wokół ognia. Nie wiedział, co było źródłem pożaru, ale wiedział, że zaraz pośle całą konstrukcję budynku w cholerę.
      Przystanął na moment, widząc wystające zza kuchennej wyspy nogi kogoś, kto leżał na ziemi. Pobiegł w tamtą stronę, domyślając się, że damskie obuwie należy do Sarah, a potem wyważył drzwi prowadzące do ogrodu i wyciągnął ją na zewnątrz. Ochłodził ją nieco, jednocześnie dając Samowi znak, że ma wylądować obok niej, a potem wrócił do budynku, krzycząc imię Steve'a.
      Usłyszał dziwne, przytłumione odgłosy dobiegające z sąsiedniego pokoju. Wbiegł tam i przystanął na moment, widząc leżącego na ziemi Josepha Rogersa, przygniecionego fragmentem kręconych, drewnianych schodów, które ogień zdążył już strawić. Spojrzał na jego twarz, wiedząc, że ten dostrzega go mimo całej swojej agonii... a potem zwyczajnie się odwrócił. Cała scena trwała zaledwie sekundy, ale wiedział, że i tak zmarnował zbyt wiele czasu.

      - Steve! - krzyknął, kaszląc kilkukrotnie przez atakujący płuca dym, i spróbował jakoś ugasić szalejący wokół ogień, kiedy wreszcie udało mu się dopaść do Steve'a. Ale nie był w stanie tego zrobić. Im bardziej próbował zdusić płomienie, tym bardziej przybierały one na sile. Co do cholery...?

      Złapał Steve'a za ramiona, starając się pokryć całe jego ciało warstwą szronu, kiedy wyciągał go na zewnątrz przez stłuczone lodowymi pociskami tarasowe drzwi. Steve był gorący, cholernie gorący, niemal roztapiał jego dłonie, które zdążyły się już zmienić w krystalicznie czysty lód.
      Steve był gorący, Steve się palił i... Jednocześnie Steve zdawał się nie mieć nawet najmniejszego poparzenia.

      Usuń
    83. "Boże, wszyscy spłoniemy" - Ta myśl krążyła po głowie Stevena, nie spodziewał się, że ojciec targnie się na życia ich wszystkich, ale.. Śmierć jego i ewentualnie Sarah mógłby tłumaczyć podpaleniem przez któregoś z mutantów, czy ludzkich przeciwników Hydry. Wszystko by się pięknie poskładało.
      Jednak widząc swoje dłonie w płomieniach Steve czuł się nieco.. Nie bolało go to, nie widział, by skóra się parzyła czy zwęglała.
      Nie spodziewał się ratunku, już miał krzyczeć na Bucky'ego, że ma uciekać bo zostanie oskarżony o podpalenie, gdy ten próbował go schłodzić lodem, ale nic nie działało.
      -Bucky - nie wykasłał tego, nie wycharczał, a powiedział normalnym tonem - Bucky - czuł narastającą w nim panikę a z paniką rósł płomień wokół niego.

      Usuń
    84. Ogień stawał się coraz trudniejszy do zniesienia, coraz bardziej bolesny, przeżerający lód i raniący skórę. Bolało, bolało jak diabli, ale nie potrafił przestać próbować zdusić płomieni. Musiał próbować, musiał to zatrzymać, musiał...
      Rosnące płomienie odepchnęły go, ale zmusił się do wrócenia na swoją pozycję i podjął kolejną próbę ugaszenia ognia. I chyba powoli zaczynał rozumieć, co jest grane...

      - Steve, to ja - zaczął. - Jestem tutaj, z tobą. To ja - mówił, starając się brzmieć jak najspokojniej. - Będziesz bezpieczny. Zadbam o to, żebyś był - przyrzekł. - Więc proszę, uspokój się. Proszę - powtórzył, z ulgą dostrzegając, że płomień zaczyna się nieco zmniejszać.

      Usuń
    85. -Bucky.. -spojrzał na niego jakby ten miał mu odpowiedzieć co się stało - Co z mamą? Co z tobą? Jesteś cały? - porwał się do siadu starając się oddychać miarowo i spokojnie - Joseph miał do mnie strzelić, wtedy coś się stało, coś musiało wybuchnąć - kręcił głową starając sobie wszystko w głowie poukładać. - Nie powinieneś tu być, jesteś cały? - powtórzył pytanie unosząc gasnącą dłoń do jego policzka, w kontakcie z jego skórą ona już nie płonęła.

      Usuń
    86. Patrzył na Steve'a, próbując zrozumieć, co tak naprawdę się tutaj dzieje. Bo czy to możliwe, że Steve jest... Nie, to byłoby przecież...

      - Twoja mama jest bezpieczna - zapewnił go, dotykając ostrożnie jego dłoni, którą trzymał na jego policzku. - Sam zabrał ją w bezpieczne miejsce. - Ścisnął lekko jego palce, rejestrując, że jego skóra przestaje go parzyć, a jedynie mrowi. - Przyślą po nas teleportera. Musimy grać na czas. Rozegram to, a ty proszę... Spróbuj się uspokoić - powiedział niemal błagalnym tonem, a potem kierując się czystym impulsem, pochylił głowę, by musnąć wargami kącik jego ust, zanim wstał i obrócił się w stronę domu. Czas na małą powtórkę z Filadelfii.

      Usuń
    87. -Nie ratujemy siebie - kręcił głową - wiedziałem, że prędzej czy później umrę i podjąłem to ryzyko.. Musicie wrócić - przymknął oczy na ten króciutki moment, gdy usta Bucky'ego go musnęły. - Musisz odejść - powiedział to proszącym tonem, choć chłopak już tego nie usłyszał. Położył się z powrotem na trawie patrząc jak Bucky gasi płomienie lodem znacznie lepiej niż strażacy.

      Usuń
    88. - Stul pysk, do diabła - powiedział tylko, naprawdę nie mając ochoty na żadne pieprzone, słowne przepychanki z nim. Miał ważniejsze sprawy do ogarnięcia, a jednoczesne gaszenie budynku i ochranianie Steve'a oraz siebie zdecydowanie nie należało do najprostszych.
      Dlatego odetchnął z ulgą, kiedy portal rozbłysł wokół nich, po chwili przenosząc ich w sam środek bazy. Opadł więc na kolana tuż obok Steve'a, czując, jak bardzo wyczerpany jest. Musiał... Musiał po prostu przez chwilę odpocząć.

      Usuń
    89. Zaczął się delikatnie śmiać, co zdradzało podrygiwanie ramion. Nie przejmował się tym że są na środku"salonu" w bazie. Sięgnął dłonią do jego, by splesc z nim palce, cały czas uśmiechając się.
      Wykręcił twarz w jego stronę i spojrzał na niego miekko, czule.
      - Zawsze mnie ratujesz - miał do.tego szczęście i coraz więcej zawdzięczał Bucky'emu. - Dziękuję- ostrożnie scisnal jego palce swoimi.
      Wiedział, że teraz wszystko poszło na łeb i szyje, ale miał jakieś dziwne przeczucie pod skóra, że dadzą sobie radę.

      Usuń
    90. Padł na ziemię, krzywiąc się jedynie, kiedy uderzył szczęką o posadzkę. Nie miał siły na nic więcej, nie był nawet w stanie uśmiechnąć się do Steve'a czy uścisnąć jego gorącej ręki, był na to zbyt zmęczony. Próba ugaszenia tego cholernego pożaru całkowicie go wyczerpała i potrzebował chwili, by doprowadzić się do porządku. Tylko chwili. To przecież niewiele.
      Zmusił się jednak do wyduszenia z siebie:

      - Coś z ty zrobił, Steve?

      Usuń
    91. -Ja? - zmarszczył brwi- nie wiem.. to.. - pokrecil głową - na początku myślałem, że to ojciec nas podpalił, co byłoby w jego stylu.. ale jak przyszedles to zauważyłem że jakimś cudem to ja zacząłem plonac.. -drugą dłonią przetarl skronie. - nie wiem jak to możliwe, po prostu nie wiem..

      Usuń
    92. Z trudem dźwignął się na ramionach, ruchami dłoni dając znać każdemu, kto pojawił się w drzwiach, że ma stąd spieprzać i zostawić ich samych. Nie potrzebowali teraz kolejnego tłumu gapiów i kogoś, kto kolejny raz może zestresować Steve'a. Wiedział, że nie mogłoby skończyć się to dobrze.

      - Ja zamroziłem w taki sposób połowę sąsiedztwa, Steve - zaczął powoli, ostrożnie wysuwając swoją dłoń z jego uścisku, by objąć palcami jego nadgarstek. - Becca podczas kłótni z rodzicami wywołała wichurę - dodał, patrząc mu znacząco w oczy. - Więc wiesz, co to oznacza.

      Usuń
    93. -Nie mogę dac ponieść się emocjom, muszę znaleźć swoją kotwicę- w sumie wiedział już, gdzie a raczej w kim ją ma.. to znaczy taką miał nadzieję- Najlepiej będzie gdy Banner mnie przebada i zacznę trening, oczywiście na początku wszelkich technik uspokajajcych. -powoli unosił się do siadu starając się nie panikowac. Jednak jedna rzecz sprawiła że znów się zasmial- tak bardzo nie nawidzi mutantow a jego pierworodny prawdopodobnie nim jest .

      Usuń
    94. Przez chwilę nic nie mówił, nie śmiał się razem ze Steve'm, a nawet nie uśmiechnął się, a jedynie myślał. Miał wiele, naprawdę wiele do przemyślenia, a w końcu powiedział:

      - Odbijmy mutantów z aresztu inaczej. Jest nas wielu, damy radę. A potem... Potem pojedź ze mną i z Beccą do domu, Steve. - Ścisnął jego dłoń. - Twoja mama też jest mile widziana, pomożemy jej. A my... Znam jednego mutanta, który ci pomoże. Jego moce są bardzo podobne. Damy radę - zapewnił go, mając nadzieję, że jakoś go przekona.

      Usuń
    95. -Co z mamą? - spojrzał na niego spanikowany, ale skupiajac sie na jego dłoni nie podpalil się, choć przez moment był cieplejszy. - zamieszkamy razem? Ty i ja? - spojrzał na niego jakoś tak inaczej, z głębią i nadzieją. - Jak Joseph nie żyje to uznają to za zamach, przy odbiciu wiezienia.. a co tam, zróbmy to.

