Posty

Wyświetlanie postów z wrzesień, 2016

Wyzwanie 12: Chodź, pomaluj mój świat... [Stucky, +16(?)]

N:  Na ten pomysł wpadłam, widząc reklamę farb do ciała. Więc… Czy coś jest ze mną nie tak? ***   Bucky doskonale wiedział, że on i Steve zdecydowanie nie tworzyli normalnej pary. Cóż, zapewne dlatego, że im samym daleko było do normalności, a w ich przypadku dwa minusy nie tworzyły plusa. A może dwa trójkąty nie tworzyły kwadratu? Och, nieważne. Bucky nigdy nie był dobry w takie porównania. Po prostu on i Steve byli zdrowo – a może nawet choro – powaleni, więc z tego połączenia nie mogło wyjść nic dobrego. Nie, żeby znowu jakoś szczególnie im to przeszkadzało. Było im ze sobą dobrze, dopełniali się, będąc swoimi przeciwnościami. Byli jak jakieś chrzanione yin i yang czy coś.

Miniaturka 2: Niebo spadające nam na głowy (2/?)

N:  Mam przezucie, że Astrid będzie płakać, czytając bzdury, jakie wypisuje w tej miniaturce. *** Bucky nie powiedział nikomu o incydencie znad klifu. Nie rozmawiał o tym z Gretchen, udawał, że nic się nie stało. Nie chciał wyjść na wariata. Znaczy… Wiedział, że niektórzy już go za niego brali. Firehaven to w końcu dość małe miasto i docierały do niego różne plotki, które pojawiły się po jego powrocie.  Ludzie potrafili być jak sępy.  Czuł na sobie ich spojrzenia, kiedy tylko wychodził z domu. Jakby próbowali obedrzeć go z prywatności, ze skóry, jakby chcieli wyczytać wszystko z jego nagich, odkrytych mięśni i ścięgien, wyssać jego tajemnice wraz z krwią. Szeptali za jego plecami, sądząc, że nie słyszy. Nazywali go wariatem, schizofrenikiem, dziwakiem. Mówili o nim  ten . Ale miał to gdzieś, nie dbał o to. Wiedział, że nie jest świrem. Wiedział, że jego  stany  nie są jego winą, a  ich  winą.  Nie pamiętał dokładnie kim ci  oni  są, ale to nie był problem. Mówili mu,