Posty

Kolejne zwycięstwo Hydry

Krótki opis: Każdego roku w Gävle w Szwecji budowana jest gigantyczna słomiana koza. Czyli o tym, dlaczego picie zostało zakazane na misjach Hydry. *** Członkowie zespołu wydają się być bardzo zainteresowani kozłem. Są w Gävle, w Szwecji. Celem był gościnnie wykładający w Gävle University College profesor, którego badania stały się przyczyną wielu problemów Hydry. Żołnierz nie wiedział, czym są te problemy. Jedyną rzeczą, o której powinien wiedzieć, było to, jak sprawnie i cichoje rozwiązać. Są w vanie, jadąc na teren odprawy- Slottstorget, Plac Zamkowy, kiedy pierwszy raz widzą kozę. To nie jest prawdziwe zwierzę; Żołnierz nie jest pewien, czy kiedykolwiek widział prawdziwą kozę, ale poznaje jej kształt, więc albo widział kiedyś kozę i zapomniał o tym, albo wszczepiono mu tą wiedzę. To jednak wydawało mu się mało prawdopodobne. Zwierze nie było celem, więc dlaczego mieliby zaprzątać mu tym głowę? To nie mieściło się w parametrach misji. Koza mierzy niemal dwanaście metrów wysokości i ...

Farba

N: Tekst nie jest kanoniczny. Jest częścią tego samego uniwersum, co „Dom” oraz wszystkie teksty 18+. Taka łatka. *** Odnalezienie się w nowym świecie nie było tak trudne, jak mogło się wydawać. Miał Steve’a u boku, a Steve o niego dbał, Steve mu pomagał i był taką pomocą, jakiej sam potrzebował te lata temu, a której nie otrzymał. Tak, to nie było takie trudne. Za to powrót do tego świata… Cóż, to już inna para butów. Taka wyłożona kolcami. Od środka.

Fajerwerki

N: Tekst nie jest kanoniczny, ponieważ osadzony jest w tym samym świecie, co wszystkie poprzednie. *** Steve nie był fanem fajerwerków. Tak właściwie, to nie skłamałby, mówiąc, że jest ich prawdziwym antyfanem. Ogromnym. Co było na tyle ironiczne, że jego urodziny wpadały w dniu, w którym te gęsto ścieliły niebo. A on sam był chętnie zapraszany na najhuczniejsze z odbywających się wtedy imprez. Nic dziwnego, był w końcu Kapitanem Ameryką . Urodzonym czwartego lipca, żeby było zabawniej. Propaganda sama się pisała.

Miniaturka 2: Niebo spadające nam na głowy... (11/?)

*** Bucky był… sfrustrowany. Choć nie, nie. To było zdecydowanie zbyt delikatne słowo, by wyrazić nim to, co teraz czuł. To było coś zdecydowanie większego, coś… Nie potrafił tego nazwać. Dlatego właśnie pozostawał przy tej przeklętej frustracji , która w żaden sposób nie ukazywała ogromu jego rozgoryczenia i bezsilności.  Próbował, starał się… Starał się przypomnieć sobie rzeczy, których nie miał prawa pamiętać, ale nie był w stanie. I nie przychodziły mu do głowy żadne racjonalne argumenty, dlaczego tak się, u diabła, dzieje. I dlaczego w ogóle usiłuje przypomnieć sobie coś, czego nie było. Nie mogło być. Przecież to, cholera, w ogóle nie miało sensu. Ale pomimo tego, że to wiedział, nie potrafił przestać próbować. Kojarzył skądś to nazwisko, ale nie wiedział skąd. I to było takie frustrujące.

Miniaturka 2: Niebo spadające nam na głowy... (10/?)

Opowiadanie dostępne również na  Wattpadzie . *** Budzi się z rzęsami pokrytymi lodem. Próbuje przełknąć ślinę, pozbyć się tego nieznośnego uczucia, jakby ktoś wyłożył jego gardło papierem ściernym. Suchość w ustach jest nie do przezwyciężenia, uniemożliwia wydanie z siebie jakichkolwiek artykułowanych dźwięków, które mogłyby utworzyć razem to jedno imię, które czai się na końcu jego języka. Jest mu zimno, tak cholerne zimno, pomimo którego całe jego ciało zdaje się płonąć żywym ogniem. Ostatkiem sił przekręca głowę w bok. Śnieg zabarwiony jest czerwienią, a jego ramię… Nie jest w stanie powstrzymać wymiotów. ***

Miniaturka 2: Niebo spadające nam na głowy... (9/?)

Opowiadanie dostępne również na  Wattpadzie . *** Bucky naprawdę nie wiedział, co powinien zrobić, by zdołać jakoś wyplątać się z tego wszystkiego. Naprawdę nie wiedział i nie przychodził mu do głowy nikt, kto mógłby to wiedzieć. Cała ta sprawa z chorymi liścikami i śledzącym go niewidzialnym prześladowcą powoli zaczynała doprowadzać go do szału. Nie rozumiał, co się dzieje i jak to możliwe, że mimo wszystkich tych paranoi, jakie towarzyszyły mu po powrocie z misji, dawał się tak zaskakiwać. Jak to możliwe, że nie był wstanie dostrzec, że ktoś go śledzi. Wplątał się w niezłe bagno i nie wiedział, jak ma się z tego wygrzebać. Nie miał najmniejszego pojęcia. I zdecydowanie nie było to pokrzepiające.

Miniaturka 2: Niebo spadające nam na głowy... (8/?)

N: Łolaboga, wreszcie coś zaczyna się dziać! Opowiadanie dostępne również na Wattpadzie . *** желание ржaвый Ciąg dziwnych znaków wydawał się być Steve’owi całkowicie obcy, niezrozumiały, ale jednak… ale jednak miał w sobie coś, co wzbudzało w nim dziwny, nieznany niepokój. Wiedział, że to bezsensowne, ale… Ale ostatnio wszystko stało się właśnie takie. Pozbawione sensu, jakiejkolwiek logiki. Nie potrafił pojąć, jak to możliwe, że jego życie znalazło się na tak dziwnym zakręcie… Choć nie, powinien nazwać to raczej rozdrożem, z którego mógł zejść na skrajnie różne od siebie sposoby. Resztki jego zdrowego rozsądku kazały mu uciekać jak najdalej od wszystkiego, co było związane z Bucky’m Barnesem, ale… Kiedy tylko mężczyzna pojawiał się obok, znikał wszelki zdrowy rozsądek. I wszelki sens. Ale wiedział, że coś tu jest bardzo nie tak. I chyba naprawdę musiał być chory psychicznie. Naprawdę. Bo nie było innego wytłumaczenia dla tego, że pozwolił wyrwać się Bucky’emu B...