      Usuń
    96. Zdusił w sobie chęć skrzywienia się, kiedy skóra Steve'a rozgrzała się na tyle, by niemal poparzyć jego dłoń. Udało mu się jednak to powstrzymać i kącik jego ust ledwie zadrgał, kiedy mocniej ścisnął jego palce.

      - Jest bezpieczna - powiedział, mając nadzieję, że to go nieco uspokoi. Póki co nie mógł mu w końcu powiedzieć nic więcej, bo sam nie wiedział, jak jest. Ale miał nadzieję, że dobrze. - Będziemy razem. Pomogę ci z tym wszystkim. Słowo.

      Usuń
    97. Odetchnął jeszcze pięciokrotnie nim całkowicie się uspokoił i pozwolił na drobny uśmiech. - Więc będzie dobrze- powiedział to z typową dla niego pewnością siebie. Jak rzecz oczywistą. - Potrzebujemy jeszcze Beccy i będziemy w komplecie do wyjazdu.

      Czuł dziwną pewność, że z Bucky'm będzie wszystko dobrze, że wszystko się poukłada. Kiedy patrzył w jego oczy to.. Świat znikał.

      Usuń
    98. Wiedział, że przez całą tę akcję z podpaleniem i tak nie unikną oskarżeń skierowanych w stronę mutantów, a skoro ojciec Steve'a najprawdopodobniej dowiedział się o wszystkim, co ten robił... Mogą spróbować uwolnić wszystkich więzionych w ośrodku mutantów. Przynajmniej walka z całą tą nagonką nie pójdzie na marne. Coś z tego będą mieć.
      A on odzyska siostrę i będzie mógł zadbać o to, by była bezpieczna. Steve także.
      Dlatego uśmiechnął się do niego, mając nadzieję, że pokazuje mu tym, jak bardzo wierzy w to, że będzie dobrze. Musiało być.

      ***
      Udało im się załatwić całą sprawę całkiem... zręcznie, jeśli tak można było to nazwać. Co prawda Steve nie mógł brać w tym zbyt czynnego udziału, bo nie potrafił zapanować nad swoją mocą, a to mogło doprowadzić do niemałej tragedii.
      Udało im się jednak odbić mutantów z ośrodka i zapewnić im bezpieczne kryjówki w podziemiu, nie wyrządzając przy tym większych szkód niż było to konieczne.
      Becca była bezpieczna, choć całkowicie wyczerpana, Steve był uznany za martwego, a on... Cóż, znów wplątał się w kłopoty i zyskał list gończy, ale to nic. To nie miało znaczenia.

      - Zaraz będziemy na miejscu - powiedział cicho, nie chcąc obudzić śpiącej na tylnym siedzeniu Beccy.

      Jechali nieco błotnistą, zarośniętą drogą, która wyglądała na nieużywaną od lat. Dbali o to, by zamaskować każdy ślad swojej obecności tutaj. Dlatego wokół, aż po horyzont, dostrzec można było tylko pola, las i jezioro. Nic poza tym. Żadnych zabudowań.
      Aż do momentu, w którym przejechali przez niewidoczne pole, tworzone przez jednego z zamieszkujących w ich małym obozie mutantów. Wtedy dawne, farmerskie zabudowania, dom, stodoły, garaże, kilka namiotów i mały, drewniany letni domek i nowopowstałe fundamenty kolejnego budynku były widoczne. Tak, jak krzątający się przy nich ludzie. Zieloni, niebiescy, pokryci futrem, łuskami, ze skrzydłami, ogonami... - Witaj w domu, Steve. - Spojrzał na niego z wyraźnym uśmiechem na ustach.

      Usuń
    99. Nie umiał zasnąć patrząc jak zafascynowany na ich osadę, ich dom. To było.. ach.. Miał do czynienia z mutantami do czynienia i w obozie mogli być w swoich formach, ale to wciąż nie była wolność.
      A tu było ją czuć, było widać ich zadowolenie i spokój.
      Sięgnął do dłoni Bucky'ego by odwzajemnic uśmiech. Już nie ukrywał tego,.że jego serce bije szybciej na takie słowa i na ich kontakt. Oczywiście chłopak potrafił trzymać go w ryzach i nic się nie działo nie tak z jego mocą. Odwrócił się, by zerknąć na Becce.. Sarah została przy Josephie, ale przecież miał swoją nową rodzinę. Rodzinę, przy której mógł być sobą. To było najważniejsze.
      Dlatego powrócił z ufnym spojrzeniem do twarzy Bucky'ego po czym wychylił się nieco, by sięgnąć ustami do jego policzka.
      Kiedy zatrzymali się pod jednym z domków to odpial pas i.wyszedl z samochodu, stanął z dłonią na dachu i rozejrzał się w koło oddychając głęboko.
      Był w domu.

      Usuń
  2. 2

    W jednej ze znalezionych książek przeczytał, że ludzie są gatunkiem stadnym. Że muszą koegzystować z innymi przedstawicielami swojego gatunku, by żyć i zachować pełnię sprawności i zdrowia psycho-intelektualnego, ponieważ zbyt długie okresy osamotnienia mogą wpływać na rozwój wszelkich nieprawidłowości. To była stara książka. Tak przypuszczał. Nie potrafił tego dokładnie ocenić.
    Nie wiedział też, czy powinien zgadzać się z tą książką, czy uważać ją za stek bzdur. Nie wiedział, skąd miałby to wiedzieć. Czy rozwinęły się w nim nieprawidłowości? Czy dopiero rozwiną? Jak to działało, jak to rozpoznać? Nie lubił nieprawidłowości.
    Chyba lubił za to samotność. Nie do końca wiedział, czy ją lubił, bo nie pamiętał, jak to jest coś lubić, ale nie była zła. Wokół nie było nikogo, kto wydawałby rozkazy i to... było całkiem dobre. Sam sobie wydawał rozkazy, sam planował dzień, sam wyznaczał zadania na dziś, na jutro, na przyszłość... To było całkiem dobre.
    Spędził tu, w ten sposób kilka miesięcy i z każdym kolejnym dniem nabierał coraz większej wprawy w tym, jak dbać o samego siebie i swoje otoczenie. Robił postępy, tak chyba można by to nazwać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Steve lubił ryzyko i wyzwania. Dlatego gdy inny stukali się w czoło i mówili do niego negatywnymi epitetami to on jedynie coraz bardziej napalał się na ten plan. Nie miał nic do stracenia, był sam, nie miał zwierząt. Przyjaciele okazali się nie do końca go rozumieć, ale on po dłuższym namyśle doszedł do wniosku, że tak bardzo to on nie jest stratny.
      Zawsze fascynowała go Rosja, kraj rozległy i nieprzenikniony. Chciał poznać jego serce dlatego chciał fotografować odległe ludy, osady rządzące się własnymi prawami. Chciał prxez moment poczuć się członkiem ich społeczności. Poznać zasady życia w tajdze i tundrze.
      Jednak zamiast dojechać do jakieś osady dojechał do szczerego pola po środku niczego. I jeep odmówił posłuszeństwa. Jakby on w ten sposób popierał tych, którzy tę podróż odmawiali. Ale Steve był niezłomny.
      Wiedział na co się rzuca dlatego sięgnął po kompas, plecak z którego wyciągnął termos z kawą i upil łyk. Nie było co panikowac, spróbuje wyjść i pójść prosto przed siebie. A nóż kogoś napotka? Kto nie próbował ten nic nie zyskiwał.
      Z aparatem przewieszonym przez szyje, plecakiem na plecach i kompasem w kieszeni wysiadł z jeepa i poszedł przed siebie.

      Usuń
    2. Spędził tu wystarczająco dużo czasu, by nauczyć się rozpoznawać ostrzegawcze sygnały, które dawała natura, zapowiadając nadejście kolejnej śnieżycy. Choć tym razem zdawało się zbierać na gorsze piekło, niż dotychczas miał do czynienia.
      Było zimno, cholernie zimno, ale nie powinno nikogo dziwić to na ternach, na których temperatura spadała czasem i do minus pięćdziesięciu na godzinę. I to czasem na długie miesiące, podczas których mało kto zapuszczał się w odkryte rejony tajgi. A przynajmniej nikt, komu życie było miłe.
      On czasem to robił. Nieczęsto, głównie po to, by bardziej zorientować się w terenie, znaleźć nieco drewna na opał, by nie musieć marnować tego, które znajdowało się w zapasach palarni, czasem zestrzelić coś do jedzenia. W fabryce, w której urzędował były co prawda zapasy i to zadziwiająco liczne, jakby miały wyżywić naprawdę sporą grupę przez długi czas, ale... były dość monotonne, więc próbował od czasu do czasu jakoś je wzbogacić.
      Wiedział, że zaczyna zbliżać się zima, więc przeniósł się do jednego z pomieszczeń, które miało własny piec, dzięki czemu nie musiał marnować ani opału, ani energii na ocieplanie pozostałej części naprawdę sporego budynku. Tak było lepiej, rozsądniej.
      Obszedł więc cały budynek, z bronią przewieszoną przez ramię, żeby upewnić się, że wszystko jest w porządku i śnieżyca niczego nie uszkodzi. Wdrapał się też na jedną z wieżyczek, by zbadać okolicę i... cóż, ze zdziwieniem zauważył w oddali sylwetkę ludzką. Samobójca czy idiota?

      Usuń
    3. W samochodzie było ciepło, a idąc kolejne metry przed siebie miał wrażenie, że z kolejnym krokiem robi się coraz to zimniej. No chyba, że zauważył coś warte sfotografowania, to wtedy dzięki skupieniu nie odczuwał minusowej temperaturu.
      Zazwyczaj nie odczuwał wtedy nic. Był tylko on, aparat, fotografowana rzecz i chwila, w której to się działo.
      Ale już od kilku minut nic takiego nie nastąpiło a on powoli spijał kawę nie chcąc jej tracić za szybko. Zjadł jeszcze jakiegoś proteinowego batonika i zamiast zawrócić szedł przed siebie. Ale czuł że tak właśnie musi zrobić.
      Nie spodziewał się jednak, że wpadnie do dziury.
      Może mieli rację mówiąc, że z tej podróży nie wróci?

      Usuń
    4. Obserwował postać przez celownik optyczny, trzymając palec na spuście, gotowy, by strzelić, kiedy tylko zobaczy jakiś podejrzany ruch. Nic takiego nie miało jednak miejsca, a człowiek zdawał się nawet nie dostrzegać fabryki.

      Ślepy, głupi samobójca?

      Tak, to był całkiem logiczny werdykt. W tych rejonach zdarzali się zabłąkani ludzie, którzy szukali odpowiedniego miejsca, by zakończyć swoje życia z dala od wszystkich i wszystkiego.
      On też próbował. Nie wyszło. Ale przynajmniej nikt nie widział jego klęski. Nie lubił, kiedy ktoś był świadkiem jego porażek. Głównie dlatego, że nie lubił samych porażek. Porażki były w końcu zabronione.
      Uniósł mimowolnie jedną brew, widząc upadek człowieka. Z całym tym ekwipunkiem człowiek nie sprawiał wrażenia, jakby był materiałem na samobójcę. Wyglądał raczej jak... jakby zwiedzał. Ale kto zwiedzał te rejony? I to zimą? Więc może... Może to szpieg? Tak, to by miało sens.

      Usuń
    5. Poleżał chwilę w śniegu czując jak mięśnie niemalże dostają spazmów przez nagły kontakt z zimnem. Jednak starał się oddychać głęboko i tym oddechem ukierunkować organizm, że wszystko jest dobrze i nie musi się spinać.
      Po chwili powoli zaczął się unosić i ostrożnie otrzepywać ze śniegu. I wtedy w końcu zauważył budynek, w jego szacunku było do niego bliżej niż do samochodu dlatego ruszył w jego stronę. Tupał mocniej nogami chcąc wyzbyć się śniegu, był ubrany należycie ale chyba w Ameryce nie wiedzą za bardzo jak szyć ubrania. Albo ma to chińskie.

      Usuń
    6. Na powrót zawiesił broń na ramieniu i... Cóż, może i nie było to do niego podobne, ale wycofał się, zwyczajnie ciekaw rozwoju sytuacji.
      Od kiedy tu jest - a przynajmniej od kiedy myśli, że tutaj jest, bo trudno mu to określić - nie miał żadnego kontaktu z człowiekiem - żywym... - a ludzi z zewnątrz obserwował jedynie z daleka, przez szkło celownika. Tak było bezpieczniej - i dla niego, i dla nich. Mógł nie pamiętać, ale z tego zdawał sobie sprawę już doskonale.
      Wrócił do budynku, wiedząc, że stamtąd będzie mógł lepiej obserwować człowieka, jednocześnie nie będąc zauważonym. Okna z zewnątrz były zbyt pokryte szronem. Ale dla niego to żadna przeszkoda, miał doskonały wzrok.
      Komin z pomieszczenia, które zajął, był zdecydowanie bardziej taktycznie rozmieszczony od tych, które wychodziły z głównych pieców. W pewnym momencie przestawał prowadzić w górę, a zaginał się, by zacząć kierować dym w dół. Wylot znajdował się blisko podłoża, wychodząc na dziedziniec. Dzięki temu nikt nie widział dymu z daleka. To było dobre. Zwłaszcza w takich momentach.

      Usuń
    7. Im był bliżej fabryki tym bardziej żałował, że nie cofnął się do auta. Budynek nie wyglądał na zamieszkały, czy wykorzystywany.. Jednak.. Mogło być tam coś do sfotografowania, milcząca tajemnica.
      Dlatego poczuł przypływ energii i ruszył śmielej w stronę fabryki. Wspinając się po schodkach do głównego wejścia chciał złapać się za poręcz, która się nadłamała a on stracił równowagę przez ten element zaskoczenia i upadł na plecy uderzając się o podłoże i głową.
      Przecież nie upadnie na aparat.

      Usuń
    8. Przez chwilę jedynie patrzył na leżącego na ziemi mężczyznę, nijak nie reagując w żaden inny sposób. Bo niby dlaczego miałby? Przecież to mógł być jakiś podstęp, prawda?
      Jednak po dłuższej chwili obserwacji, podczas których dopatrzył się krwi barwiącej czapkę mężczyzny, powoli ruszył na dół, w stronę jednego z bocznych wyjść. To główne zabarykadował już dawno temu i jakoś nie czuł potrzeby, żeby to zmieniać.
      Wyszedł na zewnątrz, narzucając na ramiona jeden z ciężkich, ciepłych płaszczy. Śnieg zaczynał sypać coraz bardziej, ale jego organizm spokojnie dawał sobie radę z niskimi temperaturami. Musiał dawać. Czapkę nosił więc głównie po to, żeby jego włosy nie mokły i nie oblepiały się śniegiem. Były długie, może już zbyt długie, bo sięgały nieco poniżej ramion, ale jakoś nie czuł potrzeby, by je obciąć. Brody też jakoś nie goił.
      Mężczyzna nijak nie przypominał szpiega, a po pobieżnym przejrzeniu jego plecaka nie znalazł niczego, co mogłoby mu zagrażać. Przez dłuższą chwilę oglądał przewieszone przez jego szyję urządzenie, orientując się, że to zapewne jakiś nowoczesny aparat. Zabrał mu go, nie chcąc ryzykować, a potem zaciągnął go do środka.
      Zdjął z niego kurtkę, czapkę i całą resztą wierzchniego ubrania, pozostawiając jedynie spodnie i cienki sweter, i ułożył go posłaniu, które zorganizowane było na podłużnym piecu. Sam nigdy tam nie spał, nie lubił tego, było zbyt ciepło, ale zwykłemu człowiekowi zapewne pomagało.
      Założył mu prowizoryczny opatrunek, postawił lampę naftową obok jego głowy, samemu zajmując oddalone miejsce w rogu pomieszczenia, oglądając jego aparat.

      Usuń
    9. Czuł przyjemne ciepło, przez które ciężej mu było otworzyć oczy. Jednak czuł, że coś jest nie tak, nie powinno mu być ani ciepło, ani twardo, ani nie powinien czuć braku ubrań.
      Chyba, że właśnie umiera jako niespełniony fotograf, w którego ludzie słusznie nie wierzyli. Jednak starał się otworzyć oczy, choć szło mu to powoli. Dopiero, gdy te przyzwyczaiły się to dziwnego światła, ruszył głową w lewą stronę, w stronę jak się okazało lampy.
      Więc gdzieś był, ktoś go uratował.
      Bądź przyszykowywał do tortur bądź innych czynności.
      Sięgnął dłonią do czoła, na którym wyczuł opatrunek.
      Ostrożnie zaczął unosić się do siadu, musząc przytrzymywać się jedną stroną kantu pieca, dopiero gdy w miarę prosto siedział rozejrzał się w koło. Widząc postać w kącie nie wiedział, czy się cieszyć, czy uciekać.
      -Dziękuję - zaczął ostrożnie- mówisz po angielsku?

      Usuń
    10. Przez chwilę jedynie patrzył w jego stronę, wiedząc, że z jego perspektywy w tym nikłym świetle kilku rozstawionych po pomieszczeniu lamp i ognia trzaskającego w otwartym piecu, nie jest zbyt dobrze widoczny. Najpewniej mężczyzna widział jedynie zarys jego postaci, nie więcej.
      Nie wiedział, co miałby odpowiedzieć. Mówił po angielsku? Nie mówił? Nie wiedział. On... W ogóle niedużo mówił, a właściwie nie pamiętał, by mówił do siebie na głos. A do kogo innego miałby mówić? Rozumiał jego pytanie, a przynajmniej wydawało mu się, że je rozumiał, i gdzieś na końcu języka miał odpowiedź, ale... Nie powiedział nic. Jedynie dalej uważnie mu się przyglądał, uważając, by nie zniszczyć aparatu.

      Usuń
    11. Łamanym ruskim powiedział to samo:
      -Dziękuję - wskazał na swoją głowę nie wiedząc czy ta cisza wynika z braku zrozumienia językowego, czy może ten osobnik nie ma zbyt dobrych zamiarów względem niego. Choć.. Opatrzył mu głowę, położył na ciepłym..
      Który zabójca tak robi? - Nazywam się Steve - mówiąc swoje imię wskazał na siebie na wysokości mostka. Mówił powoli ale miał nadzieję, że pomimo łamania języka jest zrozumiały.

      Usuń
    12. Dalej jedynie na niego patrzył, bo i co miałby mu powiedzieć? Nie przedstawi mu się, bo... bo jak miałby się przedstawić, skoro nie ma imienia? Nie wiedział, czy kiedyś je miał, ale teraz... Nie wiedział, nie pamiętał.
      Powoli wstał, odkładając aparat na stolik, tuż obok wyłączonej lampy i dziennika, który starał się pisać każdego dnia. To pomagało. Wspomnienia nie uciekały. Aż tak. Obszedł pomieszczenie, żeby nalać mu nieco lurowatego czaju, który zaparzył na prowizorycznej kuchence, a potem podać go mężczyźnie.
      Nauczył się jakoś związywać włosy, by nie zachodziły mu na oczy, więc nie zasłaniały jego twarzy. Ale wiedział, że może wyglądać dla mężczyzny - dla Steve'a - nieco... niezbyt przyjaźnie. Ale na to nie potrafił już nic poradzić.

      Usuń
    13. -Dziękuję- skinal głową mówiąc po angielsku i - dziekuje- po rosyjsku. Nie wiedział dlaczego mężczyzna nie mówi, ale.. nie wyglądał źle. W sensie.. Był zapuszczony, ale wydawał się być młody.. ale Steve nie był pewien, oczy wciąż się przyzwyczajaly do światła a broda mogła dodawać lat mimo wszystko.
      Wyciągnął dłoń po czarke i nim upił łyk to powachal napój. Ale tylko odruchowo. Czując jak ciepły napój rozlewa się po jego żołądku przymknal oczy z przyjemności.

      Usuń
    14. Nie wiedział, czy to ze względu na to, że był to pierwszy głos, który słyszał od... Od sam nie wiedział kiedy, teraz miał wrażenie, że od zawsze, ale głos mężczyzny - Steve'a - brzmiał całkiem... miło. Po angielsku. Po rosyjsku nie. Strasznie kaleczył rosyjski.
      Podszedł do okna, odsłaniając gruby koc, którym je zasłonił - dla bezpieczeństwa, by mieć pewność, że nikt nie dostrzeże światła - żeby pokazać Steve'owi panującą na zewnątrz śnieżycę. Poza lodem pokrywającym szybę i szalejącej na zewnątrz bieli nie można było dostrzec nic. Gdyby tam został... Cóż, zwłoki przynajmniej dobrze by się zachowały przez ujemną temperaturę.
      Puścił koc, pozwalając mu opaść na miejsce, a potem wrócił do stolika, żeby podnieść aparat.

      - Szto eta? - spytał chrapliwie, bo jego głos najwyraźniej odzwyczaił się od tego, że jest używany. Nie robił tego. I właściwie sam musiał nauczyć się, jak brzmi. - Angielski - dodał po chwili, mając nadzieję, że nie musi być bardziej rozmowny, by ten zrozumiał, co ma na myśli.

      Usuń
    15. Widząc widok za oknem był wdzięczny i losowi i mężczyźnie. Losowi za to, że pewnie gdyby wybrał się do samochodu to już by zamarzl. Mężczyźnie za to, że go uratował, nie zostawil go.
      - Angielski - skinal głową - dobre - uśmiechnął się ostrożnie wskazując swoją czarka na czajnik i na mężczyznę by i ten się z nim napił. - jesteś tu sam?

      Usuń
    16. Zmrużył oczy, niezbyt zadowolony z tego, że mężczyzna zignorował jego pytanie. Zbyt długo nie mógł pytać, a teraz, kiedy mógł, to Amerykanin nie chciał mu odpowiadać. Ale nie, to nie.
      Odłożył więc aparat z powrotem na stolik, może nieco zbyt mocno, ale jednak wciąż na tyle lekko, by go nie uszkodzić. Potrafił panować nad własną siłą.

      - Jestem - odpowiedział, lekko wahając się nad odpowiedzią. Ale mężczyzna, Steve pytał raczej tylko o żywych, funkcjonujących ludzi, prawda? - Sam - dodał, przesuwając dłonią po lewym ramieniu. Metal był zimny, więc zazwyczaj zakładał na lewą dłoń rękawiczkę. Prawą zostawiał w spokoju. - Głodny? - Spojrzał na mężczyznę, nie wiedząc, czy powinien pójść do magazynu po coś do jedzenia. Nie wiedział, jak często i ile mężczyzna, ile Steve ma jeść. Nie znał się na takim... zwykłym metabolizmie. Ledwie rozumiał własny.

      Usuń
    17. - Masz mój aparat - czuł się nieco lepiej dzięki herbacie i tym,.że mężczyzna ma jego ukochany sprzęt. Tak usiadł na piecu, by móc widzieć go nieco lepiej i mimo swej ciekawosci nie byc nachalnym..- Naprawdę jestem ci wdzięczny- wszystko czym mógł mu w jakiś sposób zapłacić za pomoc i opieke zostało w samochodzie. - nie wiem czy wypada nadszarpywać twojej gościnności- to że mężczyzna był sam, było znów dwuznaczne. Mógł być z wyboru, mógł tez.. Steve upil znów naparu, by zajść czymś siebie -a jak tobie na imię? -niby podciągal konwersacje, ale każda informacja była istotna. Choć widząc co dzieje się za oknem to ta istotnosc malała.

      Usuń
    18. - Śnieżyca. - Wskazał palcem w stronę okna. - Będzie trzymać długo. Tygodnie. Miesiące. - Wzruszył ramionami, pokazując, że nie zna dokładnej odpowiedzi. Nikt nie znał. Pogoda w tych rejonach była kompletnie nieprzewidywalna, a zima potrafiła utrzymywać się przez większość miesięcy w roku, a temperatura potrafiła dochodzić do ponad minus sześćdziesięciu. To przynajmniej wywnioskował z notatek, które znalazł. Chciał dodać jeszcze, że powinien jeść, bo jedzenia ma więcej niż leków, ale mężczyzna zadał pytanie, które...
      Nie lubił tego pytania. Sam zadawał je sobie dziesiątki razy, ale nie potrafił znaleźć na nie odpowiedzi pomimo usilnych starań. To była tajemnica, której jego zepsuty mózg nie potrafił rozwikłać. Dlatego powiedział jedynie:
      - Nie wiem. - Raz jeszcze wzruszył ramionami. - Nie mam imienia.

      Usuń
    19. - Mój samochód tam został.. mam w nim ubrania i inne rzeczy.. - przygryzl warge patrząc zza okno. - bede ci smierdziec- zażartował powracajac spojrzeniem do niego, które zamieniło się na strapione gdy ten powiedzial, że nie ma imienia. Przecież każdy je miał..Może w tych rejonach tego się nie trzymaja - a jak na ciebie wołają ?- spytał łagodnie widząc że to nieco drażliwy temat - jak mam na ciebie mówić?

      Usuń
    20. - Nie wołają - uciął, a przynajmniej miał nadzieję, że uciął dalszą rozmowę na ten temat. Nie lubił tych określeń, którymi się do niego zwracano. Żadnego nie lubił. A Żołnierz? To... To nie brzmiało zbyt przyjaźnie. Tak przynajmniej sądził. - Mów, jak chcesz - dodał, próbując wmówić samemu sobie, że to przecież nie ma żadnego znaczenia. To, jak się do kogoś zwraca, jakie imię się nadaje. To tylko pusta nazwa.
      Wyszedł z pomieszczenia, zabierając ze sobą jedną z ostatnich działających latarek. Będzie musiał później odpalić jeden z niewielkich agregatów, marnując i tak niewielkie zapasy paliwa, żeby je podładować. Nie wszędzie mógł iść iść przecież z lampą naftową.
      Wrócił, niosąc dla mężczyzny, dla Steve'a, komplet ciepłych ubrań, które rzucił na posłanie obok niego. Nie były typowo żołnierskie, raczej cywilne. Mocne spodnie, gruby sweter i para butów, która lepiej poradzi sobie z syberyjskim śniegiem i lodem, niż te, które miał Amerykanin.

      Usuń
    21. Poczuł znów przypływ strachu i adrenaliny. Ten facet był nieprzenikniony, a on nie znał jego zamiarów. Gdy wyszedł z pomieszczenia to czuł jak całe ciało mu się napina w oczekiwaniu na najgorsze.
      Jednak nieznajomy zaskoczył go raz jeszcze swoim zachowaniem. -'Może Bucky? - zapytał widząc ubrania w jego rekach. Odłożył czarke po swojej drugiej strony i zeskoczyl z pieca by się ubrać. Pewnie ten go zaraz wygoni i modlil się w duchu by doszedldodoszedł do auta i ono odpalilo.

      Usuń
    22. [Why Bucky? Bo mu przypomina takiego jednego gościa z podręczników od historii ;P?]

      Spojrzał na niego, ściągając brwi. Niby dlaczego Bucky? Czy on wyglądał jak Bucky? Jeśli tak, to kim, do cholery, był jakiś Bucky? On nie... Nie wiedział, ale gdzieś, gdzieś z tyłu głowy kołatała mu się myśl, że to słowo jest dziwnie znajome. Nie potrafił go do niczego dopasować, nie znał żadnej definicji, ale kojarzył to słowo. Chyba.
      Nie potaknął więc, nie zaprzeczył też jednak, a jedynie wzruszył ramionami, pokazują, że jest mu to niby obojętne. Niby. To było właśnie kluczowe słowo.

      - Pójdę po jedzenie - mruknął, wychodząc z pomieszczenia raz jeszcze. Nie tylko dlatego, żeby mężczyzna mógł się ubrać, ale też po to, by to wszystko sobie jakoś przeanalizować, przemyśleć. Nie sądził jednak, by wiele to dało.

      Usuń
    23. [Jeleń? Buck?:p]

      - Prezydent? Zwierzę leśne? To mi się dobrze kojarzy..- uśmiechnął się ostrożnie w stronę mężczyzny. - Też możesz na mnie mówić jak chcesz.. - chciał pokazać, że wszystko jest okej, że nie miał nic złego na myśli- dziękuję- powiedział gdy skończył się ubierac. Wygladzajac swetr miał już się pytac czy pomóc, ale Bucky'ego, mężczyzny już nie było. Mógł jedynie więc posprzątać nieco na piecu czekając na niego. Do aparatu podejdzie przy nim, by pokazać mu jak działa to urządzenie.

      Usuń
    24. [Wiesz, on raczej wolałby nie być nazywany jeleniem xd I jaki prezydent? Buchanan? Ksywka "Bucky" nie jest od tego imienia, wbrew pozorom]

      Wrócił, niosąc kilka mrożonych warzyw, które udało mu się znaleźć w spiżarni jakiś czas temu, a które starał się oszczędzać - miał przecież jednak gościa, prawda? - a także kawałek mięsa, które skończył oporządzić nie tak dawno temu. Miał wiele czasu, był tutaj w końcu sam, a zamrożone zapasy mogły wystarczyć na długo. A co, jak co, ale zamrożenie czegoś nie było tutaj problemem.
      Do pieca dobudowana była mała, dwupalnikowa kuchenka, więc przygotowanie tu czegoś nie było aż tak wielkim problemem, jak mogłoby się wydawać. Nauczył się z niej korzystać metodą prób i błędów, i można powiedzieć, że nabrał wystarczającej wprawy, by przygotować coś zjadliwego. A biorąc pod uwagę fakt, jak ubogi wybór pokarmów i niedobór wszelkich przypraw miał, to już coś.
      Wiedział, że przygotowanie posiłku trochę potrwa, więc by wyjść na choć odrobinę gościnnego, powiedział:

      - Jak chcesz ciepły prysznic albo kąpiel, to wodę da się zagrzać. - I cóż, choć to wymruczał pod nosem, to było najdłuższe zdanie, jakie wypowiedział. - Nauczyłem się tego.

      Usuń
    25. [ Ty jesteś tą lepszą stroną i madrzejsza naszego związku <3 ]

      Odwrócił się do niego przodem trzymając w dłoni aparat. Nie czuł, żeby robienie tutaj zdjęć i mężczyźnie było dobre, dlatego nawet nie próbował. Ale dotychczasowe zdjęcia może przecież pokazać
      -Nie chcę nadużywać twojej gościnności- powiedział choć wizja ciepłej wody była bardziej niż kusząca. - Nauczyles? - znów zmarszczyl brwi niei rozumiejąc co tu się dzieje. A może mężczyzna tylko takim angielskim się posługiwał.

      Usuń
    26. [Ksywka wzięła się pewnie stąd, że w tamtych czasach na młodzików w wojsku często mówiono "buck" (może od jelenia, nie wiem xd), co by pasował też ze względu na to, że po akcji z WS, kiedy Bucky był już starszy, częściej mówiono na niego James]

      Spiął nieco mięśnie, widząc, że mężczyzna po coś sięga, ale uspokoił się, kiedy zorientował się, że to tylko urządzenie, które wygląda jak aparat. I które najpewniej jest aparatem, nie wiedział. Te, które pamiętał, wyglądały inaczej.
      Spojrzał na niego zapewne równie głupim spojrzeniem, jakim ten patrzył na niego, kiedy usłyszał jego pytanie. Co było w tym dziwnego?

      - Nauczyłem - powtórzył nieco wyraźniej. Może Steve nie zrozumiał? - Musiałem. Kto miał to pokazać? Byłem sam. - Wzruszył ramionami. Wszystkiego musiał nauczyć się od podstaw sam, nie miał przecież innego wyjścia. Był tu całkiem sam. Choć miał wrażenie, że może to i lepiej? Miał takie dziwne przeczucie.

      Napuścił do garnka gorącej wody z wmontowanego do boku pieca kranika, a potem potem postawił go na jednym z palników. Robił coś cały czas, więc wizja nie robienia niczego, a jedynie stania i rozmawiania, była... dziwna. Dlatego zajął czymś ręce, kiedy mówił:

      - Temperatura będzie cały czas spadać, a śnieżyca utrzyma się jeszcze kilka dni. Co najmniej - dodał jeszcze. - Jak wyjdziesz w ten śnieg, to umrzesz. - Raz jeszcze wzruszył ramionami.

      Usuń
    27. [Dzięki Tobie staje się mądrzejsza, a zarazem uswiadamian swoje braki xd]

      Włączył aparat,by pokazać dotychczasowe zdjęcia. Jednak znów poczuł się bardzo dziwnie, nie wiedział czy zwiewać, czy to po prostu tak już jest z ludami tu zamieszkałymi.
      - Byłeś sam? - podpytal ostrożnie a widząc jak mężczyzna się spina sam zaczął odczuwać stres. - pokazać ci zdjęcia? Pomóc w gotowaniu? - starał się brzmieć pewnie i przyjaźnie. Szczególnie, że muszą ze sobą zostać kilkadziesiąt godzin. - to zostanę- pokiwal głową podchodzac pół kroku ku niemu. Chciał pokazać zdjęcia, ale chyba przy gotowaniu się nie przeszkadza..

      Usuń
    28. Raz jeszcze się powtórzył, mówiąc, że tak, był sam. Nie dopowiedział, że może na całe szczęście, bo z tego, co udawało mu się kojarzyć - nie, nie pamiętać, kojarzyć, bo te ochłapy wspomnień nie były pamięcią - to jakikolwiek towarzysz byłby gorszy od samotności. To nie byli dobrzy ludzie. A skoro on też tu był, był tu z nimi... To może też nie był dobry?
      Mógł jednak próbować takim być. Dlatego podał mężczyźnie nóż - nie bał się go, nie wyglądał na kogoś, kto był dla niego zagrożeniem - pozwalając mu pokroić warzywa. Bo wiedział, że syberyjska zima może zmusić ich do swojego towarzystwa na dłuższy okres, niż mężczyzna by chciał.
      I tak właśnie się stało. Minął dzień, drugi, minął tydzień, a potem miesiąc, a temperatura cały czas oscylowała przy minus czterdziestu, w nocy nawet ponad pięćdziesięciu stopni. Śnieżyce wracały, uniemożliwiając oddalenie się od bezpiecznego schronienia tak daleko, jak Steve by chciał. Jemu co prawda udało dotrzeć do porzuconego samochodu i przynieść część jego rzeczy, ale Steve... Nie miał jednak jego wytrzymałości, dlatego pilnował, by ten się nie narażał. Lubił go pilnować.
      Nauczył go, jak ładować aparat przy agregacie, prowadził w coraz to inne zakątki budynku, dając mu kolejne materiały do zdjęć. Porzucone biura, strzelnice, magazyny, długie, zastawione szeregami metalowych łóżek pokoje służące za sypialnie, sale treningowe... i baletowe, archiwa... Było co fotografować. Zwłaszcza, że kiedy zapadał wzrok, całość prezentowała się nieco... przerażająco. Ale to nic.

      Usuń
    29. O.18 października 2017 17:37

      Im dłużej przebywał w towarzystwie mężczyzny tym bardziej do niego przywykał. Do tego, że czasem gdy śpi to Bucky przygląda mu się.. z resztą to nie był problem.. podobało mu się jego spojrzenie i to jak ten o niego na swój sposób dba..
      Jak dbają o siebie nawzajem. Stworzyli pewną rutynę i wychodzilo na to, że była to dobra rutyna, która im nie przeszkadzała.
      Teraz mógł przypatrywac się temu, jak Bucky myje twarz w prowizorycznej "umywalce" z miski i zaczyna golić brodę. Nie ukrywał się specjalnie, chciał pokazać swoje zainteresowanie.

      Usuń
    30. Nie przeszkadzało mu to, że Steve na niego patrzy. Na początku może i nieco go to krępowało czy irytowało, ale teraz już do tego przywykł. Może nawet zaczynał to lubić. Właściwie, to ostatnimi czasy wiele rzeczy zaczynał lubić. I większość związana była ze Steve'm.
      Stwierdził, że golenie całej brody brzytwą nie ma sensu, dlatego większość jedynie przyciął nożyczkami, a potem obmył twarzy, zanim przejrzał się w małym lusterku z pękniętym rogiem. Może włosy też powinien obciąć? Nie przeszkadzały mu, ale Steve miał krótkie włosy, więc może on też powinien mieć? Tak mogło być lepiej. Postanowił jednak jeszcze ich nie obcinać, a poczekać z tym jeszcze chwilę.

      - Chcesz dziś iść do głównego biura? - spytał, mając na myśli jedną z najdalszych części budynku. - Może znajdziesz tam coś ciekawego - dodał, zerkając na niego. Mógł dzięki temu wybadać jego reakcję na brak już zbyt długiej, postarzającej go brody.

      Usuń
    31. Zarumienił się lekko mimo wszystko,.wiedzial że Bucky go widzi, robił wszystko by być zauważonym, jednak.. to jak mężczyzna czasem patrzył na niego.. to było to.. coś co sprawiało, że miekly mu kolana.
      - Z chęcią- skinal głową wchodząc do tej "łazienkowej" części pomieszczenia. Chciał dotknąć jego twarzy, w którą wyraźnie się zaopatrzył, ale tylko nieco uniósł dłoń, która dał w dół po chwili. Nigdy się nie pytał o to, ale.. - Może sobie zrobimy wspólne zdjęcie?

      Usuń
    32. - Po co? - Ściągnął brwi. - Przecież tu jestem, możesz na mnie patrzeć. - A skoro tak, to po co było mu jego zdjęcie? Może i wciąż nie rozumiał pewnych rzecz tak, jak powinien, bo miał swoją własną, nieco dziwaczną logikę, ale jednak coraz częściej starał się choć udawać, że rozumie. Dlatego dodał: - Ale możemy. Jeśli tylko chcesz. - Skinął głową, śledząc wzrokiem ruch jego dłoni. Pewnych tików wyzbyć się nie potrafił, bez względu na to, ile czasu spędzał ze Steve'm. - I ubierz się - dopowiedział jeszcze. - Tam jest zimno. Nie chodzę tam.

      Usuń
    33. Już otwierał usta, by przeprosić ale jak tylko usłyszał, że Bucky się zgadza to uśmiechnął się jak to miał w zwyczaju promiennie. - Chciałbym po prostu mieć zdjęcie z tobą - nie dodał, że wręcz widzi jak po wywołaniu wkłada je do portfela. Choć związane to byłoby z powrotem o którym wołał nie myśleć dlatego też odstawil te wyobrażenia na bok. - Pewnie - skinal głową robiąc krok w tył, ale wciąż patrząc na niego. - do twarzy ci tak - powiedział jeszcze nim pośpiesznie udał się cieplej ubrac.

      Usuń
    34. Uniósł lekko kącik ust, przesuwając dłonią po twarzy. Nie było więc źle, a przynajmniej Steve sądził, że nie było źle. A to było najważniejsze. Bo kto inny miałby go oglądać? Tylko Steve.
      Posprzątał po sobie, odnosząc miskę i lusterko do sąsiedniego pomieszczenia, które było prawdziwą łazienką. Korzystali z niego od czasu do czasu, kiedy potrzebowali prawdziwego, ciepłego prysznica, ale głównie była zamknięta. Potrzebowała mocnego ogrzania,a lepiej nie szastać opałem na lewo i prawo, kiedy nie wie się, jak długo będzie trwać zima.
      Kiedy wrócił, Steve był już ubrany tak, jak powinien - czyli ciepło, pilnował tego - więc mogli ruszyć do biura. Najwidoczniej zdjęcie Steve chciał zrobić później. Nie przeszkadzało mu to, bo dlaczego miałoby przeszkadzać.
      Przepuścił Steve'a w drzwiach, a potem zamknął je, zabezpieczając dodatkowo grubym kocem, żeby tak szybko nie utraciło ciepła, a potem zaprowadził go w stronę gabinetu, obierając dłuższą drogę - tę prowadzącą przez korytarz z oknami prowadzącymi nie na dziedziniec, a na zewnątrz. A nuż Steve zobaczy coś, co będzie chciał uwiecznić na zdjęciu? Lubił znajdować mu takie momenty.

      Usuń
    35. Patrząc zza okna już unosił aparat do ręki. Gdy robił zdjęcia mało mówił, ale Bucky'emu zazwyczaj to nie przeszkadzało. Mógł się więc zatem temu w całości oddawać. Odwrócił się do niego przez ramię z uśmiechem na ustach, w ten sposób okazywał mu swoją wdzięczność. Samemu korytarzowi też zrobił parę ujęć.
      Los chyba chciał mu wynagrodzić wszystkie szyderstwa tym, że postawił na jego drodze mężczyznę i ten budynek.
      Steve nie narzekał i nie miał zamiaru narzekać.
      Nigdy też nie poruszali tematu tego, co tu wcześniej było i Steve czuł pod skórą, że o to nie ma co pytać.
      Pewne tajemnice powinny zostać tajemnicami.

      Usuń
    36. Kiedy Steve zrobił sobie ostatni przystanek przed głównym celem, wyprzedził go o te kilka kroków, żeby zająć się obarykadowaniem drzwi. To nie była jego robota, więc musiał upewnić się, że Steve jest wystarczająco pochłonięty robieniem zdjęć, by nie dostrzec, jak z łatwością wyłamuje kłódkę, a potem zamek. Zauważył, że jest sporo silniejszy, niż powinien, więc wolał tego nie pokazywać. Nie chciał przestraszyć Steve'a.
      Naparł na drzwi, a te otworzyły się z głośnym skrzypnięciem, które rozeszło się echem po opustoszałych korytarzach. Nie przejął się tym jednak, bo czyją uwagę niby miało by to zwrócić? Zamiast tego uważnie rozejrzał się po pomieszczeniu, a kiedy nie zauważył niczego niewłaściwego, wskazał Steve'owi, że proszę, może iść przodem. To było chyba dobre wychowanie?
      Kiedy Steve wszedł do środka, poszedł w krok za nim, nie mogąc jakoś oduczyć się pilnowania jego pleców. Zdążyło mu to wejść w nawyk. I nawet nie chciał tego zmieniać. Nie przeszkadzało mu to.
      Rozglądał się uważnie po pomieszczeniu, kiedy Steve przeglądał jakieś papiery z biurka, ściągając brwi, jakby próbował coś sobie przypomnieć, coś skojarzyć, ale... Były tylko wyrywki, nic więcej. A to za mało

      Usuń
    37. Czasem czuł się traktowany niczym kobieta, ale.. Nie przeszkadzało mu to zbytnio a mile go łechtało. Choć nie umiał jeszcze odczytywać Bucky'ego to jednak wiedział, że ten nie ma związanych z nim złych intencji.
      A ta wiedza wystarczała mu zupełnie. Z góry zakładał, że ludzie są dobrzy a Bucky zajął się i zajmuje się nim dobrze.
      Przeglądał dokumenty i wiedział, że popełnił tym błąd. Nie znał cyrulicy ale rozpoznawał niektóre zdjęcia, czy pieczątki. Miał to na lekcjach historii i były to informacje w zwykłym obiegu, w gazetach. Rozpoznał też osobę na zdjęciach.
      Zsunął dokumenty w jedną kupkę jak gdyby nigdy nic i zaczął fotografować biurko. Nie mógł wykonywać nerwowych ruchów.
      Był w jednym pomieszczeniu z Zimowym Żołnierzem.

      Usuń
    38. Podszedł do miejsca, w którym jeszcze przed chwilą stał Steve. Chciał po prostu przyjrzeć się rzeczom, które te fotografował. Zawsze tak robił, jakby próbował dostrzec w nich to, co ten widział. Tak samo było ze szkicami, które robił na nieco pożółkłym papierze. Jemu i tak się podobały.
      Wziął do ręki leżącą na wierzchu teczkę. Niezwiązaną, zalaną, brudną z częścią widocznie wyrwanych kartek. Jakby ktoś próbował się jej pozbyć, ale porzucił to, bo zniszczeniu najważniejszych informacji.

      To akurat pamiętał.
      Pamiętał i to nawet zbyt dobrze, ale nie chciał o tym myśleć, nie chciał o tym mówić. Nie chciał, żeby Steve wiedział.

      Zgniótł teczkę w dłoni, w milczeniu spoglądając na Steve'. Wiedział.

      Usuń
    39. Czuł jak pot spływa mu wzdłuż kręgosłupa, ale.. Tyle rzeczy przemilczeli dlaczego by tej nie mieli? Może udawać, że nic nie zauważył a może do końca zimy faktycznie zapomni.. Nie chciał uciekać, choć kolana nieco przy kolejnym kroku mu się ugięły. Sfotografował kąt przeciwległej ściany czując jak ten w milczeniu mu się przygląda.
      Jeżeli przyjdzie mu tu umrzeć.. Byle szybko, tylko tyle chciał.
      Ale Bucky nic nie mówił i nie podchodził. Dlatego on też się tego trzymał.

      Usuń
    40. Uniósł lewą dłoń, wiedząc, że Steve usilnie stara się na niego nie patrzeć, a potem po raz pierwszy ściągnął przy nim rękawiczkę, pokazując metal protezy. Wiedział, że Steve zawiesił na niej wzrok.
      Nie był ani ślepy, ani głuchy, ani tym bardziej głupi, więc doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Steve odczuwa strach. Ale to było chyba naturalne. Każdy na jego miejscu, by się bał, prawda? Ale teraz nie było już odwrotu, Steve wiedział. Powinien być więc wobec niego szczerzy, nie ukrywać nic więcej. I może pogarszał sprawę, ale powiedział:

      - Jestem Zimowym Żołnierzem. Zabiłem wielu ludzi. Jestem najniebezpieczniejszym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek spotkasz. - Wziął w prawą dłoń metalową figurkę baletnicy, którą zwyczajnie zgniótł, jakby była z cienkiego plastiku. - Chyba mam na imię James. Dorastałem podczas Wielkiego Kryzysu. Walczyłem w drugiej wojnie. Hydra, KGB... - urwał w pół zdania, nie wiedząc, czy opisywanie tego wszystkiego, co zrobili, ma sens.

      Usuń
    41. Steve niemalże wszedł na ścianę widząc co Bucky robi. Co robi Zimowy Żołnierz, James. Zakręciło mu się w głowie bardziej niż po upadku, przez który się poznali. - Wiem - powiedział to cienkim głosem, dlatego odkaszlnął i spojrzał mu w oczy - wiem z gazet, lekcji - odbił się od ściany i z tłuczącym się sercem podszedł do niego. Im był bliżej tym bardziej rozsądek mu krzyczał, by odszedł..
      Ale Steve zazwyczaj nie słuchał głosu rozsądku.
      Siegnął dłonią do palców, jego protezy, gdzie była zmiażdżona figurka baletnicy. Strącił jej pozostałości z jego dłoni i przyłożył do protezy swoją.

      Usuń
    42. - Nie chcę już nikogo krzywdzić - powiedział, wbijając wzrok w swoją dłoń, z której Steve strącał resztki metalowych odłamków. - Musiałem. Ale już nie chcę tego robić - zapewnić, jakby usilnie chciał sprawić, że Steve mu uwierzy. Musiał mu uwierzyć. Nie mogło być inaczej. - Nie chcę, żebyś się mnie bał. Jeśli chciałbym cię skrzywdzić, zrobiłbym to już dawno... - Ostrożnie przesunął metalowymi opuszkami po jego palcach. Naprawdę nie chciał, by Steve się go bał. Chciał, by Steve na niego patrzył, uśmiechał się do niego tak, jak wcześniej. - Chcę pokazać ci coś jeszcze. - Ostrożnie przesunął dłoń na jego nadgarstek, obejmując go palcami. Delikatnie, jak najdelikatniej.
      Wiedział, że musi to zrobić, jeśli nie chce, by pozostały między nimi jeszcze jakieś tak ważne tajemnice. Nie powinno ich być. W końcu byli tu tylko oni.
      Zaprowadził go do podziemnej części budynku, włączając całą elektronikę. Miała własne, awaryjne zasilanie, które musiało zadziałać, dlatego żółtawe, brudne światło oświetlało im drogę aż do głównego celu. Otworzył kratę i pancerne drzwi, wpuszczając go do koszmaru, którego centrum stanowiło krzesło i komora. Cóż, przynajmniej Steve będzie miał niezapomniane zdjęcia...

      Usuń
    43. Wierzył mu. James miał tyle możliwości do zabicia a zamiast tego zbliżał się do niego, opiekował się nim i po prostu żyli tu we dwójkę. Jednak idąc za nim serce wciąż waliło mu niczym dzwon a przed oczyma przebiegały mu urywki z całego życia.
      Wiedząc, gdzie go Bucky przyprowadził otworzył usta chcąc go prosić, by ten nie zrobił mu nic złego, ale mężczyzna tylko stanął obok i wskazał na aparat.
      Ale Rogers pokręcił przecząco głową. Nie chciał tu robić zdjęć, nie mógł, nie umiał.
      Podszedł znów do niego i zamiast tak jak poprzednio ostrożnie i delikatnie go dotknąć to przytulił go z całych swoich sił.

      Usuń
    44. Wypuścił z siebie nieco drżący oddech, czując, jakby coś z niego spływało. Nie pamiętał, żeby ktoś dotykał go w taki sposób, żeby ktoś robił to tak, jak Steve. To było dobre, to było takie... Nie potrafił tego opisać, ale możliwość oparcia się na Stevie, ukrycia twarzy w zgięciu jego szyi i po prosu bycie przez niego obejmowanym było właśnie tym, czego potrzebował.

      - Nie wiem, co się stało, musiała się wydarzyć jakaś awaria, bo ja... Obudziłem się tu. Byłem sam, nie było nikogo i... Nie pamiętałem zupełnie niczego. I ja... Próbowałem się zabić, jak zacząłem pamiętać - wyznał, nie odrywając jednak twarzy od jego szyi. Steve był nieco wyższy, więc to było wygodne. - Gdybyś się nie pojawił, próbowałbym jeszcze. - Ostrożnie odwzajemnił jego uścisk.

      Usuń
    45. Zacieśnił mocniej swój uścisk wokół niego, każdy zasługiwał na drugą szansę. Na swoje szczęśliwe zakończenia. - Więc dobrze, że tu trafiłem.. Jesteś dobry, dobry dla mnie - i to pozwoliło Stevenowi wierzyć, że James nie jest złą osobą, a to co on robił, co kazano mu robić było wbrew jego woli. Miał w sobie dobro, więc nie wolno go było przekreślić. Steve nie chciał tego zrobić i wiedział, że nie opuści go tak łatwo i tak szybko. Nie opuści go wcale.

      Usuń
    46. - Chcę być dobry dla ciebie - zapewnił. - Staram się. - Taka była prawda. Nauczył się wreszcie z kimś rozmawiać, nauczył się zachowywać, nie był już tak paranoiczny i nie widział wszędzie potencjalnego zagrożenia. Powoli uczył się myśleć tak, jak myślał Steve. Dzięki niemu. - Nie chcę, żebyś mnie zostawiał - niemal poprosił, obejmując go nieco pewniej. Wciąż lekko, bardzo lekko, bo nie chciał go skrzywdzić, ale pewniej. Chciał go czuć. - Ale nie chcę, żebyś musiał tutaj zostawać. Ja chcę... Chcę być z tobą tam, gdzie będziesz szczęśliwy. - Przyciągnął go do siebie jeszcze mocnej. Lubił uściski.

      Usuń
    47. Przesunął dłońmi po jego plecach. Jedną zostawił na wysokości łopatek, a drugą przesunął na jego kark i potylicę, by muskać tam skórę. - Nie zostawię cię, nie chcę od ciebie odchodzić - przyznał się pozwalając mu bardziej siebie obejmować. Sam przecież to zainicjował i ochoczo na to odpowiadał. Masował jego plecy, a gdy znów zacieśnili uścisk to wsunął nieco udo między jego nogi.

      Usuń
    48. Chciał mu powiedzieć jeszcze wiele, chciał wyznać, że nie chce, by Steve był skazany na przebywanie tu dłużej, niż jest to konieczne, że pójdzie za nim wszędzie tam, gdzie ten będzie chciał, by poszedł. Obojętnie, co miałoby go tam spotkać. Dla Steve'a było warto. Bo Steve był z nim tutaj, Steve go uratował, Steve się go nie bał i dawał mu drugą szansę.
      Dlatego trzymał go tak blisko i tak mocno, jak tylko mógł bez robienia mu krzywdy, a potem pociągnął go lekko w stronę drzwi, dając mu tym znać, że powinni stąd pójść, że powinni wrócić na górę.

      Usuń
    49. Odsunął się dość niechętnie od niego. Dawno nie był z nikim tak blisko, dawno zwykłe przytulenie tyle dla nie znaczyło. Ale ujął jego dłoń w swoją, nie przejmowal się nieco szorstką skórą, ważne że była to ciepła dłoń i mógł go trzymać. Chciał okazać mu jak najwięcej wsparcia, pokazać że się nie boi, że ufa mu i wierzy.
      Że jest dla niego ważny i bliski.. i gdyby tylko chcial, gdyby tylko go do siebie dopuścił to.. Steve pokocha go całym sobą.

      Usuń
    50. To, że Steve trzymał go za rękę, było... dziwne. Nie złe, nie nieprzyjemne, ale... dziwne. Nie był przyzwyczajony do takiego dotyku, do tego, że ktoś obchodzi się z nim w tak... delikatny i zupełnie niebolesny sposób. Ale może uda mu się do tego przyzwyczaić...?
      Ścisnął lekko jego dłoń, zanim ją puścił, żeby zająć się powtórnym barykadowaniem drzwi. Było to o tyle prostsze, że teraz nie musiał się hamować i udawać słabszego, niż naprawdę był. Poszło mu więc całkiem szybko i zręcznie.
      Dlatego szybko raz jeszcze wyciągnął dłoń w jego stronę, pokazując mu tym, że może ją chwycić, jeśli chce. On sam nie widział w tym niczego niewłaściwego, bo i dlaczego miałby widzieć? A skoro Steve to robił, to nie mogło być nic złego.

      Usuń
    51. Może nie bał się jego siły, ale nieco ona go stresowala? Ale negatywne odczucia szły na bok, gdy myślał nad tym jak mogliby tą siłę wykorzystać, jak mógłby być potraktowany.. odchrząknął nieco, by przegonic te bezwstydne myśli i skupić się na tym, by wrócić do ciepłego pomieszenia, które służyło im za kuchnię i sypialnie.
      Z usmiechem ujął jego dłoń widząc jak ten stara się być ostrożnym i delikatnym, to było na.swój sposób.. rozczulające.

      Usuń
    52. Usilnie starał się być ostrożny i delikatny, bo był idealną maszyną do krzywdzenia ludzi, więc zachowywanie się tak... normalnie, było dla niego jednak problemem. Większym, niż mogło się zapewne wydawać, ale taka była prawda.
      Pozwolił zaprowadzić się Steve'owi to zajmowanego przez nich pomieszczenia, do ich pomieszczenia, mając nadzieję, że nie wysyła już żadnych sygnałów, które mogłyby w jakikolwiek sposób niepokoić Steve'a. Nie chciał, by ten się go bał. W żadnym stopniu. Chciał, by czuł się przy nim bezpiecznie. Starał się w końcu o to i próbował dbać o niego tak, jak tylko potrafił. Było to może nieco nieudolne, ale... czyż nie liczyły się chęci?

      - Chciałeś zrobić zdjęcie - powiedział, może nieco zbyt ostrożnie, niż powinien. Ale starał się.

      Usuń
    53. - I nadal chcę - powiedział stając do niego przodem. Sięgnął dłońmi do zamka jego kurtki, by rozpiąć ją. Robił to powoli nie dlatego, że się bał czy musiał. Ale pierwszy raz zdejmował z niego ubranie i było to dla niego znaczącą chwilą.
      Jak wstęp do zdejmowania z siebie masek, problemów, ciemnych stron.
      -Możemy je sobie zrobić w koszulkach - gdy już rozpiął kurtkę to ostrożnie stanął za nim, by zsunąć ją z jego ramion i odłożyć na krzesło. Gdy już przy nim był to na stolik odłożył aparat, który zdjął ze swojej szyi. Mógł teraz skupić się na zdejmowaniu mu swetra.

      Usuń
    54. [On ma płaszcz, nie kurtkę! A prawdziwy, rosyjski płaszcz ma guziki, nie zamek!
      I wtf Steve robi: https://78.media.tumblr.com/f7070d3f49a8677dbb80c58ebe51f5fc/tumblr_oy21zfaP4s1vkdinjo1_1280.png ?]

      Nie bardzo rozumiał, dlaczego Steve chciał robić zdjęcie w koszulkach i dlaczego Steve zaczął go rozbierać, ale nie protestował. Może Steve chciał zobaczyć protezę? Pewnie tak... Ale to nie znaczyło, że Bucky od razu rozumiał, dlaczego Steve chciał mieć coś tak paskudnego na zdjęciu. Pewnie dlatego, że nie wiedział jeszcze, jak wygląda. Zapewne zmieni zdanie, jak ją już zobaczy. I pewnie nie spodoba mu się to, że nie nosi podkoszulki.
      Nie pamiętał, jak to jest być skrępowanym tym, jak się wygląda, bo zwyczajnie był przyzwyczajony do tego, że ktoś go rozbierał albo ubierał, a potem robił, co było konieczne. Ale teraz... Nie podobało mu się za bardzo to, że Steve widzi wszystkie te blizny na jego barku i boku, grube, rozharatane, ciemnoczerwone pręgi odcinające się na jego jasnej skórze. Nie dało się ich nie zauważyć. Niestety.

      Usuń
    55. [To źle poczytałam ;o Steve się szykował do rozłąki z Bucky'm? ]

      -Przepraszam - zauważył jego ciało, gdy już go rozebrał z górnej części odzienia. By nie wyszło to głupio, to szybko rozebrał i siebie, choć przez chwilę był śmiesznie zaplątany. Czuł jak na jego skórze pojawia się gęsia skórka, ale nie wstydził się tego przed Bucky'm. Ostrożnie dotykał najgrubszych blizn jakby bojąc się, że to może boleć. - Zdjęcia później zrobię, w ubraniu - obiecał spoglądając mu w oczy i z powrotem wrócił do dotykania jego skóry.

      Usuń
    56. [Mi to tam wygląda na przygotowywanie się nie na rozłąkę, a raczej na ekhem, zbliżenie]

      Nie wiedział, jaki cel ma to, co robił Steve, ale nie przerywał mu. Czucie dotyku Steve'a, jego palców na swojej skórze było... mimo wszystko było miłe. Nieco dziwne, ale miłe. Choć wolałby jednak, żeby nie dotykał blizn, a bardziej czułe fragmenty jego ciała. To byłoby jeszcze milsze.
      Ostrożnie dotknął ramienia Steve'a, nie bardzo wiedząc, czy dobrze odczytuje jego zamiary. Bo skoro Steve rozebrał jego, żeby go dotykać, to siebie rozebrał po to, żeby być dotykanym, prawda? Tak przypuszczał. Ale nie wiedział, czy przypuszcza dobrze.
      Ciało Steve'a było... nieco inne. Gładkie, miękkie, choć silne, z jasnymi włoskami, niemal meszkiem gdzieniegdzie. Podobało mu się dotykanie jego skóry i choć w pierwszym odruchu chciał przesunąć dłoń dalej, to zawahał się. Nie wiedział w końcu, czy to tego Steve chce i czy robi to dobrze.

      Usuń
    57. [Bucky powinien być dumny xD]

      Przymknął na chwilę oczy czując jak zadrżał pod jego dotykiem. Ale była to dobra reakcja dlatego przysunął się bliżej i przesunął dłoń na jego mostek. Przejechał po żebrach, po lewej i prawej piersi. Ostrożne zapoznawał się z jego skórą i mięśniami, które naprawdę były godne do zawieszenia na nich okiem. Bucky miał silne ciało, mocne.. To nic, że pełne blizn - Boli? - spytał przesuwając ostrożnie opuszkami w stronę złączenia protezy ze skórą.

      Usuń
    58. Mimowolnie śledził wzrokiem jego palce, sunące po skórze i dotykające blizn. Te akurat zrobił sobie sam, kiedy próbował się pozbyć tego żelastwa dawno temu. Ale nie widział sensu, by mówić o tym teraz Steve'owi. Nie chciał go niepokoić. Więc najchętniej wcale by o tym nie mówił. Ale z drugiej strony chciał być wobec niego szczery...
      Dlatego nie skłamał i nie powiedział "nie, nie boli", a:

      - Czasami - przyznał, z trudem powstrzymując się przed tym, by nie zabrać jego ręki i nie przesunąć jej. - Ale już mniej niż wcześniej - dodał jeszcze, jakby miał nadzieję, że to sprawi, że Steve będzie mniej zaniepokojony. - Te niżej nie bolą wcale - rzucił jeszcze niby mimochodem, wcale a wcale nie mając nadziei, że Steve zabierze dłoń z jego barku. Nie musiał go tam dotykać.

      Usuń
    59. Martwił się o niego i to bardzo. Te blizny nie wyglądały na to, by opatrywał je jakiś lekarz, co dodając do historii Jamesa.. Steve przygryzł usta czując złość, że ktoś komuś może wyrządzić świadomie taką krzywdę i świadomie wykorzystać..
      -Te? - przesunął dłoń na wspomniane krzywdy. Dotykał krzywizn jego mięśni i sięgnął w stronę biodra, choć trzymał się granicy wytyczonej przez spodnie - są maści na blizny, może one by pomogły na ból- spojrzał w jego oczy w swoich mając wyraz troski i zmartwienia.

      Usuń
    60. Uśmiechnął się krzywo, nieco cierpko, ale z widoczną, ironiczną nutką - i miał dziwne wrażenie, że dawniej ten uśmiech często gościł na jego twarzy... - bo cóż, co, jak co, ale mógł teraz to wszystko skwitować słowami "jeśli to jest dla ciebie ból, to mało wiesz o bólu". Ale nie zrobił tego. Zamiast tego uśmiechnął się nieco normalniej, przyjaźniej i skinął głową, że tak, może spróbować, jeśli Steve uważa to za dobry pomysł.
      Ostrożnie przesunął dłonią po całej długości jego ramienia, przesuwając ją na bark, na którym zatrzymał ją na dłuższą chwilę. Nie bardzo wiedział, co powinien robić, więc uznał, że powtarzanie ruchów Steve'a będzie całkiem dobrą decyzją.
      Spojrzał w dół, na palce Steve'a sunące po pasie jego spodni.

      - Jak się obudziłem - zaczął. - Nie miałem włosów. Znaczy, te na głowie miałem, ale reszta... - Ściągnął brwi, jakby próbując znaleźć jakiś dobry powód, dlaczego ich nie było. Ale jak zawsze żadnego nie wymyślił. - Zaczęły niedawno odrastać. - Przesunął lewą dłonią po swoim brzuchu, przypadkowo szturchając palce Steve'a tak, że te przesunęły się na pasek włosów prowadzący od jego pępka w dół.

      Usuń
    61. -A teraz już masz? - spytał rumieniąc się nieco, przejechał palcami po włosach w górę i w dół, nie wiedząc czy dobrze odczytuje jego intencje. - One nie są złe, nie przeszkadzaja mi - chodziło mu o owłosienie i w intymnych miejscach. Zerknal nieco zawstydzony w jego oczy gdy znów powiodl palcami w dół ścieżki włosków nad spodnie. Zahaczył o nie palcem czekając na jego "tak" bądź"nie"'. A im dłużej myślał o jego ciele tym jego rumieniec robił się głębszy i w kolorze i na ciele.

      Usuń
    62. No przecież powiedział mu, że ma, tak? Nie rozumiał więc za bardzo, po co było to dopytywanie się i cała reszta, ale Steve... był odrobinę dziwny. Dla niego. Ale podobało mu się to jego "dziwactwo".
      Musiał też przed sobą przyznać, że podobało mu się to, gdzie zapuszczały się palce Steve'a. To było takie... nowe, inne i najzwyczajniej w świecie przyjemne. Steve miał ciepłe, przyjemne palce i nawet nie próbował ukrywać, że mógłby je czuć... bardziej. Steve mógł go dotykać, gdzie tylko chciał i jak tylko chciał.

      Usuń
    63. Nie czujac sprzeciwu spróbował wsunac dłoń między spodnie a jego ciało. Napotykając tylko gorąca skórę i dalsze włoski jeknal cicho i oparł czoło o jego ramię.
      Od pewnego czasu żywo reagował na Jamesa, na sam jego widok a teraz..
      Dotyka go, Bucky chce tego dotyku. A on nie miał zamiaru mu tego odmawiać.
      -Chciałbym.. chciałbym- nie.umiał się wyslowic niskim glosem. Owiewal skórę swym oddechem, musiał już oddychac przez usta.

      Usuń
    64. Nie czujac sprzeciwu spróbował wsunac dłoń między spodnie a jego ciało. Napotykając tylko gorąca skórę i dalsze włoski jeknal cicho i oparł czoło o jego ramię.
      Od pewnego czasu żywo reagował na Jamesa, na sam jego widok a teraz..
      Dotyka go, Bucky chce tego dotyku. A on nie miał zamiaru mu tego odmawiać.
      -Chciałbym.. chciałbym- nie.umiał się wyslowic niskim glosem. Owiewal skórę swym oddechem, musiał już oddychac przez usta.

      Usuń
    65. Nie do końca rozumiał, czy reakcja Steve'a była aprobatą na to, że jakoś nie miał w zwyczaju nosić bielizny - no bo i po co? - czy jednak na sam fakt, że włoski tam były wyczuwalne i nieco kujące przez to, że wciąż dopiero odrastały. Jemu to nie przeszkadzało, ale jakby Steve'owi tak, to by mógł się ich pozbyć.
      Ostrożnie położył lewą dłoń na jego plecach, nieco nad pośladkami, przyciągając go bliżej, kiedy Steve oparł głowę na jego ramieniu. Chyba właśnie tak powinien zareagować, prawda? Tak się to robiło?

      - Czego byś chciał? - mruknął w bok jego głowy, wdychając zapach jego włosów. Podobał mu się. Wszystko w Stevie mu się podobało. I chciałby dać mu wszystko, czego ten by chciał.
      I miał nadzieję, że kiedyś będzie mógł.

      Usuń
    66. -Poczuć cię bardziej.. bliżej.. - mówił w jego skórę nie wiedząc jak na te sprawy James popatruje.. Steve zawsze musiał się ukrywać, udawać, że taki nie jest. A przecież nie robił nikomu krzywdy.
      A tym bardziej tej krzywdy nie zrobiłby Jamesowi. Liczył się z jego zdaniem i potrzebami, więc jeśli ten chciałby przerwać to co się między nimi dzieje, to zrozumialby to. - Podobasz mi się.. i nie mówię tego, że podzieliles się ze mną swoją historią. - uniósł twarz by spojrzeć mu w oczy, by ten miał pewność co do prawdziwości jego słów. - Podoba mi się twoj dotyk- przesunął się do niego jeszcze nieco bliżej.

      Usuń
    67. Patrzył na niego z lekkim niezrozumieniem, którego nawet nie próbował ukrywać. Bo i po co? Wiedział, że Steve nie jest zły i nie będzie się na niego gniewać za to, że czegoś nie wie albo nie rozumie. A nie wiedział i nie rozumiał całkiem wielu rzeczy. Ale to nie jego wina. Prawda?

      - Wyjaśnij. - Okej, powinien być chyba nieco bardziej... - Proszę - dodał. Tak, teraz jest dużo lepiej.

      Ostrożnie przesunął obie dłonie na jego plecy, przez chwilę je masując. Mimo wszystko w pomieszczeniu nie było aż tak ciepło, by można paradować półnago, więc jednocześnie chciał sprawić mu nieco przyjemności, ale chciał też go ogrzać. Nie jego wina, że się martwi o jego zdrowie, tak?

      Usuń
    68. -Chciałbym.. - zaczął o stronie.. czyżby Bucky nigdy, z nikim? Poczuł jak znów zaczyna palić go twarz, ale to był ten przyjemny gorąc.. Jego dłonie dobrze sobie radziły, więc instynktownie mężczyzna dawał sobie rade.
      Steve pragnął poprowadzić go dalej. - chciałbym sprawić ci przyjemność, poczuć twoj smal - żeby nieco bardziej zobrazować o co mu chodzi to wsunal dłoń głębiej, tak by móc choć nieco musnac kutasa. Czuł jak on się pobudza, ale nie chciał przestraszyć Bucky'ego.
      Dlatego był wciąż ostrożny w swoich ruchach. I zamiast w usta pocałował go w szyję, tuż pod uchem i za uchem. Piescil skórę wargami, czekając na reakcje by dodac język i zęby.

      Usuń
    69. Pozwolił sobie na zduszony pomruk i cóż... Sam nie wiedział, co do końca go spowodowało. To wszystko było takie... przytłaczające. Ale w ten dobry sposób. Zdecydowanie dobry.
      Po prostu on... Nie pamiętał, żeby ktoś kiedykolwiek go całował, kiedykolwiek dotykał w taki sposób, w jaki robił to Steve. I to było takie... Nie potrafił tego nazwać, w głowie pojawiała mu się pustka, kiedy tylko próbował znaleźć jakieś dobre określenie na to, co teraz czuł, o czym teraz myślał. Wiedział jednak, że pragnie tego samego, co Steve.
      I cóż, jakoś podświadomie wiedział, że jego ciało właśnie do tego dążyło. Wiedział to wszystko, rozumiał, mimo tego, że nie potrafił przypomnieć sobie odpowiednich nazw. Ale często mu się to zdarzało. To była normalność.
      Nieco nieśmiało przesunął twarz tak, by musnąć jego wargi swoimi.

      Usuń
    70. Wsunal dłoń głębiej, gdy usta Bucky'ego odnalazły jego. Czuł, że tego mu brakowało i za tym tęsknił. A tym bardziej tego pragnął z Bucky'm. Sięgnął do jego penisa, by choć przesunąć po nim palcem. Lubił się całować, a James potrzebował nieco wprawy. ale im dłużej się calowali, im dłużej się dotykali tym mężczyzna rozluznial się i chętniej odpowiadał. No i lepiej mu szło, ale Rogers nie narzekał i nie.miał zamiaru narzekac.
      Pchnął go nieco w stronę pieca, by tam mieli jakieś oparcie i tym też zasygnalizowac jak widzi dalszy przebieg sytuacji.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Farba

Miniaturka 2: Niebo spadające nam na głowy... (10/?)

Miniaturka 2: Niebo spadające nam na głowy... (9/?)